I już nie tylko z córką koleżanki ale i kuzynką córki koleżanki :) A po drodze mnóstwo przebojów z psami. Córka koleżanki rzekła z podziwem że ustawiam wszystkie psy w okolicy ale ja niestety od tego ustawiania chrypkę będę miała chyba do końca tygodnia...
Poza tym Miszka (tempo było, ze względu na dziewczyny, wolniejsze) odkryła w sobie duszę psa pociągowego i można powiedzieć że dziś uprawiałyśmy rasowy bikejoring ;) Tylko nie wiem czy nie muszę jej kupić specjalne uprzęży (ma teraz zwykłe szelki)
Miałam się nigdzie nie wybierać tylko schować się w przysłowiowym ciemnym kącie. Zadzwoniła jednak córka koleżanki czy się wybieram znów na rower z psem. No i jakoś się tak wybrałam. Nie poprawił mi się nastrój od tego, ale córce koleżanki i psu pewnie troszkę tak więc pewnie było warto ;)
Dość późnym wieczorkiem. Gdy wracałam, nad polami świecił już księżyc - śliczny był i na dodatek w pełni więc rąbnęłam się z Pepe w trawie, zakapturzyłam (antykomarowo) i zacięłam się przed tym księżycem na dobre pół godziny...
Przez ostatni tydzień mało co byłam w domu, w lodówce pustki, tylko pies i kot mają co jeść... Tydzień miałam morderczy - 3 dni we Wrocławiu, 2 masakrycznie przepracowane dni w domu, 1 w Warszawie. Nie wdając się w szczegóły - czuje się trochę jak rozbitek życiowy - a gdzie rozbitka ciągnie - a no do portu :D.
Więc wzięłam psiaka i popędziliśmy do "Baru na Rozdrożu". Miszka dostała tam wodę w opakowaniu po serku ;) a ja zjadłam tam OBIAD...
Tym razem niebo było czyściutkie, więc wzięłam aparat, żeby zrobić co obiecuję sobie od 2 dni i pojechałam. Słońce zrobiłam, oglądam się - a tu nie ma Księżyca. Całe niebo zlustrowałam a Księżyca niet. I nie zobaczyłam go do końca wycieczki. A chyba prawie pełnia nie może się w 2 dni przemienić w kompletny nów...
Zdjęcie zachodu słońca we wpisie uaktualniłam a z tym księżycem, to nie wiem co będzie... Dowiedziałam się, że mężczyźni bardzo lubią wschodzący księżyc i już chciałam dać ogłoszenie jako przewodnik, i zacząć zawozić fajnych chłopców na moje pola na oględziny księżyca no i wszystko szlag trafił.... Eeeeeech.
Tak jak sobie wczoraj obiecałam, wyjechałam uzbrojona w lepszy aparat zrobić zdjęcie zachodzącego słońca i wschodzącego księżyca. Niebo się nawet przejaśniło - ale tylko na środku - nie było widać przez chmurki ani jednego, ani drugiego :)
Ale za to odkryłam kolejną odnogę drogi technicznej wzdłuż A1 i mam piękną kilkunastokilometrową trasę do jeżdżenia z Miszką - wystarczy że dojadę do końca mojej ulicy, wjadę na polną drogę i już jestem cały czas w terenie.
A jakie drzewa rosną wzdłuż tej odnogi... Są naprawdę gigantyczne i robią naprawdę gigantyczne wrażenie...