Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2012

Dystans całkowity:159.40 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:52:00
Średnia prędkość:3.07 km/h
Liczba aktywności:17
Średnio na aktywność:9.38 km i 3h 03m
Więcej statystyk

Podsumowanie roku 2012

Niedziela, 30 grudnia 2012 · Komentarze(3)
Statystycznie było tak:
Wszystkie kilometry:    3002.05 km
Czas na rowerze:         314:30
Wycieczek:                     174

Z tego co obiecałam sobie na rok 2012 to...

- pojechać na rowerowe wakacje w Góry Sowie - tak na tydzień - zdecydowanie mogę powiedzieć, że się udało. Nie były to co prawda Góry Sowie ale na prawie cały tydzień pojechałam w baaardzo pagórzaste województwo kieleckie do Suchedniowa (wakacje 2012).
Wakacje w Kieleckim © yoasia

Będę wspominać do końca życia chyba - bo wyszły mi rewelacyjnie. I naprawdę, jeśli ktoś ma ochotę czasem pojechać samemu na wakacje, ale ma obawy, że będzie nudno, że sam - nie ma po co. Przekonałam się, że jak człowiek jedzie sam, to WSZYSCY go zagadują i jest naprawdę fajnie :) I ta 100% wolność...
- doremontować Peugeota - zaopatrzyć go w nowe koła i oponki w jaskrawo zielonym kolorze (do kontrastu z ramą) a siebie w czerwone tenisówki (do koloru z kurteczką) i polansikować się po mieście w sezonie wiosenno-letnim :) - nooo Peugeot dostał i nowe kółka i kapitalne (nie tylko w sensie wyglądu) oponki Vittoria; ja niestety tenisówek nie dorwałam - kto by pomyślał, że będzie problem kupić czerwone tenisówki - a jednak.

- zmienić pracę i miejsce zamieszkania - na jakąś lepiej płatną pracę i na jakieś miłe małe mieszkanko w centrum miasta - przyznam że mam już troszkę dość dekadencji mojej ulicy - udało się ale skutki nie do końca takie jak myślałam. Mieszkam teraz w przepięknej kawalerce gdzie prawie nie ma mebli, nie muszę sprzątać przepastnych regałów, odkurzać hektarów wykładzin - jest ekstra. Jakoś tak jednak wyszło że bardzo się zdążyłam z tą dekadencją mojej ulicy zaprzyjaźnić i bardzo mi ich tutaj brakuje (tutaj same Matki Polki i starsze panie, że tak ładnie powiem). A w ostatniej pracy (zmieniałam aż 2 razy) jestem zajeżdżana jak koń wyścigowy (a konie wyścigowe nie żyją długo)

- no i żeby w tym roku być po prostu dziewczyną na rowerze a nie hipermarketową TIRówką ani sfustrowanym pracownikiem ani sfrustrowaną panną "na poszukiwaniach" - nie udało się - nie wiedzieć jakim cudem przewinęło mi się aż 3 chłopów w tym 2-óch w typie katastroficznego tajfuna. Na szczęście przyszli i odeszli... Ale fortuny na zakupach nie straciłam :) Jakoś tak jednak magia małego rowerowego plecaczka dobrze działa i ani razu nie miałam w rękach tego koszmarnego wózka tylko zawsze hasałam sobie jak źrebaczek z małym koszyczkiem pomiędzy biednymi (i chyba trochę wkurzonymi ;) ) TIRówkami.

A z rzeczy niezaplanowanych

- wystartowałam w wyścigach rowerowych - wogóle tego nie planowałam, ja nie wiem nawet jak to wyszło. Pierwszy to był taki spokojniutki 11-km (3x3,5) wyścig MTB po lesie w Gliwicach, drugi to hardcore w Tarnowskich Górach który ledwie przeżyłam (tutaj powyścigowe zdjęcia z trasy) a trzeci to 40 km wyścig MTB cyklu Skandia Lang Maraton, nieco się zmęczyłam, ale miałam gigantyczną satysfakcję.
Skanda Maraton DG © SKTeam

- kupiłam pedały i butki SPD - tydzień przed wakacjami wpadłam do mojego rowerowego i wyjechałam w pedałach SPD i bardzo fajnych butkach (z podeszwą - "skorupą"). Pierwszy raz wywaliłam się już na placyku treningowym przed sklepem. Potem jeszcze trochę tego było, ale nie żałuję, rewelacyjne jeżdżenie
_____________________________________________________________________
A jeśli chodzi o rok 2013 noooo toooo.....

- przejechać 9 tys. km - w tym roku odpoczęłam sobie (za)baaaaaardzo. 10 tys. to było wogóle super, ale niestety dojazdy do K-c zjadają mi dużo czasu, a 9 to też ładna liczba. No więc niestety w tym roku też nie dam rady wyjść za mąż. Ojej.... jaka szkoda...

ojej..... :D :D :D
- zaliczyć 9 maratonków (6 XC i 3 MTB) - po Tarnowskich Górach mam troszkę gęsią skórkę i łatwo mi nie będzie, ale bardzo bym chciała, bo jest to jednak troszkę inne jeżdżenie...
- zmienić jeszcze raz pracę (i to na taką najdalej w Gliwicach/Rudzie Śląskiej), bo koniem wyścigowym to ja chcę być tylko na rowerze.
- wakacje - 2 tyg. takie jak w zeszłym roku - 1-wszy tydzień gdzieś już w górach (chciałabym w okolice Sudetów) a drugi - w tym samym ośrodku w kieleckim (chcę tam zdobyć Łysą Górę i popływać kajakiem po jeziorku)
- rower Full-Suspension piszę to, choć nie przypuszczam żeby udało mi się znaleźć pieniążki na niego w przyszłym roku, ale jak w ogóle nie pomarzę, to się nie spełni na pewno a tak to może jakimś cudem...

A na koniec - chciałam życzyć wszystkim
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO W NOWYM BIKE-ROKU
Najepszego! © www.missionbicycle.com

Na basen

Niedziela, 30 grudnia 2012 · Komentarze(10)
Kategoria Przyjemności
No cóż - też jestem debilem do kwadratu.

Pojechałam na basen - drugi raz od prawie pół roku. I jak tylko wchodząc zobaczyłam tego przystojnego relatywnie nowego ratownika na krzesełku, wiedziałam, że mój instynkt popisywania się przed fajnymi chłopakami da mi w kość. Nie powstrzymałam go.

Po takiej przerwie powinnam pływać spokojnie, bo bardzo łatwo się ponadwyrężać i wychodzi się jeszcze bardziej obolałym niż się weszło. A gdzie tam. Kończyłam delfinem i wychodziłam z basenu prawie na czworakach (dobrze że ratownik stał przy wyjściu, to mnie utrzymało w pionie ;) ). Jak wchodziłam na basen bolała mnie prawa część podłopatkowa pleców, teraz boli mnie cała prawa POŁOWA pleców.

Muszę tutaj przy okazji oddać troszkę honoru basenowi w Zabrzu. Gdy na niego weszłam 7 lat temu, pomyślałam, że coś takiego to tylko na Śląsku...
Ale powiem teraz że naprawdę wyładniał.... Dach piękny, kolorki też całkiem całkiem...

Basen w Zabrzu © katowice.antyradio.pl

Do znudzenia do lasu

Sobota, 29 grudnia 2012 · Komentarze(9)
Wzięłam psiaka i heja do lasu przy ul. Matejki.

Śnieg jak okrutnie stopniał przed świętami tak już się więcej nie pojawił. I las wyglądał, no cóż....

Las w typowym jesienno-zimowym ubranku © yoasia


Jeszcze na dodatek pokłóciłam się z psem (niestety o zgrozo przy ludziach - przechodzili akurat z kijkami nordic'owymi - a ja, jak kłócę się z psem to nie przebieram w słowach...). Bo mój pies proszę Państwa jest debilem do kwadratu. Ja już się przyzwyczaiłam że się kąpie w rzeczkach/jeziorach w listopadzie, już tylko wzruszam ramionami gdy się kąpie w pierwszej połowie marca. Ale jeśli robi to na przełomie stycznia i grudnia, to naprawdę idzie wyjść z siebie. I wychodziłam - jakieś 20 razy, bo tyle razy zbiegał do tej rzeczki i z 5 razy się umoczył, w tym raz - że bryzgało z niego. Ryczałam że jest wspomnianym debilem do kwadratu, że przywiąże go do drzewa i takie tam...

W końcu jednak i ja się uspokoiłam i pies też a i las zaczął pokazywać swoje śliczne oblicze.

Były i górskie łąki, pięknie parujące jezioro solne.

Łąka © yoasia


Jezioro solne © yoasia


A to moje koronne zdjęcie - żeby je zrobić musiałam wbiec na sam środek wielkiego torowiska towarowego. Niby parę minut wcześniej przez nie przechodziłam, ale jednak przemykać przez nie a stać na samym środku i robić zdjęcie - odczucie zupełnie inne :)

Kolejowo © yoasia

Powrót po świetach

Środa, 26 grudnia 2012 · Komentarze(0)
Fajne były te święta, ale zapomniałam odstawić mój inhibitor pompy protonowej (czytaj, lek na ograniczenie wydzielania kwasu żołądkowego niezbędnego do trawienia) i nie byłam w stanie sobie porządnie pojeść - parę kęsów ponad normę i 3 godziny chodzenia jak balonik. Eeeech.

Przyjechałam do siebie fajnie przed południem. Lodówkę miałam generalnie pustą. Z obiadem sobie poradziłam - wyciągnełam z zamrażarki mięsko, zjadłam z chlebkiem. Potem nabrałam ochoty na coś słodkiego, jak to w święta... No i się okazało, że jedyną słodkością jest buteleczka 25%-wej czekoladowej nalewki od wujka. Do wieczora wypiłam pół butelki.....

I jaki obrazek by pasował do takiego dnia świąt? Chyba ten.... (jeśli ktoś nie oglądał Love Actually - piosenkę wykonuje w filmie jeden z jego głównych bohaterów - stary, rozpijaczony rockman z przeszłością Billy Mack. Na początku filmu obiecuje na antenie radiowej, że jeśli jego piosenka zostanie świątecznym przebojem nr 1, on ją wykona nago. I na koniec filmu robi to :) )

.

Wigilia

Poniedziałek, 24 grudnia 2012 · Komentarze(2)
Nie miałam urlop już. Ostatni dzień wykorzystałam awaryjnie jak mamunia złamała rękę i trafiła do szpitala.

A więc w ten jakże cudny dzień wstałam...
... o 4-tej rano. Zabrałam psa, o 5 rano siedziałam na stacji czekając na pociąg, wysiadłam z niego w Sosnowcu, odwiozłam psa do rodziców, pojechałam z powrotem na dworzec, wysiadłam w Katowicach, pojechałam do pracy i wróciłam prawie na Wigilię.

Bywa i tak czasem w życiu. Ale najważniejsze że nie padłam. Na Wigilię mieliśmy gościa w postaci brata mojej mamy i było bardzo sympatycznie i wesoło.

Szukając świątecznego obrazka trafiłam tak, że lepiej nie można :)