Pojechałam więc do koleżanki - trochę z opóźnieniem, bo padało okrutnie. Przyjechałam, koleżanka ubrała się, wyjeżdżamy sprzed klatki - zaczyna kropić. Okropnie się nastawiłyśmy na to jeżdżenie, kropi tylko trochę.... Jedziemy dalej. Na 3 cim skrzyżowaniu, kropi coraz mocniej i po krótkim zastanowieniu no że może jednak do domu.... I wtedy się rozpętało - nigdy w życiu nie zmokłam tak bardzo po przejechaniu jakichś 400 m :D Jak na ostatniej prostej wpadłyśmy w ciąg powietrzny pomiędzy blokami, to uwierzcie - prawie nas z rowerów pozrzucało.
Upłakane ze śmiechu i cieknące wpadłyśmy do domu i zatopiłyśmy się w kanapie.
Pojechałam najpierw do mamy, aby wręczyć jej prezent z okazji Dnia Mamy a potem do mojego kochanego rehabilitanta który troskliwie zajął się moją szyją. A ja sobie ponarzekałam na tej leżance ile wlezie. Kończę prawie półgodzinne narzekanie i wtedy słyszę z góry: "No, to może się teraz wyciszysz z tym motocyklem...".
No i się na koniec okazało, że niestety ŹLE znoszę zestaw przeciwbólowo-rozluźniający - mam połowę skutków ubocznych. Dowiedziałam się tego na izbie przyjęć gdzie pojechałam z przerażeniem bo prawie się w pracy przewracałam a i głowa mnie po prostu co tu dużo mówić boli.
Zalecenie: L4 i szlaban w domu do końca opakowania zestawu przeciwbólowo-rozluźniającego. Boże, jak ja to zdzierżę....
Pojechałam zaraz po pracy do lekarza - niestety trafiłam na starego pierdołę, który mi oświadczył, że "niech mi to L4 wystawi ten mądry co to zasugerował" i "on do więzienia nie pójdzie". Więc szlaban się odwlókł do poniedziałku, kiedy odwiedzę normalnego lekarza, zestaw przeciwbólowo-rozluźniający zredukowany.
Najtrudniejszy i najbardziej nerwowy to był tydzień w moim życiu chyba, ale za to akcja "Zagoń rower do roboty" spełniona w 100%. Ku chwale ojczyzny ! :D
Spokojnie i powolutku pojechałam na ostatni trening nurkowy - niby trening, no bo pływać nie bardzo. A ostatni dlatego, że z własnych prywatnych powodów odchodzę z mojego klubu nurkowego no i tak pojechałam się pożegnać. Smutno troszkę, bo zżyłam się trochę - byłam tam 4 lata. Ale czasem trzeba.
I na chwilę obecną jestem nurkiem bezpańskim - taki Ronin ze mnie po prostu ;)
Diagnoza - na RTG: kręgosłup i główka cała - natomiast wystąpił pourazowy skurcz odcinka szyjnego kręgosłupa. Dostałam garść leków - zestaw przeciwbólowo - rozluźniający i 2 godziny dziennie w takim pięknym kołnierzu...
Po wczorajszych wyczynach okazało się niestety, że mogę ruszać głową tylko od godziny 11-stej do 1-wszej.... Ech. Po południu zahaczyłam o koleżankę i już samochodem pojechałyśmy późnym popołudniem na izbę przyjęć.
Dziś niestety zdarzył mi się paskudny upadek. Jechałam po BARDZO nierównym asfaltowym chodniku na wprost stadionu no i wyszło - osiadałam na kierownicy, pewnie trochę źle, pewnie na dodatek była dziura i Peugeot zawinął mi się jak rasowy gepard za zwierzyną w lewo a ja na prawo - przytarłam lekko na szczęście główką i cała siła poszła na bark i łokieć. Ubiór eleganckie spodenki POWYŻEJ kolana i koszulka na krótki rękaw, więc jak się można domyśleć - przyjechałam do pracy zakrwawiona jak nie wiem.