Niedawno mój serdeczny, wieloletni BS-owy kolega obchodził urodziny. I w związku z tym...
Mors, normalnie umieszczam tu zdjęcia samych mężczyzn, ale tym razem, specjalnie dla Ciebie, z okazji Twoich urodzin będzie inaczej. Mors - wszystkiego najlepszego !!!
Pojechałam do rodziców wypić urodzinową kawę. Po drodze do apteki po miodek coś mnie popchnęło na boisko mojej szkoły podstawowej, gdzie sentyment złapał mnie porządnie za ramię. Więc poniżej troszkę zdjęć. jeśli chodzi o "stan" boiska, to akurat wiele się nie zmieniło - moja szkoła nigdy nie należała do przesadnie "wymuskanych", co naznaczyło mnie na całe życie :D
Zaczynamy od boiska do koszykówki - tutaj namiętnie grałam ze starszymi kolegami w koszykówkę. Ja byłam mała i drobna, oni dość wyrośnięci, ale radziłam sobie walecznie, wywaliłam się Bóg wie ile razy aż zyskałam u nich ksywę "Kamikadze" :) Przeżyłam tam też swoją pierwszą miłość - kolega ów, Michał, miał 1,90 prawie. Wzajemności się nie doczekałam, ale co się nagrałam, to moje :D
PS. Szkoła to Szkoła Podstawowa nr 26 w Sosnowcu, przy ul. Suchej (teraz jest tam już podstawówka+gimnazjum o innej numeracji) a miłość nie była w sumie pierwsza, ale prawdziwa jak ta pierwsza :)
Dzień był dzisiaj naprawdę fajny jak na wycieczkę do lasu (a mam wolne od środy do końca tygodnia).. Ale był też dziś tłusty czwartek i stwierdziłam że zrobię pączki. Pierwszy raz w życiu (wpisane kilometry pochodzą z wizyty u fryzjera, prostuję właśnie włosy)
Pączki - wg przepisu tureckiego - kuleczki obtoczone w syropie cukrowym i obsypane drobinkami z pistacji. Z dedykacją dla wszystkich ujadających na imigrantów.
Pączki zaczęły się bardzo rzetelnie: idealnie odmierzyłam składniki, idealne wymieszałam ciasto, położyłam tam gdzie trzeba żeby dobrze wyrosło...
A zakończyło wielką improwizacją - ciasto nie nadawało się do lepienia w dłoniach kuleczek, ciągnęło się jak guma turbo - temperatura tłuszczu zamiast 175 stopni wynosiła Bóg-wie-ile.
No ale jakieś tam te pączki wyszły :)
PS> Na zdjęciu jest pierwsza, lepsza partią. Bo potem temperatura tłuszczu wynosiła już 2x Bóg-wie-ile i trochę się za bardzo poprzysmarzały....
Po Nowym Roku wybrałam się do rodziny do Strzelec Opolskich. Pojechałam bez roweru, ale serce nie sługa :) Zamiast chodzić po mieście piechotą dostałam rower od cioci. I to nie byle jaki....
Na takim rowerze jeszcze nie jeździłam nigdy. Na sobie miałam nie sportową kurtkę a granatowy płaszczyk, więc pasowało :) Najpierw pojechałam do serwisu kupić pompkę, zostałam potraktowana naprawdę po królewsku. Mój rower został wprowadzony, napompowany, wyprowadzony i..... Zniesiony ze schodów. Przypomniałam sobie te wszystkie chwile w górach jak targałam swoje rowery, czasem nawet na plecach.... Dziewczyny, jeśli zastanawiacie się nad kupnem takiego rowera - WARTO :D Jak przyjadę znów na wiosnę, to koniecznie muszę go znów wziąć na miasto :)
Zima taka ogólnie dziwna - tu śnieg i lód, zaraz obok trawa ;)
źródło:www.sport.pl Popłakałam się strasznie ze wzruszenia - to było coś po prostu genialnego. Żal mi jej było okropnie, bo to jest totalna tragedia, żeby się połamać 3 tygodnie przez igrzyskami olimpijskimi, kto wie czy nie ostatnimi... No i po prostu zebrała się dziewczyna.... Jak nie wiem...
Jako że starzeję się w postępię geometrycznym, bo włóczeniu się z psem po zimnym zabłoconym lesie, pojechałam na basen trošku popływać a potem wygrzać kości w saunie.
Wygrzewanie kości idzie mi naprawdę coraz lepiej. Jeszcze parę miesięcy temu z trudem otwierałam drzwi do sauny, a teraz już potrafię wysiedzieć 10 minut.
A dokładnie w dwóch saunach - jednej bardzo gorącej fińskiej,
Tym razem wieczorem - wybrałam się na Neptunka. Jezu, jak mi to poprawiło humor. Oczywiście odwiedziłam saunę, w celu podreperowania walącego się w gruzy mojego zdrowia ;)
Ale o czym innym. Otóż na basenie w tym samym czasie energiczna dziewczyna prowadziła Aqua Aerobic. i w pewnym momencie po raz pierwszy zresztą usłyszałam
Bałkanicę niejakiego zespołu Piersi
Utwór - OBŁĘDNY - zapomniałam o całym świecie :) Zapomniałam nawet o PIEJĄCYM na temat swojego synka tatusiu. Piał ma moim torze. Dramat. Non stop krzyczał do instruktora przez cały tor, żeby patrzył, patrzył, patrzył! Nawet o nim :D .
Mieszka 8 lat - a byłam po raz pierwszy. Jak w tym dowcipie - Lepiej późno niż wcale, powiedziała babcia spóźniając się na pociąg. Ale podobało mi się jak małemu dziecku. Miałam tylko wpaść przelotem na plac Wolności po drodze do Go Sportu (poluję na kostium do pływania), zrobić kilka zdjęć. A zostałam na caaaałą paradę i jeszcze na dodatek spotkałam baardzo dawno nie widzianą znajomą która baardzo lubię. A teraz będzie duuużo zdjęć.... Nie mam żyłki dziennikarskiej żeby to ładnie opisać, więc po prostu króciótko..
Oczywiście dało się słyszeć głosy - oooch to już nie to co kiedyś..., z roku na rok... itd. Ja uważam, że nie o to chodzi żeby mieć nie wiadomo ile, ale żeby umieć cieszyć się z tego co się ma :) Dla mnie to ta parady nie powstydziłby się sam Plac Czerwony :)
Ale że nas - Zabrzańskiej Masy Krytycznej z przyjaciółmi Bibliotekarzami tam nie było... Coś z tym trzeba będzie zrobić w przyszłym roku......
Potem dotarłam do Platana - stroju nie kupiłam, ale za to kupiłam zarąbistą czapeczkę jesienną (jestem świeżo po chorobowym, poszłam po rozum do głowy). Potem kopsnęłam się do Parku Dubiela, gdzie wieczorem miałam przyjechać na finał, czyli koncert Ani Dąbrowskiej i sztuczne ognie. Połaziłam, jak dziecko nie oparłam się słodyczom...
Może Ania Dąbrowska nie jest jakąś super "towarzyską" i entuzjastyczną wokalistką, ale śpiewać na żywo naprawdę potrafi i chce i dowcipnie odpowiadać na okrzyki z tłumu też :) A bisowe "Bawię się świetnie" (moja ulubiona) to już naprawdę było coś..
Ale przyznaję, mam jedną pretensję. Do ludzi, którzy 91 latemu organizowali nadanie praw miejskich. Na Boga, czy nie dało się wcześniej niż pod koniec września, kiedy wieczorami temperatura spada do kilku stopni ?..........
W sumie myślałam troszkę że mnie ten film nie do końca dotyczy - jest to w końcu historia małżeństwa (1-wsze "nie dotyczy"), któremu ciężko choruje i umiera ich dziecko (2-gie "nie dotyczy"). Ale miałam wrażenie oglądając, że ten film jest też o czymś innym. O tym, że życie to cholernie trudna i wymagająca sprawa. I jeśli człowiek się do niego nie przyłoży, nie przyłoży się żeby przetrwać te ciężkie chwilę, to żadna nawet największa miłość mu nie pomoże... I że jednak warto się przyłożyć - warto i z powodu tego życia, i tej miłości...