Najpierw do Sosnowca na masaż kręgosłupa. Pogoda miała być fatalna - a była naprawdę całkiem, całkiem - deszczyk drobniutki i aż miły, całkiem ciepło. Po masażu ruszyłam już w 100 % rowerem do Katowic - trasa praktycznie cały czas wzdłuż drogi ekspresowej - tuż pod Katowicami - czysta przyjemność piękny, szeroki chodnik z pasem dla rowerów. Oczywiście zajechałam pod IKEĘ (jakbym mogła nie ;) ) gdzie zaopatrzyłam się w: - pocztówki z kwiatami - małe antyramy na pocztówki do postawienia na biurku - a szczególnie na jedną która podbiła moje serce i uważam że jest naprawdę mądra, życiowa i naj naj :)
Dojechałam do Katowic do Spodka na wystawę psów rasowych gdzie nabyłam frisbee dla mojego psa i zajechałam na dworzec. Przeżyłam tam małą grozę gdyż peron był niemożebnie napakowany policjantami w stroju bojowym (ale za to sam kwiat policji, taki że eeeeech! :D ). Gorąco mi się zrobiło (nieznoszę "kibiców", po prostu nienawidzę tego tępego i nabuzowanego bydła), podeszłam i z naprawdę wielkimi oczami zapytałam czy "Panowie przy okazji pociągu do Gliwic?" no i okazało się że na szczęście nie i zajechałam spokojnie do domu.
I sfotografowałam też kolejną ulicę do mojej kolekcji - Plac Dworcowy:
Biblioteka - w poszukiwaniu Andrzeja Stasiuka. Żarówki do korytarza - celowo piszę w liczbie mnogiej, choć żarówka potrzebna była jedna - a jedną teatralnie spuściłam na ziemię tuż przed punktem informacyjnym gdzie chciałam sprawdzić czy dobra.... Fryzjer - niestety pechowo jakoś trafiłam i nazajutrz grzałam na poprawkę bo wyszło... nie za bardzo. Herbata i koleżanki z usługą naprawiania laptopa gratis :)