Sam wyścig: 14,95 km, 2:03 h
Darek, mój naprawdę obeznany w rowerowych imprezach znajomy dał mu cynk o maratonie w Tarnowskich górach. Impreza z 15-letnia historią, w parku w Reptach, żal nie pojechać.
I pojechałam. Oj pojechałam.
Jadę pierwszą pętlę co chwilę oczka wychodzą mi na wierzch. Co chwilę
- siodła co jedno to większe,
- ostre pod-górki występujące tak po 3 razem,
- wąskie ścieżki na krawędzi,
- mega zjazd po kamieniach przez most.
Przeżyłam to terenowe piekło ledwie ledwie. W ogródku leśniczówki nasłuchałam się, co się tam komu stało teraz i w poprzednich latach i na przemian cieszyłam się, że poważnie wyleciałam z roweru tylko raz i zgrzytałam zębami, co mnie do jasnej cholery podkusiło, że widok tego chłopaka w ręce na temblaku w namiocie organizatorów, powinien mi dać do myślenia, bo w końcu dopiero mój drugi w życiu maraton....
Jak wróciłam do domu to zainteresowanie zainteresowałam się tematem i wyszło jak byk, że ją nie startuje w maratonach MTB tylko XC 'trudnych technicznie i kondycyjnie petlach'.
No ale i już pewnie tak zostanie........... ;), ale naprawdę muszę się przyłożyć w weekendy bo żal mi było, gdy przy ostatniej pętli (3x po 5 km) nie miałam już żadnych sił na walkę z zdobywanie tych górek.