Dodatkowo postanowiłam wypożyczyć książki na weekend. Zajechałam pod rokitnicką bibliotekę parę minut po 13-stej szybciutko zapięłam rower - ubłagałam Panią aby pomogła mi wybrać książeczki z półki nowości. Wybrałam, wyszłam i wtedy się zaczęło. Wyciągam brelok z kluczami - a tam NIE MA KLUCZA OD KŁÓDKI. Wtedy jak w zwolnionym tempie przypomniałam sobie że wczoraj wypiął się - rozpaczliwie przeszukałam wszystkie kieszenie plecaka, spodni, kurtki - NIE BYŁO GO.
Byłam jakieś 5 km od domu, z rowerem przypiętym do solidnej barierki - niestety nie wtulonym w jakiś kącik a stojącym właściwie na środku chodnika, widocznym z kilometra i krzyczącym "zobacz jaki jestem ładny - weź mnie !!!". Dodam że w plecaku nie znalazłam także i telefonu z którego mogłabym zadzwonić po zmotoryzowanych znajomych coby załatwić sprawę b. szybko i dodam że do najbliższego OBI czy Praktikera miałam jeszcze dalej niż do kluczyka. Mój wzrok padł wtedy na komisariat na przeciwko - przypomniały mi się te wszystkie materiały policyjne z forsowania drzwi etc i wstąpiła we mnie NADZIEJA. Wleciałam na komisariat wpadłam do holu z rozpędu prawie wyrwałam następne zamknięte już drzwi - aż pan policjant się wychylił ze swojego okienka. Zaczęłam zdanie od "Dzień dobry, wie Pan, mam specyficzny problem....". Gdy dokończyłam policjant miał taaakie oczy i jeszcze szerszy uśmiech ale ze smutkiem odparł mi, że oni niczego takiego do cięcia nie mają.... Postałam tak jeszcze parę minut z otwartymi oczami przed nim, podziękowałam i wyszłam w czarnej rozpaczy. Prawie zaczęłam iść w stronę warsztatu i wtedy przypomniało mi się, że znajomy płetownurek ma tuż obok pizzerię. Poleciałam jak na skrzydłach - nie było go co prawda ale z pełną desperacją ubłagałam-wymusiłam aby pracownik do niego zadzwonił. I wtedy horror się SKOŃCZYŁ. Kolega odebrał telefon - posiedziałam pół godzinki przy moim rowerku, pojechaliśmy pędem samochodem na Mikulczyce, wróciłam - jeszcze tam stał :), odpinając pomachałam ręką w okna komisariatu i pojechałam domu.
Już na wiosennych oponach (niestety przy zakładaniu powstał ubytek poprzez przeciągnięcie dętki po zębatkach albo kolcach) więc jazda była wzbogacona o pompowanie koła co jakieś 15 minut.
Najpierw do Sosnowca - a tam na przebudowany basen w Parku Żeromskiego. Przebudowa wyszła CUDNIE. Basen ma klimat - a te reflektorki poniżej linii wody na całej długości basenu - rewelacja. I na dodatek 5 zł za wstęp. Potem na masaż kręgosłupa i wyprawa do Siemianowic (na Bytków). Najpierw przebrnęłam przez Borki, bo w tym śniegu się po prostu nie dało jechać. Potem przejechałam przez przedmurze Siemianowic... bardzo klimatyczne przedmurze. I zajechałam na Bytków. Wieczorem powrót na Załęże na Dworzec PKP.