Pożyczyłam od kolegi pulsometr. Tętno mam zaskakująco stabilne - choćby nie wiem co się działo to nie przekraczam 150, przez 90% czasu oscyluje m. 100 a 120 - tylko raz jak zsiadłam i napiłam się wody, to autentycznie podbiło do 180...
Przyszła też paczuszka z torebką - niestety - nie jest to do końca to o co mi chodziło (wielka jest okropnie i dziwna taka, więc skorzystam pewnie z prawa zwrotu i w piątek pojadę sobie do Meridy do Gliwic po mój drugi typ (1,5 litra) - jest tańsza, więc w sumie wyjdzie na to samo ;) Żródło: Merida
Do rodziców przyjechała rodzina spod Wrocławia, więc wzięłam dzień urlopu, wzięłam Miszkę, wysiadłam w Katowicach Szopieniach-Południowych i trochę klucząc dobiegliśmy do samego Sosnowca. Takie mam fajne psisko :)
Spotkanie było super, pogadaliśmy, przedyskutowaliśmy sprawy rodzinne na wszystkie strony :) Na koniec gdy kuzynka pokazywała mi zdjęcia mężczyzny tylko i wyłącznie w biustonoszu na głowie :D, mój tata spontanicznie zrobił kółko na Pepe. Pepe zachował się przyzwoicie i nic się nikomu nie stało ;)
Musiałam rano zawinąć do Gliwic i po drodze z powrotem tak pobłądziłam, że zamiast do mojej pracy, zajechałam pod Queens'a - najsłynniejszy night-club na Śląsku...
Byłam bardzo zaskoczona, bo nasłuchałam się plotek, że został założony ponoć przez kopalnię, w ramach socjalu dla górników i spodziewałam się czegoś o większym, kopalnianym rozmachu... A tu mały domek, równie niepozorny jak zabrzański Czerwony Kapturek.
Upatrzyłam sobie model torebki podsiodłowej Topeak Aero Wedge Large i pojechałam dziś jej szukać "na żywo". Jako że niedziela więc cel: sklepy sportowe w centrach handlowych.
W Zabrzu-M1 - Martes Sporcie - była tylko w wersji medium, ale mogłam sobie obejrzeć. Niestety, z każdym kolejnym centrum było coraz gorzej. W Gliwicach-Forum nie ma żadnego sklepu z akcesoriami rowerowymi. W Gliwicach-Arenie-Decathlonie były tylko maleństwa marki B-twin. Na końcu dojechałam do Gliwic-Tesco (koleżanka chwaliła że dobudowali pasaż handlowy) - tam nie było wręcz żadnego sklepu sportowego.
Jak Boga kocham, to była najdurniejsza wycieczka jaka mi się przydarzyła, objechałam 2 miasta, nie kupiłam tego co chciałam, naoglądałam się TIR-ludków (rekordzistka miała aż 2 wózki wypchane po brzegi). Z Tesco wyjeżdżałam już tak zdołowana - jakoś tak te centra handlowe nie działają mi najlepiej na nastrój... - że gdyby w radiu (jeżdżę z zestawem słuchawkowym w prawym uchu ;) ) nie puścili . tobym chyba zawróciła po wódkę a potem skręciła z ulicy Tomasza Edisona w pola i się tam zalała w trupa. Naprawdę.
Torebkę w sumie kupiłam potem w domu w sklepie internetowym. Niestety z 10 zł narzutem kosztów przesyłki, ale już NIE CHCĘ za nią jeździć....
Na zakończenie tego przemiłego długiego weekendu. Plany były ambitne, najpierw knajpa potem dyskoteka - niestety psia krew - wzięłam mojego potężnego U-Locka, ale nie wzięłam do niego kluczyka..... Druga koleżanka, też miała zapięcie z kluczykiem w domu a trzecia przyjechała autobusem ;)
Do Sosnowca przez Katowice-Szopienice i Czeladź. Przez Czeladź, bo przez M1 - tam miałam nadzieję dorwać moją upatrzoną torebkę podsiodłową http://www.topeak.com/products/Bags/AeroWedgePack_large_velcro. Chłopak którego kiedyś spotkałam w pociągu z rowerem i właśnie tą torebką opowiadał, że kupił ją właśnie tutaj.
Niestety, zastałam tylko wersję small. Ale kupiłam tacie prezent na dzień taty a sobie super koszulkę ze zdjęciem kobitki i baaardzo mądrym napisem:
"REAL GIRLS AREN'T PERFECT BUT PERFECT GIRLS AREN'T REAL"
Umówiłam się z przyjaciółką w tym pięknym parku na naprawdę lajtowną wycieczkę po alejkach z metą na kawie i lodach :)
Miała poślizg i musiałam na nią prawie pół godzinki na miejscu poczekać - ale jakie to było piękne pół godziny - na trawie pod słońcem w pozycji horyzontalnej :)
Tak sobie myślę że w geście solidarności posadzę sobie słonecznika w doniczce - akurat wyrośnie do 2016 :)
Przekazujemy zamówienie w kawiarni i kelner (bardzo przystojny ;) ) nagle recytuje: "Przepraszam mam pytanie, która z Pań jeździ na kolarzówce?" A potem nastąpiło 10 najdumniejszych i najprzyjemniejszych minut w moim życiu - chłopak zainteresował się moim rowerem baaardzo (okazało się, że nosi się z chęcią zakupu kolarki), mogłam poopowiadać, pochwalić się zjechanymi łokciami i kolanem... :)
Nawet ja się przejechałam na Harley'u - co prawda takim ustawionym w rusztowaniu i z wałkiem pod tylnim kołem - ale jechałam! - pod czujnym okiem instruktora, któremu nie wiem jakim cudem nie zrobiłam zdjęcia :)
Nie mogłam przejść obojętnie także od przepięknych drobiazgów...
A potem przecudny prawie nocny (m. 22:30 a 23:30) powrót do domu wraz z ciepłym wiatrem w plecy... To są te chwile, kiedy człowiek czuje się naprawdę wolny :) Na tą godzinę przestały mnie obchodzić wszystkie te rzeczy o kóre na codzień się biję a serce zostawiałam przy każdym motocyklu, który mnie mijał :)