Nie widać tylko plecaka w którym zmieściłam sprzęt (pianka, automat, płetwy) i NAPRAWDĘ trochę ubrań (w drodze powrotnej wygrałam w pociągu dzięki niemu puszkę piwa - pewien mężczyzna chcąc mnie zagadać zaczął bardzo głupio, że mam w plecaku "2 szafy" - i stracił piwo. Nauczy się nie lekceważyć kobiet, mam nadzieję...)
Nie byłabym sobą, gdybym z tym mężczyzną (z TAKIM mężczyzną) troszkę nie porozmawiała potem ;) To tyle o podróży.
Obóz - mój pierwszy z nowym klubem znośny. Aczkolwiek z żadnej z planowanych wycieczek nie wyszło nic - nurkowanie to sport przy którym trzeba się nałazić i nie znalazłam czasu... Jedyne podróże jakie odbywałam na rowerze miały jeden cel...
A o płetwonurku Cześku jak tylko dostanę w ręce aparat, który zostawiłam w obozie... ;)
A poza tym okazało się, że jestem jedyną "pojedynczą" osobą w CAŁYM KLUBIE ASTERINA. To naprawdę PRZYGNIATAJĄCE... Gdy rozbiłam swój duży namiot z garażem na rower to dziewczę, które mi w rozbijaniu pomagało, z wielkimi oczami i zapytało czy ja w tym sama będę mieszkać...
Jako że czwartkowe prześwietlenie nie wykazało żadnych pęknięć - odebrałam dzisiaj ten mój cholerny rower z serwisu i wsiadłam na niego. Powolutku, powolutku i w ulewnym deszczu do fryzjera i potem do domu.
Chciałam jechać do klubu, pogadać o obozie na który się wybieram w niedzielę, niestety na parkingu M1... złamała mi się kierownica. Na pół. W trakcie jazdy. 20 km/h.
Moje lewe kolano - krwawa miazga. Ja - jestem zła, wkurzona i nienawidzę 20-letnich Peugeotów !!!
A najsmutniejsze było to, że ciornełąm o ten asfalt w tłumie ludzi i nikt nawet nie podszedł żeby mi pomóc wstać, zapytać czy nic mi nie jest czy choć przynieść butelkę z wodą, która tak jak ja wyleciała w powietrze na asfalt. NIKT.
Kapitalna wycieczka z koleżanką. Bardzo ekstremalna - w Żabich Dołach wplątałyśmy się na TOTALNIE zarośniętą ścieżkę na której jakikolwiek upadek i zatrzymanie groziły pożarciem przez armię komarów. Potem pęd przez ścieżki Parku Chorzowskiego w 100% ciemnościach tylko z lampką - jak mustangi ;)
A w międzyczasie postój w przepięknej knajpce nad jeziorem.
A to "jak mustangi" pochodzi z takiego oto dowcipu: Las cisza, spokój i nagle wielki tumult - liście lecą w powietrze, gałęzie się łamią, ziemia dudni. Na polanę wypada stado jeży - zatrzymują się a przywódca odwraca się i ryczy... - AAAAAAH TAK!!! JAK MUSTANGI !!!