Tak troszkę niby treningowo z finałem z dobrymi starymi znajomymi płetwonurkami w knajpie u Nabila. Nie wiem jakim cudem wyszło mi tylko 13 km - skoro jechałam naprawdę zdrowo, może Google jednak kłamie....
Pojechałam drogą którą jeździłam do pracy i której mi bardzo w tym nieszczęsnym centrum Katowicach brakuje....
Oficjalnie był to wyścig MTB o Puchar Prezydenta Gliwic.
Do tej pory zawsze myślałam, że w zasadzie to "przecież można sobie zobaczyć trasę maratonu i przejechać ja w inny wolny dzień". Ale już tak nie myślę :) Przekonałam się, że wyścigowa adrenalinka wydzielą się nawet wtedy jak się wie, że się nie przyjedzie pierwszym ani trzecim i powoduje u mnie osobiście robienie rzeczy których normalnie bym nie zrobiła: - wymijanie pieńków na centymetry przy przechyle 35° - walczenie o każdą górkę, choćby na przerzutkach 1-2 - lawirowanie między drzewami na 50 cm ścieżce z prędkością 25 km/h - zakręty na asfalcie przy przechyle 45°
Mam to fajne poczucie, że zrobiłam coś, czego nie spodziewałabym się po sobie :)
Wyścig składał się z pętli 3,5 km z kosmicznie pionową górką i 2-ma mniejszymi ale z zakrętem i piachem - na ostatniej, 3-ciej pętli wjechałam pod każdą, a jak! (tylko za 1-wszym razem się zatrzymałam na tej pionowej). Organizacja pewnie troszkę wymaga usprawnienia, bo starty rozciągały się niemiłosiernie i moja kategoria startowała po prawie 5 godzinach od rozpoczęci imprezy i już przy pustym placu - ale 3-ej chłopcy za siatką (przed pionową górką) klaskający i krzyczący oraz pięknie uśmiechnięty chłopak pilnujący zakrętu w lesie i jego okrzyk uznania jak się wdrapałam na jedną z nich - rekompensowały WSZYSTKO.
A moje tylnie koło nawet wygrało wyścig :) Stoję już po swoich okrężeniach, nabieram powoli normalnej kolorystki, gdy nagle wpada dziewczyna i od rowerzysty do rowerzysty błaga o koło na V-Brake'u. No i się okazało, że potrzebne było chłopakowi który stanął na pierwszym miejscu podium :) :) :)
I miałam się okazję przejechać po lesie na karbonowym Fullu za bagatela 10,5 tys..... JEZU.....
I stalo sie. Zmieniłam pracę Była to na pewno dobra decyzja, ale na razie odczuwam same NEGATYWY. - Zdemolowana doba, - piękna droga wśród torów i zjazd nad kanałem zamieniły się w zatłoczony dworzec, - przestronne Zabrze w zatłoczone przepracowane i zmęczone Katowice. Teraz czekam na POZYTYWY. Coś mi się jednak wydaje że nieprędko przyjdą i nie same z siebie...
Jakże by mnie tam mogło zabraknąć. Pogoda jak w zeszłym roku była kapitalna - Pan Bóg też chyba jest motocyklistą i ma zrozumienie ;) Wydaje mi się, że było jeszcze fajniej niż w zeszłym roku. Motocykli na pewno dużo więcej,