Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2011

Dystans całkowity:485.07 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:36:31
Średnia prędkość:12.69 km/h
Liczba aktywności:28
Średnio na aktywność:17.32 km i 1h 21m
Więcej statystyk

Do pracy - z pracy

Czwartek, 31 marca 2011 · Komentarze(0)
Z pracy - troszkę dookoła koło Maciejowa. W sumie dzień małych przyjemności -
nauczyłam się już trochę podnosić przednie koło do góry i odkrywałam w sobie duszę dresika słuchając dyskotekowych hiciorów w RMF MAXX :)

Do pracy - z pracy

Środa, 30 marca 2011 · Komentarze(2)
Do pracy autobusem (mimo że mam teoretycznie 2 rowery ;) ). Z pracy już rowerem i do dentysty.
A po drodze pod komisariatem ujrzałam takie 2 naprawdę przepiękne..
Z cyklu "Motocykle" © yoasia


Znów w pracy mnie diabli wzięli, bo moja firma alias "biuro wycieczek zagranicznych dla dyrekcji" każe mi się prosić o głupie krzesła do pokoju. I zatęskniłam baaardzo za faktem posiadania motocykla. Ubrałabym sobie kask (mam już swój :)

wsiadłabym na motocykl i miałabym wszystko GDZIEŚ.

Wiem na jakim osiedlu mieszka mój dyrektor i przejechałabym się tam pomiędzy domkami parę razy z wielkim rykiem na tylnim kole :D

Do pracy i po rower z serwisu

Poniedziałek, 28 marca 2011 · Komentarze(0)
Przyjechałam Pepe, zostawiłam go w pracy i potuptałam do centrum gdzie miałam odebrać Peugeot'a. A w serwisie jedno wielkie BUUUUUUUUUUU - Peugeot rozkręcony, części które wybraliśmy nie do końca do siebie pasują :P i trzeba czekać tydzień na nowe.
Co oznacza cały tydzień na hummer'owatym Pepe.
Coś mi się wydaje, że wykorzystam ten tydzień na wiosenne porządki...

Na pocieszenie zmieniłam sobie awatara - jestem od dłuższego czasu szatynką, troszeńkę nieadekwatny ;)

Z Miszką do lasu

Niedziela, 27 marca 2011 · Komentarze(4)
Standardowe 15 km z Miszką. Baaardzo leniwe 15 km - bardziej mi się chciało zdjęcia robić niż jeździć. A więc ...

1. Mój pies na usypisku przy budowie autostrady który ewidentnie poczuł się jak zdobywca nowego terytorium ;)
Mój mały zdobywca © yoasia


2. Ja! Z wykrzyknikiem, bo mnie też należy się w końcu jakaś pamiątkowa fotka. Znalazłam pieniek no i przyznam że na to zdjęcie poświęciłam najwięcej czasu ;)
Mnie też się należy © yoasia


3. Piękne, błękitne niebo którego mi bardzo brakowało wczoraj
Wielki błękit © yoasia


4. No i moje ulubione ścieżki których końca nie widać - mam do tych widoków wielką słabość
Z cyklu "Never ending story" © yoasia

Do koleżanki - na koniec dnia

Sobota, 26 marca 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Przyjemności
Na chwilkę, bo i ona była umordowana (jej mama miała jedną wielką awarię kanalizacyjną u siebie w mieszkania) i ja tym rajdem do Pławniowic. Zgodnie posiedziałyśmy na kanapie przed telewizorem ("Seks w wielkim mieście", najgłupszy film jaki widziałam w życiu, ale jak człowiek jest zmęczony to mu wszystko jedno ;) ) i wróciłam do domu

Rajd po jeziorach

Sobota, 26 marca 2011 · Komentarze(0)
Przez Dzierżno Duże, Dzierżno Małe aż po cel czyli Pławniowice.

Trudna wycieczka - po pierwsze to MASAKRYCZNIE kluczyłam - pierwszy raz tu jechałam. Po drugie pogoda w kratkę, chmurną kratkę. Widoki niespecjalne - Dzierżno Duże - to minęłam z daleka. Dzierżno Małe - zasrane i zagrodzone ośrodkami. Jak dojechałam do Pławniowic, to już było po prostu nieładnie...
Jezioro Pławniowice © yoasia


Powrót przez wsie - Pławniowice jeszcze były urocze sympatyczne, Taciszów już taki sobie a jak wjechałam do Rzeczyc - Boooże jedyny - nędza z niechlujstwem - jak z żywcem wyjęte z Konopielki. Zrobiłabym zdjęcie jednej chałupiny - ale ktoś był w ogródku i głupio mi było.

Mapka jest orientacyjna, bo niestety nie potrafię w Google zaznaczyć przejazdów przez leśne drogi...
.

No ale jak mówi wietnamskie przysłowie "Kto chce jechać tylko w słońcu, daleko nie zajedzie", więc i takie wycieczki są potrzebne. No i mój rekordowy dystans na Pepe.

Z Peugeotem do serwisu

Piątek, 25 marca 2011 · Komentarze(10)
Po czwartkowej "ech jakiej pięknej tragedii" przywiozłam Peugeota do serwisu i tam poszło na całość. Niby miał być (z uwagi na finanse) tylko łańcuch i tylna przerzutka ale jakoś tak w trakcie zapragnęłam mieć proste tarcze w korbie i przednią przerzutkę której nie trzeba przestawiać ręcznie... I licznik bezprzewodowy (ale rozsądnie wybrałam taki z podstawowymi funkcjami).

Dzień Życzliwych Ludzi

Czwartek, 24 marca 2011 · Komentarze(7)
I jaka piękna tragedia eeech!

Jechałam do pracy. Jechałam po równym, mostkiem nad parkiem Dubiela i nagle STRZELIŁO i rower po prostu sam stanął w miejscu. Łańcuch był rozerwany, nawinięty na kasetę jak niteczka na szpulkę, ogniwa powyginane i dosłownie ponadziewane na szprychy...

I zaczęłam się z tym mordować. W męce powyciągałam ten łańcuch, usunęłam najbardziej rozszczepione ogniwo (połamałam przy tym skuwacz niestety) i zacięłam się na założeniu spinki. Nie potrafiłam tego zrobić i tyle. Ja się zacięłam ale uruchomił się ciąg ludzkiej życzliwości.
Nie napiszę o 2-óch facetach którzy mi przejechali za plecami nawet się nie obejżawszy.
Napiszę o pani, która pewnie nie znała się na rowerach wcale a wcale ale po prostu zatrzymała się żeby wyrazić zatroskanie.
Napiszę o dwóch chłopakach w niebieskich firmowych ubrankach jadących razem na małym składaku (jeden pedałował a drugi dosłownie stał na bagażniku), którzy mnie sami zaczepili i zaproponowali że mi tą spinkę założa ( i założyli :) )
Napiszę o panu z hali produkcyjnej który, gdy przyszłam upieprzona po łokcie z prośbą o troszkę pasty BHP podarował mi całe pudełko "na zaś".
Napiszę o koledze z pracy, który dobrowolnie odszedł od komputerka i elektroniki i sam upieprzył się po łokcie nad tym łańcuchem (choć nie do końca w słusznym kierunku, ale zdecydowanie liczą się chęci).
Napiszę o Marciniektóry ze zdjęć zrobionych komórką (!) wydedukował co tam się dokładnie stało, że przerzutka się obróciła na ramie i pomógł mi wyprostować co się dało.
Napiszę o moim serwisancie, który gdy następnego dnia się zjawiłam z rowerem mimo że miał jakąś pilną robotę (a było już po 17-stej) to nie dość że poświęcił mi kupę czasu dobierając napęd to jeszcze pomógł mi go dobrać tak żebym zapłaciła za to wszystko naprawdę jak najmniej (nawet odwiódł mnie od droższej przerzutki co już jest zachowaniem rzadko spotykanym ;) ).

Jazda z powrotem do domu była, hmmmm 8 km/h to chyba tak max ;)

Za gwiazdami

Środa, 23 marca 2011 · Komentarze(1)
Przyjechałam z pracy po prostu WŚCIEKŁA. Jestem wściekła i zrezygnowana, mam dosyć naszych "dyrektorów" (średni stopnień kierowniczy w mojej firmie plus stopień najwyższy). Wracając marzyłam, żeby ten przystojny młody mężczyzna z Najwyższej Izby Kontroli który będzie u nas siedział przez 1,5 miesiąca wypatrzył co trzeba i CHWYCIŁ ICH WSZYSTKICH ZA MORDY i ukrócił to ich lekceważące podejście do wszystkiego (m. in. do swoich podwładnych).

Powściekałam się jeszcze w domu i w końcu, o 19:40 udało mi się wyjechać na rower. Pojechałam na ulicę Leśna - śliczna to ulica niesamowicie, końcówka cięgnie się brzegiem pól z nielicznymi domkami. A te gwiazdy tam... Boskie. Dojechałam do lasu, wróciłam się z powrotem do skrzyżowania i ... zawróciłam i pojechałam jeszcze raz :) Zaryzykowałam przejazd zupełnie ciemną końcówką - bo tam już widać jak się przesuwają gwiazdki nad drzewami jak się pędzi.

Pech chciał że na końcówce końcówki było auto i facet wychodzący z krzaków... Wyobraźnia mi taka wybuchła że do 30-stki w 2 sekundy :)

Niestety nie umiem jeszcze robić zdjęć w nocy (a rower jest całkiem dobrym statywem)