Miałam pojechać po wodę wieczorem i pomyślałam, że w sumie raźniej będzie mi z psiakiem. Niestety w połowie drogi rozpoznałam symptomy tego, że moje psisko do końca może i dobiegnie ale w drugą stronę, to już będzie miał z tym duży problem. Więc zawróciłam i popętaliśmy się po okolicy, skończyliśmy na całkiem sporym Skate-Parku przy Hermisza. Oczywiście Miszka wyczuła okoliczne jeże, oczywiście się pogubiłyśmy razem i gdyby nie pewny młodzian wieczorową porą, to pewnie bym wróciła do domu trochę później niż 23.30.
Rajd po przeuroczych lokalach z koleżanką z pracy. A potem powrót do domu - niestety wyleciało mi się nie tam gdzie trzeba na skrzyżowaniu i miałam przyjemność zwiedzić ulicę Pszyczyńską BY NIGHT. Bardzo ładnie wygląda :) Giełda w Sośnicy już niekoniecznie... Nieoświetlona taka... Zajechałam na swoje podwórko równo o wpół do drugiej w nocy. Daaaawno mi się taki wypad nie zdarzył :)
Obiecałam sobie, że pojadę na piknik lotniczy do Gliwic. 2 ostatnie jeździłam prawie non stop w deszczu i dzisiejszy dzień zaczął się TAK SAMO. No i po południu opuściłam ręce, że pojadę do koleżanki a z nią samochodem. Jak jechałam do niej, oczywiście zaczęło kropić. Ale jak już wyjechałyśmy tym autem - nagle pogoda się zmieniła w mgnieniu oka. I już zaczęłam żałować, że nie pojechałam tam sama rowerem.
Potem był piknik lotniczy i PRZEPIĘKNE akrobacje samolotów. Naprawdę, stałam jak wryta - to była jedna z najwspanialszych rzeczy jakie w życiu widziałam.
Potem był koncert zespołu Afromental. Nie słyszałam, nie widziałam w życiu, coś mi się obiło na Pudelku o rudowłosej wokalistce. A zespół Afromental okazał się być bandą chłopów (bardzo rasowych chłopów) z 2-ma wokalistami - niesamowicie pozytywnie nastawionymi do życia, gadającymi ze sceny co im ślina na język przyniesie - ale za to jak! I już sobie zupełnie tego nie wyobrażałam, że po TAKICH lotach i TAKIEJ muzyce ja mam nagle wsiąść grzecznie i siedzieć na siedzeniu w samochodzie, a nie sunąć nocą przez miasta...
I jak ostatnio BARDZO nie miała serca do tego mojego roweru, to nagle mi go cholernie zabrakło. A więc wnioski są 2. 1. Rower to jednak ZAWSZE coś więcej niż 2 kółka, nawet jak pada deszcz. 2. Trzeba wierzyć, że ZAWSZE kiedyś po burzy przychodzi słońce.
I tym, pierwszym od 2 dni a może i nawet 2 tygodni, optymistycznym akcentem... :D
Tak można by w skrócie to powiedzieć. Po pierwsze, musiałam odebrać z sekretariatu (z pracy, Centrum) pożyczoną koleżance Politykę, bez której NIE wyobrażam sobie urlopu.
Po drugie musiałam się ustrzec procesu sądowego ze strony biblioteki w Zabrzu. Czyli oddać książki aż na Rokitnicy.
Po trzecie, musiałam pojechać jeszcze do M1 po zaopatrzenie (Mikulczyce).
I to po kilku. Do jednej nie zdążyłam przed zamknięciem, druga dawno przestała być apteką nocną a trzecia była na ulicy Sienkiewicza - znawcy Zabrza na pewno znają smak tej ulicy ;)