Pojeździłam z Miszką jak zwykle - trochę w te trochę wewte a potem w jednym miejscu, nad rzeczką, zaczęłam ćwiczyć hopki. Zaznaczam, że nie mam roweru trailowego, tylko mojego dużego czarnego konia, ale i tak.... naprawdę, dałam z siebie wszystko :)
Do zdobycia zostały mi jeszcze 2 hopki. Jeden ma naprawdę strony zjazd a drugi nawet nie stromy, ale zjeżdża się bezpośrednio na wąską betonową kładkę nad dołem...
Jako że starzeję się w postępię geometrycznym, bo włóczeniu się z psem po zimnym zabłoconym lesie, pojechałam na basen trošku popływać a potem wygrzać kości w saunie.
Wygrzewanie kości idzie mi naprawdę coraz lepiej. Jeszcze parę miesięcy temu z trudem otwierałam drzwi do sauny, a teraz już potrafię wysiedzieć 10 minut.
A dokładnie w dwóch saunach - jednej bardzo gorącej fińskiej,
Nie znoszę takich pejzarzy, jak Boga kocham, nie znoszę. I na dodatek ciężko mi wypatrzeć psa - moja Miszka ma ubarwienie bojowe i o tej porze roku... Sami zobaczcie
Miszce za to las się podoba niezmiennie, więc chcąc nie chcąc... DTŚka już właściwie w połowie "drogi" w tym miejscu, więc większych zniszczeń raczej nie będzie. Zauważyłam nawet że w miejsce starych zaczynają się już tworzyć nowe ścieżki.