Wpisy archiwalne w kategorii

Wyprawy małe i duże

Dystans całkowity:3521.27 km (w terenie 102.20 km; 2.90%)
Czas w ruchu:234:23
Średnia prędkość:14.72 km/h
Maksymalna prędkość:41.26 km/h
Suma kalorii:5000 kcal
Liczba aktywności:99
Średnio na aktywność:35.57 km i 2h 26m
Więcej statystyk

Park chorzowski

Wtorek, 11 maja 2010 · Komentarze(0)
Po 1. - REWELACYJNA pogoda.
Po 2. - REWELACYJNE towarzystwo.
Po 3. - szaleńcza jazda parkowymi drogami

Naprawdę kapitalna przejażdżka w pełnym słońcu, z koleżanką co to niby nie ma przedniego więzadła w kolanie a zapiernicza na rowerze że hej, zakończona przy bułeczkach i krzepiących napojach :)

Ziemięcice

Niedziela, 9 maja 2010 · Komentarze(0)
Wycieczka rozłożona na dwa dni. Wczoraj wyjechałam do Ziemięcic popołudniu - niestety rozpętała się taka burza, że skusiłam się na odwiezienie autkiem (rower został w garażu) i dziś po niego wróciłam.
Wracając wstąpiłam do baru "Rozdroże" i wśród dróg i pól rzepaku które ciągnęły się po horyzont zjadłam talerz frytek i talerz bigosu. Boże, dawno mi obiad tak nie smakował :)
Potem wizyta u jednej koleżanki, potem u drugiej, po powrocie porządne oględziny Narwańca z tytułu świergotu, który chyba na szczęście był skutkiem wykończenia się smaru na łańcuchu. Zauważono też potrzebę wyregulowania tylnego hamulca - niestety najpierw muszę się dowiedzieć JAK to się robi.

Po okolicach

Sobota, 8 maja 2010 · Komentarze(5)
Przemiłe włóczenie się po okolicy obfitej w przeróżną zwierzyną - struśka, konie, osiołka, łasiczki.

Widziałam struśka - okazało się że niedaleko mnie mieszka:
Pierwszy strusiek jakiego w życiu widziałam © yoasia


A to ja, Narwaniec i osiołek z Szałszy.

Ja, Peugeot i osiołek © yoasia


Dodam tylko, że osiołek był jak najbardziej zdrowy - kwadrans później najnormalniej na świecie wstał i zaczął sobie chodzić.

Wieczorna wyprawa na miasto

Poniedziałek, 3 maja 2010 · Komentarze(0)
Cel główny: posłuchać ściągniętych 2 płyt Ani Dąbrowskiej. Cel poboczny - przestać siedzieć w domu. Obydwa osiągnięte :)

Zaczęło się od wywiadu w najnowszej "Pani" z Anią Dąbrowską i jej partnerem życiowym - gdzie każde mówi o drugim. I jej partner - Paweł - mówi o niej tak:

"W życiu doprowadziła do końca raptem pięć spraw - wydała 4 płyty i zrobiła prawo jazdy. Jest totalną bałaganiarą. Otworzy jakąś puszkę, zostawi, nie sprzątnie. Włóczki walają się po całym domu, a druty zostawione na kanapie wchodzą w siedzenie"

Upłakałam się ze śmiechu przy tym fragmencie strasznie, bo mam DOKŁADNIE TAK SAMO . No i pomyślałam, że skoro mam tak samo (i na dodatek jestem dokładnie w tym samym wieku) to może bardzo mi przypadnie do serducha jej muzyka.
I dzisiaj ściągnęłam jej dwie przedostatnie płyty "Kilka historii na ten sam temat" i "W spodniach czy w sukience".
I wzięłam wieczorem mój rower, minimalny osprzęt - czyli telefon-walkman, opaskę odblaskową na ramię i smycz na klucze (coby ich nie zgubić gdy wysuną się z kieszeni).
I faktycznie, przypadła mi do serducha ta muzyka niesamowicie. Przejechałam na niej całą Rokitnicę - ze wschodu na zachód.

A to jedna z piosenek, która szczególnie mi się podoba
.

i z przeciwnego bieguna...


.

Moja pierwsza porządna wyprawa małym narwańcem

Sobota, 1 maja 2010 · Komentarze(2)
Pociągiem do Katowic a potem wzdłuż DTŚki do samego Sosnowca. Najpierw do mamy na obiad i kawę a potem na kręgosłup.

To mój pierwszy tak długi dystans tym rowerem i dałam radę :) Nie przewróciłam się ani razu - aczkolwiek od tej gimnastyki nadwyrężyłam jakiś główny mięsień przy lewym żeberku i schylam się jak pożal się Boże.

Mój Peugeot Aubisque © yoasia

Wyprawa książkowa

Sobota, 24 kwietnia 2010 · Komentarze(4)
Cel główny - biblioteka na Rokitnicy celem zwrócenia książek i zapłaty "datku na rzecz biblioteki" ;)
Po drodze minęłam na chodniku i TAKIE PRZĘPIĘKNE, IMPONUJĄCE (proszę koniecznie zwrócić uwagę na przedni błotnik)
Motocykl przez duże M © yoasia

(a jaki musi być ten Mężczyzna który coś takiego sobie wyszykował....eeeeeech...ech :D )

Oddałam książki, zapłaciłam datek. Skoro już zapłaciłam te 10 zł to niech mam jakąś przyjemność i wzięłam legendarne "Smażone, zielone pomidory". I wracając ścieżką rowerową stwierdziłam, że niech mam jakąś przyjemność, skręciłam w pola, walnęłam się na miedzy z takim widokiem...
Pejzaż błogiego lenistwa © yoasia


Na dodatek okazało się, że błękitna karoseria koliberka przyciąga motyle z całej okolicy. Przez ponad pół godziny kręcił się paź królowej...
Motyl na moim rowerze © yoasia

potem cytrynek (ale już musiałam się zbierać)

A na koniec o sprawach poważnych. Za pieniążki od mojej mamy, za pomocą kolegi i odrobinie szczęścia udało mi się nabyć na allegro wymarzoną kolażówkę i to na dodatek Peugeota (który wg kolegi jest mercedesem wśród kolarek...). Dowiedziałam się także, że właściciel Koliberka (który miał go przez jakieś 20 lat) tęskni za nim troszkę. Biorąc pod uwagę wiek, świergoty, sentyment wyszło tak:
----------------------------------------------------------------------
stateczny Koliberek wraca dzisiaj na spokojną emeryturę do swojego właściciela, ja wyjeżdżam na 3 dni do Warszawy a po powrocie odbieram (już pewnie z magazynu w pracy) gniewnego Peugeot'a. Może już nie "młodego gniewnego" - ale ja zawsze lubiłam dojrzałych mężczyzn to i rowery też lubię ;)
-----------------------------------------------------------------------

Niedzielna wyprawa

Niedziela, 18 kwietnia 2010 · Komentarze(1)
Najpierw pojechałam na giełdę w Sośnicy - obiecałam sobie, że poszukam choć trochę mojego Felta. Spodziewałam się tęgich zakapiorów z przeróżnego pochodzenia rowerkami - a na miejscu zastałam kupców wyjętych żywcem z Allegro - rowerki przeważnie niemieckie i raczej nie pierwszego sortu.

Ze spokojniejszym już sumieniem pojechałam w stronę Chudowa. Zahaczyłam o las zabrzański - a tam wiosna pełną parą - i drzewa kwitną i przyjemności tez :)
Wiosenne przyjemności © yoasia


A to mój rower na pierwszej porządnej wycieczce:
Mój rower i wiosna © yoasia


Dojechałam do Chudowa - a tu niestety :( Motocyklistów i ich ślicznych, ryczących maszyn brak - Chudów smętny jak cholera.
Ostatni raz byłam w zeszłym roku i też ich nie było i zaczęłam podejrzewać że poszło o jakiś konflikt z właścicielem. Jak tylko zobaczyłam chłopaka z dziewczyną z kaskami zapytałam o to i na szczęście okazało się, że po prostu dziś jest Rozpoczęcie Sezonu w Częstochowie. Ulżyło mi bardzo, bo dzięki nim to miejsce po prostu tętni życiem i jeśli komuś ukradną rower, to podleczyć serce można i trzeba właśnie tutaj.
/ale co się wyleżałam na słońcu to moje i nawet parę razy piękny warkot motorów przygłuszył drące się wszem i wobec bachorki ;)/

Park chorzowski

Piątek, 2 kwietnia 2010 · Komentarze(0)
Wsiadłam w pociąg aby dotrzeć do koleżanki do Siemianowic. Wczoraj pogoda była piękna, więc miałyśmy w planach porządną wyprawę (30 km w jedną stronę ponoć) nad jezioro Chechło. Jak jechałam na dworzec, jeszcze nie padało. Potem rozpętała się śnieżyca - to zdjęcie zrobiony gdy pociąg stał w szczerym polu a ja byłam między jedną zdrowaśką a drugą, coby chociaż przestało tak walić tym śniegiem, bo mam z dworca do koleżanki jakieś 7 km - niby nie dużo ale wystarczy żeby zmoknąć do reszty.

Marcowa śnieżyca © yoasia


Zdrowaśki pomogły, gdy dojechałam już tylko nieznacznie padało i gdy opuściłam drogi Załęża i wpakowałam się do Parku Chorzowskiego zrobiło się naprawdę miło...
Park chorzowski w deszczowej wiośnie © yoasia

Prawie wiosennie, ale zimno jak wszyscy diabli, więc u koleżanki przypięłam rower do kaloryfera na korytarzu (niech mu też będzie ciepło ;) ) i zaległam na kanapie i tam przesiedziałam do końca - a z powrotem z wdzięcznością skorzystałam z oferty odwiezienia samochodem.

Wyjazd terenowy

Sobota, 13 marca 2010 · Komentarze(0)
Miał być przejazd do wodopoju i z powrotem - niestety na skutek wczesnowiosennych awarii wodopój był nieczynny więc zapuściłam się z moim psem w las. Miało być główną ścieżką i z powrotem - ale jakoś tak bardzo mnie pokusiła jedna boczna. Miała być jedna boczna a przejechałam z przygodami caaały las na Maciejowie za moim psem przewodnikiem - który na szczęście w drodze powrotnej (nigdy się tak głęboko nie zapuściłam) leciał po nosie i trafiliśmy bez problemu.

Mój pies przewodnik © yoasia


Ja byłam szczęśliwa, mój pies też - ubłociliśmy się po same uszy, kosiliśmy z rozpędu wieeelkie kałuże i jeden strumyk - tego niestety przy dwukrotnych próbach skosić mi się nie udało - za każdym razem zostawałam tylnym kołem w środku i cudem butami na brzegu (no, prawie na brzegu).
Moja wielka przeprawa © yoasia


Bardzo ważnym elementem wycieczki było błądzenie po Gliwicach. Przejechałam cały las - do samej góry i widzę z daleka dom. Podjeżdżam - patrzę na mosiężne literki - ul. Leśna. Szczęście wielkie wybuchło, bo leśna to ulica która prowadzi do samych Mikulczyc - prawie na moją ulicę. Pojechaliśmy więc, potem zaczęło się robić dziwnie, ul. Leśna skończyła się w polach, przejechałam te pola i znalazłam się..... w Gliwicach na osiedlu Żerniki... Wielkie szczęście zamieniło się w powrót przez cały las, znów przez te same kałuże, błota (już nie były takie piękne...).
Po przestudiowaniu mapy okazało się że na samej górze lasu jest ścieżka "w poprzek" z której z jednej strony wylatuje ul. Leśna na Gliwice, a z drugiej strony - Leśna na Zabrze. Wystarczyło zabrać choć jedną kartkę z mapą, ale jak to mówią "jak się nie ma w głowie to się ma w nogach..."

A to moje dzielne psisko raz jeszcze
Mój pies przewodnik po raz drugi © yoasia


Załączone zdjęcia nie są niestety szczytem kunsztu fotograficznego, ale miałam tylko aparat w telefonie i to jeszcze w podłym "zastępczym" Samsungu.
Epilogiem wycieczki była prawie godzinne czyszczenia roweru...