Wpisy archiwalne w kategorii

Wyprawy małe i duże

Dystans całkowity:3521.27 km (w terenie 102.20 km; 2.90%)
Czas w ruchu:234:23
Średnia prędkość:14.72 km/h
Maksymalna prędkość:41.26 km/h
Suma kalorii:5000 kcal
Liczba aktywności:99
Średnio na aktywność:35.57 km i 2h 26m
Więcej statystyk

When we walked in fields of gold...

Czwartek, 5 maja 2011 · Komentarze(7)
.

Włóczyłam się dzisiaj przez cały dzień, dokładnie tak jak w tytule, wśród bezkresnych pól rzepaku...

(tu spotkałam swojego znajomego myszołowa, ciekawe czy on mnie po ptasiemu zapamiętał i dzisiaj rozpoznał)
Rzepakowe pola za Wieszową © yoasia


Rzepakowe pola za Ptakowicami © yoasia


Rzepakowe pola za Boniowicami © yoasia


Rzepakowe pola za Świętoszowicami © yoasia


Historia wyprawy była taka, iż miałam początkowo jechać do Alwerni pod Krakowem. Jednak jak wyliczyłam sobie cenę biletu, to mi wyszło, że za jeden dzień podróży w czwartek zapłacę tyle co za 2 dni podróży w weekend (bilet turystyczny i rower za złotówkę) no a że zbieram na prześliczną pojemną (2 litry) torebeczkę pod siodło (moja ma tylko 1 litr) więc wyszło że się dzisiaj powłóczę ot tak, po lesie. Niestety pogoda na północ od Zabrza była po prostu zła - 100% zachmurzenie, wiatrzysko i zimno, więc w ogóle nie miałam cierpliwości żeby do tego lasu (obok Tarnowskich Gór) dojechać i tak jakoś wyszło że zaczęłam eksplorować polne ścieżki. Totalnie. Wjeżdżałam w jednym mieście i wyjeżdżałam w innym. W pewnym momencie - chyba za Boniowicami wleciałam na były (już bez szyn i podkładów) trakt kolejowy który można było dojechać aż do Świętoszowic z moim "Barem na Rozdrożu". Trakt bardzo klimatyczny, odnalazłam na nim legendarny 5 peron...
Piąty peron © yoasia

Trakt był niestety w przeważającej części wyłożony drobnymi kamyczkami. Dawałam radę a jak! ale w końcu wyjechałam z powrotem na pola...
Trakt kolejowy © yoasia


Dojechałam w końcu do tego mojego Baru na Rozdrożu wygłodniała, z ozorkiem do ziemi (myślałam o frytkach, bigosie i Coca-Coli przez parę kilometrów) a tam... przyjęcie firmowe. Ze łzami w oczach wjechałam do Ziemięcic poszukać choćby jakiegoś sklepu i znalazłam sklep z "ogródkiem". Ogródek miał jakieś 4 metry na 10, rozpadającą się huśtawkę, 2 worki na śmieci w roli koszy, drewniany stół z popielniczką wyładowaną petami i betonowy płot o który można było oprzeć rower...

Ogródek piwny w Ziemięcicach © yoasia

Niestety, ogródek miał też TOYTOY'a w rogu. Siadam sobie, rozkładam jedzonko (całkiem całkiem - bułeczka-pizza, kiełbaska, cola Lato i Marsik) gdy nagle do tego kibla wchodzi jakiś dziadek z ulicy i co tu kryć - przez następne dziesięć minut w ramach akompaniamentu dochodziły do mnie odgłosy... no, odgłosy.

Podsumowując scenerię i okoliczności - PEŁNY ODLOT i to miejsce ląduje na PIERWSZYM miejscu w rankingu "klimatycznych" miejsc w jakich się posilałam.

Parę kilometrów dalej tuż przed Ziemięcicami "odreagowałam" obiad w zupełnie innej scenerii...

Uroczysko przed Mikulczycami © yoasia

Moja ukochana techniczna A4

Środa, 4 maja 2011 · Komentarze(2)
Postanowiłam dzisiaj zrobić sobie dystansówkę i sprawdzić czy dalej niż dojechałam poprzednim razem COŚ jest.

Wyjechałam rano - w trakcie przygotowań zdążyłam zmienić 3 polary, bo co wychodziłam na dwór to było coraz cieplej ;). Po drodze wymarzłam w łapki i głowę - ale gdy dojechałam do technicznej świeciło już piękne słońce - aż wierzyć się nie chce, że po tym wczorajszym śniegu pogoda w jedną noc wróciła do stanu pozytywnego :)

Wjechałam na A4Tech, stanęłam chwilkę, sfotografowałam joggingowego współtowarzysza,
Mój towarzysz na technicznej © yoasia


zgubiłam w trawie Snickersika (gdy wracałam po godzinie ciągle tam leżał - w przyrodzie faktycznie nic nie ginie :) ) i depnęłam. Do znudzenia będę pisać, że uwielbiam techniczną - te przestrzenie, ten spokój, droga jak stół. Jedynym mankamentem jest to, że nie ciągnie się zbyt daleko - dojechałam do tego momentu co wcześniej, pojechałam wąską ścieżka ale niestety dalej są już tylko ścieżki leśne i wiadukty.

Ale i tak było super - wróciłam się, pojechałam drugą stroną A4ki, wróciłam i popędziłam do mojego Chudowa - gdzie mogłabym indziej pojechać :).

Tam zrobiłam sobie PORZĄDNĄ przerwę - zjadłam, wypiłam gorąco herbatę, posiedziałam przy stole, potem obfotografowałam chudowskie femme fatale:

Wiedźmę,
Wiedźma z Chudowa © yoasia


Meluzynę
Meluzyna z Chudowa © yoasia


i Południcę (to moja ulubiona baśniowa zmora - mam duży sentyment - może mamy coś wspólnego ;) )
Południca z Chudowa © yoasia

Pejzaż z Południcą © yoasia


Zrobiłam w sumie 80 km i naprawdę wyjechałam się do spodu. Gdy przed Chudowem szarpnęłam, żeby wyminąć traktor z przyczepką, to aż mnie zatkało z wysiłku. W Zabrzu wstąpiłam do serwisanta na centrowanie kół i przesiedziałam pół godziny w McDonaldzie. Ze zmęczenia ledwie nie potrafiłam wymówić zamówienia i posiałam 2 banknoty 20 złotowe - żal jak cholera. Za to serwisant zrobił mi to centrowanie (i regulację tylnego hamulca jak się zorientowałam w trakcie jazdy) gratis i jeszcze na koniec życzył "Szerokości" jak prawdziwemu TIRowcowi - niesamowicie mi się miło zrobiło i będę mu to pamiętać do końca życia, naprawdę :).

Do Sosnowca do Mamusi

Poniedziałek, 2 maja 2011 · Komentarze(8)
Tym razem, w jedną stronę całkiem rowerkiem, w drugą rowerkiem do Katowic a dalej pociągiem.

Nie ma co pisać, było to po prostu nieco upierdliwe przedzieranie się przez Śląsk. Na liczniku wyszło 3:26 - ale tak naprawdę te 3,5 godziny to było tylko w jedną stronę ;)

Jedna rzecz mnie bardzo zachwyciła - jak ucywilizowały się okolice Katowic wraz z budową Silesii - będąc pod Silesią, gdy wjechałam pod górkę i zaczęło się z górki - no to po prostu zabrakło mi oddechu - naprawdę!
Katowice widziane spod Silesii © yoasia

I tak sobie pomyślałam, że niech już będą te autostrady i te centra handlowe - niekończące się bezautowe drogi techniczne i piękne zielone alejki to jednak duża rekompensata :)

Moje oczy ucieszył też piękny szkielet korony Stadionu Śląskiego (nie napiszę w jakim mieście bo nie jestem pewna chce sobie ściągnąć gromów na głowę ;) ) i przymiarki do ołuskowywania Spodka.

Stadion Śląski © yoasia


Spodek © yoasia

Lasy Błędowskie

Niedziela, 1 maja 2011 · Komentarze(0)
Ooooj - trudna wycieczka.
Wsiadłam z rowerem do pociągu do Sławkowa celem dojechania do Pustyni Błędowskiej i przebycia jej (jakkolwiek się da - na siodełku czy obok) żółtym "Szlakiem Transpustynnym".

Wysiadłam w Sławkowie i zaczęłam przemierzać wsie w kierunku północnym - za niejaką Krzykawą wpadłam w las - no a tam CUDO. Po prostu CUDO - piękna ścieżka "zjazdowa" - nie krótka (ok 1,5 km), szeroka na kilka metrów ale bardzo kręta, cały czas w dół, gdzieniegdzie z przeszkodami - kamienie, korzenie, rower, piach. Zapięłam kask i hejaaa - naprawdę radziłam sobie całkiem, całkiem :). Jedyne co mnie stresowało to te konkretne burzowe pomruki nad głową - ale jak to mówią "z dużej chmury mały deszcz" no i do drzew się nie przytulałam...

Wypadłam w Laskach, ostatnia wieś przed Lasem Błędowskim i Pustynią i wtedy...
No i wtedy lunęło. I to jak. Pierwsze pół godziny spędziłam pod daszkiem sklepu.

Następne 20 minut wciąż tak samo ulewnego deszczu na przystanku autobusowym. Poznałam 2 miejscowych artystów i uroczego pieska ślepego na jedno oczko. Piesek był nieufny ale dał się pogłaskać, pierwszy - bardzo szarmancki artysta - rozmawiał ze mną zwracając się per "dziewczyno, słoneczko, maleństwo" a drugi odchodząc westchnął teatralnie "Serduszko, gdybyś była starsza..."
Laski © yoasia

Gdy już już miał przyjechać autobus - obejrzałam niebo nagle wstąpiła we mnie nadzieja - że może to tylko tutaj tak pada a 2 km dalej będą tylko chmurki. Zacisnęłam zęby i ruszyłam w stronę Lasu Błędowskiego (za nim były 2 miejscowości i na końcu Łazy z Dworcem PKP).
Nie był to dobry pomysł. Badało cały czas, wszędzie gdzie byłam, droga przez las zamieniła się w gigantyczne kałużowisko - omijałam te kałuże ale tylko dlatego żeby mieć jakieś zajęcie i nie myśleć o tym co mi pada na łeb, bo i tak byłam ubłocona i przemoczona po uszy. Kask tylko miałam czysty...
Pozytywną rzeczą było to, że nie pobłądziłam i zajechałam na dworzec bez zbędnych opóźnień. Po drodze spotkałam grupę równie ubłoconych jak ja aut terenowych z wielkimi naklejkami "Off-road", poczułam małe braterstwo i nastrój mi się poprawił. Na samym dworcu spotkałam innych przemoczonych i zmarzniętych rowerzystów to mi jeszcze raźniej zrobiło.
Łazy - dworzec PKP © yoasia

Za Katowicami niestety już się dosłownie telepałam z zimna, w pociągu pokłóciłam się z wstawionym gnojkiem który na cały przedział ryczał (niby rozmawiając z innym "poszkodowanym przez życie") że "kobiety ku**a lecą na kasę" i "cwane są".

I mam bardzo silną motywację, żeby w przyszły weekend, jak już będzie ładna pogoda i teren powysycha wrócić tam i zatrzeć te fatalne wrażenia.

Pustynia Błędowska

Sobota, 23 kwietnia 2011 · Komentarze(6)
Pustynia Błędowska odrobiną pięknych lasów Jury oraz kupę drobnych miejscowości.

A to wszystko z Kosmą i Grześkiem (vel Olo):
Towarzysze © yoasia


Najwięcej radości miałam z Pustyni Błędowskiej. Jednym z moich marzeń na ten rok jest wziąć udział w rajdzie rowerowym na tutejszej imprezie "Pustynne Miraże", więc ucieszyłam się strasznie, że mogę wypróbować Pepe w warunkach iście Dakarowych. Na początku było super - zjechałam ze skarpy, ślizgam się z rozpędu po tym piaseczku. Niestety, gdy rozpęd mi się już skończył, okazało się że mimo moich 2,25" w oponkach - nie potrafię ruszyć NI CHOLERY. Po 10 próbach zawróciłam i postanowiłam koniecznie wynaleźć/wypytać u organizatorów DOKŁADNĄ trasę tego rajdu. Bo jakby co, to będę musiała tam znów pojechać i POWAŻNIE poćwiczyć...

Na pamiątkę Pepe w roli pustynnego crossa ;):
Pepe jako pustynny cross © yoasia


    oraz Kosma i Olo jak dwójka pustynnych wędrowców:
Pustynni wędrowcy © yoasia

Jak spojrzałam na to zdjęcie no to od razu mi stanął przed oczami film Piano Bar. Jak Boga kocham, wyglądają jak żywcem wyjęci (dla porównania oryginał - Patricia Kaas i Jeremy Irons)

źródło: galeria na filmweb.pl

Po wyjechaniu z Pustyni pojechaliśmy troszkę asfaltkiem a potem zagłębiliśmy się w las, gdzie w głębi był mały wąwóz a w nim śliczne jeziorko. Wyszalałam się trochę na brzegu łącznie z przejazdem po wodzie - naprawdę krzyczałam na głos z radości jak bryzgałam przez tą płyciznę :D

Ogólnie wyjechaliśmy z Ząbkowic bardzo wcześnie - ok. 8 rano więc ludzi ani widu ani słychu. Ale po 11-stej (pewnie po godzinach chrzszenia święconek) zaczęli wychodzić na łono natury. Przede wszystkim chłopcy... I to jacy....

Chłopiec z aparatem © yoasia


Chłopcy nad jeziorkiem © yoasia


Chłopcy na Pustyni Błędowskiej © yoasia


Chłopiec nad zalewem w Łośniu © yoasia


Pomnik Żołnierzy © kosma100

Przystojni, silni radzieccy chłopcy

I mapka na pamiątkę
.

A tak wyglądam jak robię zdjęcia te wszystkie ;)
Ja - dzięki uprzejmości Ola © olo81

Wieczorkiem do Chudowa

Piątek, 22 kwietnia 2011 · Komentarze(2)
Z moją koleżanką od łajdaczenia się Sabiną. Przyjechałyśmy, zasiadłyśmy na ławce pod Oberżą św. Jerzego wypiłyśmy zacny trunek i pogadałyśmy ile wlezie.

Moja koleżanka Sabina © yoasia


A to śliczne zdjęcie autostrady zrobił mój aparat.
Autostrada A4 nocą © yoasia

Nie będę pisać że ja - ja tylko położyłam go na barierce, nacisnęłam potrzymałam 15 sekund (odliczające się na ekranie). Potem poczekałam następne 15 sekund i nie wierzyłam własnym oczom :)

Rowerowe łajdaczenie się po polach

Niedziela, 17 kwietnia 2011 · Komentarze(6)
Po dniu wczorajszym wzięłam dla odmiany Pepe i pojechałam niby w kierunku Chechła. Do Chechła nie dojechałam za to wywłóczyłam się po polach - najpierw za Grzybowicami - tam też zaliczyłam przechodzenie przez budowę autostrady. Boooże jedyny.... Nawet ją troszkę popsułam, bo poślizgnęłam się na pieczołowicie ułożonym z kamyczków 2 metrowym nasypie...
Tuż przed Wieszową odkryłam gdzie ci paskudni spekulanci, przez których cała gospodarka tonie w długach magazynują cukier...
Silosy koło Wieszowej © yoasia

A kto wie, może i benzynę też!
Potem za Wieszową pojechałam przez las - za czerwonym szlakiem i za chłopem na rowerze ;) (stety/niestety nie dogoniłam ;)) - aż do miejscowości Górniki.
Potem zawróciłam do lasu, odbiłam na północ i tam czekała mnie wielka nagroda - PRZEPIĘKNE, BEZKRESNE pola.
Bezkresne pola za Wieszową © yoasia


Na polach spotkałam myszołowa - w pewnym momencie leciał tak blisko, że myślałam że chce mi natłuc ;) Pouganiałam się za nim z aparatem strasznie - ale udało się ;)
Myszołów na drzewie © yoasia

Myszołów w locie © yoasia

Polną zwierzyną była łania, która przebiegła kilkanaście (autentycznie!) metrów ode mnie. Zanim wyciągnęłam aparat, to była już daleko - ale udało się.
Upolowana aparatem łania © yoasia

I na koniec ostatnie zdjęcie polnej zwierzyny - ja i Pepe ;) Po polowaniu z aparatem walnęliśmy się na miedzy. Brakowało tylko jakiegoś porządnego bełta...
Ja i mój rower © yoasia

Ślicznie mi się jechało po tych polach.
W sumie dotarłam do Sztolni Czarnego Pstrąga. Dojechałam, uwieczniłam
Szyb Sylwester i jego przewodnik © yoasia

choć ledwie ledwie, bo myślałam że się zarżnę na tych podjazdach ;)

Potem wróciłam przez "Bar na Rozdrożu" gdzie wstąpiłam na obiad i Coca-Colę.
Bar na Rozdrożu © yoasia

Chudów i Bar na Rozdrożu to takie moje 2 porty żeglarskie :)
Są diametralnie różne - Chudów zawsze tętni życiem a każde zdjęcie zrobione w Barze wygląda tak samo (poniżej dla porównania ostatnia wizyta)
Bar "Na rozdrożu" © yoasia

to uwielbiam obydwa.

Droga techniczna wzdłuż A4

Sobota, 16 kwietnia 2011 · Komentarze(0)
Szosowo aż po horyzont © yoasia


Co ja więcej powiem - ja byłam wniebowzięta, moje błękitne kocię chyba też, bo rozpędzało się do 40-stki aż miło :)

A z powrotem - przez Bojków do Chudowa. Jakże bym mogła tam nie zajechać...
Nie mówiąc o tym, że musiałam oddać dług (ostatnim razem zabrakło mi 20 gr do herbatki).
A w Chudowie i gorąca herbatka i ...
Motocykl z Chudowa © yoasia

Z koniem kopać się nie będę

Niedziela, 10 kwietnia 2011 · Komentarze(3)
Miałam tym razem pojechać sobie dla odmiany na północ, w stronę Częstochowy.
Jednak po przejechaniu 4 km jedno było jasne - wczorajszy wiaterek - może słabiej wieje, ale za to dalej w trybie CIĄGŁYM.
Po wczorajszych przejściach stwierdziłam że dzisiaj już nie będę się z koniem kopać, zawróciłam o 180 stopni i pojechałam do znowu w kierunku Chudowa.
Ostatecznie dojechałam do niejakiego Orzesza i wróciłam z powrotem
Cel podróży- Orzesze © yoasia


Z powrotem zatrzymałam się w moim ulubionym Chudowie.
Ogólnie konwersja tej wycieczki, to był DOBRY pomysł, bo Chudów już dzisiaj tęsknił życiem i motocyklistami...
Z cyklu "Motocykle i ich motocykliści" © yoasia

Z cyklu "Motocykle i ich motocykliści" © yoasia

Z cyklu "Motocykle i ich motocykliści" © yoasia