When we walked in fields of gold...

Czwartek, 5 maja 2011 · Komentarze(7)
.

Włóczyłam się dzisiaj przez cały dzień, dokładnie tak jak w tytule, wśród bezkresnych pól rzepaku...

(tu spotkałam swojego znajomego myszołowa, ciekawe czy on mnie po ptasiemu zapamiętał i dzisiaj rozpoznał)
Rzepakowe pola za Wieszową © yoasia


Rzepakowe pola za Ptakowicami © yoasia


Rzepakowe pola za Boniowicami © yoasia


Rzepakowe pola za Świętoszowicami © yoasia


Historia wyprawy była taka, iż miałam początkowo jechać do Alwerni pod Krakowem. Jednak jak wyliczyłam sobie cenę biletu, to mi wyszło, że za jeden dzień podróży w czwartek zapłacę tyle co za 2 dni podróży w weekend (bilet turystyczny i rower za złotówkę) no a że zbieram na prześliczną pojemną (2 litry) torebeczkę pod siodło (moja ma tylko 1 litr) więc wyszło że się dzisiaj powłóczę ot tak, po lesie. Niestety pogoda na północ od Zabrza była po prostu zła - 100% zachmurzenie, wiatrzysko i zimno, więc w ogóle nie miałam cierpliwości żeby do tego lasu (obok Tarnowskich Gór) dojechać i tak jakoś wyszło że zaczęłam eksplorować polne ścieżki. Totalnie. Wjeżdżałam w jednym mieście i wyjeżdżałam w innym. W pewnym momencie - chyba za Boniowicami wleciałam na były (już bez szyn i podkładów) trakt kolejowy który można było dojechać aż do Świętoszowic z moim "Barem na Rozdrożu". Trakt bardzo klimatyczny, odnalazłam na nim legendarny 5 peron...
Piąty peron © yoasia

Trakt był niestety w przeważającej części wyłożony drobnymi kamyczkami. Dawałam radę a jak! ale w końcu wyjechałam z powrotem na pola...
Trakt kolejowy © yoasia


Dojechałam w końcu do tego mojego Baru na Rozdrożu wygłodniała, z ozorkiem do ziemi (myślałam o frytkach, bigosie i Coca-Coli przez parę kilometrów) a tam... przyjęcie firmowe. Ze łzami w oczach wjechałam do Ziemięcic poszukać choćby jakiegoś sklepu i znalazłam sklep z "ogródkiem". Ogródek miał jakieś 4 metry na 10, rozpadającą się huśtawkę, 2 worki na śmieci w roli koszy, drewniany stół z popielniczką wyładowaną petami i betonowy płot o który można było oprzeć rower...

Ogródek piwny w Ziemięcicach © yoasia

Niestety, ogródek miał też TOYTOY'a w rogu. Siadam sobie, rozkładam jedzonko (całkiem całkiem - bułeczka-pizza, kiełbaska, cola Lato i Marsik) gdy nagle do tego kibla wchodzi jakiś dziadek z ulicy i co tu kryć - przez następne dziesięć minut w ramach akompaniamentu dochodziły do mnie odgłosy... no, odgłosy.

Podsumowując scenerię i okoliczności - PEŁNY ODLOT i to miejsce ląduje na PIERWSZYM miejscu w rankingu "klimatycznych" miejsc w jakich się posilałam.

Parę kilometrów dalej tuż przed Ziemięcicami "odreagowałam" obiad w zupełnie innej scenerii...

Uroczysko przed Mikulczycami © yoasia

Komentarze (7)

Wiesz co, no tak jakoś coraz lepiej... Przez piekło nim by można było przejechać :D
Kilku kolegów jak oglądało mój rower po zakupie bardzo sugerowało, żeby zmienić te opony na cieńsze (moje mają 2.25"), bo po co takie - ale teraz stwierdzam "nigdy w życiu" - super są! Zwłaszcza w totalnych błockach i wielkich kałużach gdzie to nie wiadomo co jest pod tą ciemną wodą ;).

yoasia 22:38 wtorek, 10 maja 2011

Fajna wycieczka :) Jak się rower sprawuje?

siwy-zgr 12:35 wtorek, 10 maja 2011

Sghost - TAKIE miejsca przyciągają jak magnes... Pozdrawiam serdecznie i miło się jechało w waszym towarzystwie! :)

yoasia 21:20 piątek, 6 maja 2011

Darek - tylko wyprawa w poszukiwaniu tego katowickiego wymaga naprawdę dużych przygotowań, kto wie czy nie będę musiała kupić takiego małego turystycznego namiotu żeby mieć gdzie spać...
Pozdrawiam serdecznie! L)

yoasia 21:18 piątek, 6 maja 2011

Tak też jest fajnie... człowiek wjeżdża gdzieś, patrzy gdzie wyjedzie i znów gdzieś skręca... często nie oddala się zbyt daleko od domu a wciąż jedzie nowo odkrytymi drogami...
Legendarny peron 5? Ty znajdź zaginiony drugi na naszym dworcu ;-)

djk71 03:42 piątek, 6 maja 2011
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa swejd

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]