Wpisy archiwalne w kategorii

Kilometry moje i Miszki

Dystans całkowity:860.69 km (w terenie 3.00 km; 0.35%)
Czas w ruchu:114:05
Średnia prędkość:6.96 km/h
Maksymalna prędkość:33.90 km/h
Liczba aktywności:85
Średnio na aktywność:10.13 km i 1h 27m
Więcej statystyk

Noworocznie zimowo

Piątek, 2 stycznia 2015 · Komentarze(3)
Z Miszką do lasu. To się w moim życiu nie zmienia. Dalej mam tego samego psa i dalej tak samo jeżdżę z nim po lesie. Troszkę się ten las odmienił, pojawiła się DTŚka - na szczęście wysoko na nasypie. Pojawiły się też nowe fajne ścieżki, przejście nad torowiskiem towarowym (wreszcie).
Dziś tak jakby pierwszy dzień prawdziwej zimy. Śnieg, śnieg i jeszcze raz śnieg (wreszcie).
Las zimowo
Las zimowo © yoasia

A gdzieniegdzie nawet i lód - przymroziło tak, że dróżka w wzdłuż torów była jedną długą szklanką

Tor łyżwiarski
Tor łyżwiarski © yoasia


A to - pamiątkowo - cała "ekipa" ;)

Miszka zimowo
Miszka zimowo © yoasia

Pepe zimowo
Pepe zimowo © yoasia

Ja zimowo
Ja zimowo © yoasia

Świątecznie do rodzinki

Poniedziałek, 21 kwietnia 2014 · Komentarze(1)
Wesołych Świąt


W niedzielę wczesnym rankiem zebrałam się z Miszką i pojechałyśmy do rodziców.
Tam solidnie świętowałam przez dwa dni.
Mama z pomocą Taty - lub też Tata z pomocą Mamy (żeby nie było dyskryminacji :) ) kupili chyba z 5 rodzajów ciast, do tego doszła zrobiona przeze mnie (po raz pierwszy zresztą) pascha.
Było co jeść i było co oglądać - i stare dobre filmy i nowe dobre też :)

Nie mogłam przeoczyć w tym wszystkim ekranizacji "Ogniem i Mieczem". I nie mogła nie odżyć moja dawna (byłam w liceum, gdy widziałam ten film po raz pierwszy, w ramach wycieczki szkolnej z j. polskiego) ale wielka miłość....

..... Bohun. Bohun,  który przeleciał przez ten cały film z szablą w ręku, z totalną bezkompromisowością i z tą swoją gniewną namiętnością do kobiet, do życia
I siedzę sobie teraz, i myślę o tym jak to niby z jednej strony trzeba w życiu iść na masę kompromisów. Żeby mieć pracę, żeby zbudować i utrzymać "podstawową komórkę społeczną" (patrz film Wyjście awaryjne - obejrzany dzisiaj). Ale z drugiej strony istnieje ryzyko że w tych kompromisach człowiek zajdzie tam gdzie absolutnie nie chciał. Więc może jednak w pewnym momencie by trzeba jak ten Bohun.........
Eeeeech.

Świątecznie do lasu

Sobota, 19 kwietnia 2014 · Komentarze(5)
Jak już wcześniej wspomniałam - zrobiłam z Miszką świąteczny wypad do parku z Lwami.
Park bardzo fajny, choć nawiedzony...
Zaraz za wjazdem znajduje się plac zabaw z karuzelą i domkiem. A ta karuzla - jakby to powiedzieć.... Kręciła się - ale widocznych gołym okiem dzieci na niej nie było.....  I nie zmyślam....na dowód załączam filmik


Minęłam nawiedzony plac bez zbędnych przystanków ;) Dalej na szczęście już sama natura i widoczni gołym okiem biegacze.
Dojechałam do urokliwej rzeczki

Gdzie strumyk płynie z wolna
Gdzie strumyk płynie z wolna © yoasia

Nie zdążyłam się dobrze zatrzymać, jak zobaczyłam tylko ogon mojego psa znikający w dół po pionowej skarpie. Nie wiem jak on to zrobił, bo naprawdę było PIONOWA, ale wleciał do strumyka - wykąpał się porządnie, potem nagle wleciał na tą samą skarpę powrotem do góry - dotarł do 2/3, osunął się razem z kawałkiem tej skarpy, przeleciał jakby nigdy nic parę metrów dalej, pod górę i był z powrotem koło mnie. I wszystko w ciągu 10 sekund....

Kawałek dalej odkryłam hopkownię
Hopkownia
Hopkownia © yoasia

Nie miałam przy sobie kasku - więc przejechałam obok, ale następnym razem, będę miała kask.... :D
Słoneczko świeciło z każdym kwadransem coraz mocniej, więc gdy na kolejnym z rozdroży dostrzegłam mała ławeczkę....
Przez następne 15 minut ja gapiłam się na przechylające się pod wpływem [wiatru] drzewa...
Drzewa na wietrze
Drzewa na wietrze © yoasia
... a mój pies oddawał się swoim obsesjom (pasienie się trawą, tarzanie się w trawie, rozszarpywanie pieńków)
Miszka vs pieniek
Miszka vs pieniek © yoasia

Na końcowej polance już porządnie walnęłam się na trawie pod pięknym, rozłożystym drzewem
Pejzaż z pozycji horyzontalnej
Pejzaż z pozycji horyzontalnej © yoasia
i gapiłam się tym razem na przelewające się pod wpływem [wiatru] chmury
Kwietniowe niebo
Kwietniowe niebo © yoasia

Wycieczka była wybitnie świąteczna i wypoczynkowa. Jednak będę musiała troszkę się wziąć w garść, bo wzięłam cały tydzień wolnego po weekendzie majowym i oby mi się język nie plątał obok szprych szprychy z braku kondycji, bo sobie krzywdę mogę zrobić....

Z Miszką do lasu

Sobota, 8 lutego 2014 · Komentarze(2)
Ogólnie to pod koniec zeszłego roku troszkę zaczęłam biegać. Coś muszę z tym niewyżytym psem robić. Ma już prawie 8 lat a fizycznie dalej jakby miał 4-5. 
A ja jestem tylko człowiekiem. Starzejącym się - w przeciwieństwie do mojego psa. No i czasem już nie chce mi się wytargiwać roweru i jeździć non stop po tych samych ścieżkach, żeby miał przyzwoitą dawkę ruchu. No więc biegam. Nie jakoś dużo - zazwyczaj ok 4,5 km. Połowę z tego marszem, połowę biegiem. Kupiłam sobie nawet butki do biegania na zimę i biegam :)

Butki na pierwszy widok - takie jak letnie,
Moje zimowe buty do biegtania
Moje zimowe buty do biegania © yoasia
tyle że mają w środku goretex - i to naprawdę działa. No i podeszwę troszkę inną.
Moje zimowe buty do biegtania
Moje zimowe buty do biegania © yoasia

Moja typowa trasa - to takie kółeczko.

W lesie dobiegam do polany - bestia biega luzem, ja odpoczywam, często na słoneczku - bo mamy piękną wiosnę tej zimy ;)
Pejzaż z psem
Pejzaż z psem © yoasia
Jeśli jest sobota, to w drodze powrotnej - po drodze do sklepu, po gazetkę. Bo ja już taka starsza pani troszkę jestem :D


Z Miszką do lasu

Poniedziałek, 6 stycznia 2014 · Komentarze(2)
Dziś było zdecydowanie piękniej niż poprzednim razem...as wczesno zimowy © yoasia
Las wczesno zimowy © yoasia

Naprawdę.
Wyjechałam troszkę po 10, więc z jednej strony pomiędzy drzewami krążyła mgła, z drugiej już świeciło słońce...
Słońce i mgła
Słońce i mgła © yoasia

A potem to już było tylko słońce
Las i jesienno-zimowe słońce
Las i jesienno-zimowe słońce © yoasia

W las tętnił życiem - biegaczami, psiarzami. Dałabym głowę, że widziałam nawet 7 krasnoludków !
7 krasnoludków
7 krasnoludków © yoasia

Pojeździłam z Miszką jak zwykle - trochę w te trochę wewte a potem w jednym miejscu, nad rzeczką, zaczęłam ćwiczyć hopki.
Zaznaczam, że nie mam roweru trailowego, tylko mojego dużego czarnego konia, ale i tak.... naprawdę, dałam z siebie wszystko :)

Hopek © yoasia


Para hopków
Para hopków © yoasia

Do zdobycia zostały mi jeszcze 2 hopki. Jeden ma naprawdę strony zjazd a drugi nawet nie stromy, ale zjeżdża się bezpośrednio na wąską betonową kładkę nad dołem...

Z Miszką do lasu

Czwartek, 2 stycznia 2014 · Komentarze(3)

Las, niezmiennie piękny jak zawsze o tej porze roku...

Las wczesno zimowy © yoasia



Nie znoszę takich pejzarzy, jak Boga kocham, nie znoszę.
I na dodatek ciężko mi wypatrzeć psa - moja Miszka ma ubarwienie bojowe i o tej porze roku... Sami zobaczcie

Misza w lesie © yoasia


Miszce za to las się podoba niezmiennie, więc chcąc nie chcąc...
DTŚka już właściwie w połowie "drogi" w tym miejscu, więc większych zniszczeń raczej nie będzie. Zauważyłam nawet że w miejsce starych zaczynają się już tworzyć nowe ścieżki.

Nowe ścieżki © yoasia

W ramach czynu społecznego, postanowiłam się po tym przejechać, żeby ją utwardzić jeszcze bardziej ;)



Z Miszką do lasu

Środa, 2 października 2013 · Komentarze(2)
Zgodnie ze starą dobrą zasadą nałogowych alkoholików "Co ci zaszkodziło, tym się lecz", wzięłam psiurka na pod wieczór do lasu.

Zaraz na początku - cudo inżynierii budownictwa....

DTŚka w lesie © yoasia


Niestety im bardziej zaawansowane prace nad DTŚka, tym bardziej poprzegradzany las. Ale mam nadzieję, że po tym wszystkim ładnie się zagoi.

Potem był las - w sumie drzewa jeszcze zielone, ale nawierzchnia... już jesienna
Jesienna nawierzchnia © yoasia


Z tego się jeszcze wyratowałam, ale kilometr dalej, dosłownie uklękłam :)

Obudził się we mnie instynkt grzybiarza. A ogólnie instynkt mam słaby, bo nie dość że nie mam cierpliwości, to jeszcze nie dowidzę. Ale tym razem, naprawdę.

Ale co z tego, skoro tylko takie rosły....
Grzybki © yoasia


Dawno się już tak przyjemnie nie włóczyłam bez celu. Niestety potem czekała mnie herkulesowa praca. Umycie psiska...
Miszka po wycieczce rowerowej © yoasia


Roweru nawet nie ruszam, niech samo odpada.

Najważniejsza jest szarlotka

Niedziela, 15 września 2013 · Komentarze(13)
Obiecałam swojej rodzinie że wpadnę do nich, ugotuję fajny obiad z króliczkiem w roli głównej.

Ja nawet nie wyjechałam jakoś specjalnie późno z tym moim psiakiem z domu. Nawet miałam parę minut żeby kupić ten bilet (dla psiaka). Ale złożyły się 3 rzeczy: przy kasie jakiś Pan przyspawał się z mega trudną sprawą, ja nie miałam w portfelu ani złotówki a konduktorzy terminali (jeszcze) nie mają. Ja nawet kupiłam ten bilet dla psiaka w ostatniej chwili. Ale jak wpadłam na peron....

... to już go mogłam tylko wyrzucić do kosza.

Śląscy bikerzy doskonale wiedzą jak zakończyło się marzenie o nowoczesnym systemie kolei pasażerskiej Aglomeracji Śląskiej. Nie-śląskim bikerom - wyjaśnię - skończyło się pieprzoną wielką katastrofą.

Następnym pociąg miałam za 2 godziny.... A przecież nie przyjadę robić obiadu po południu. Wiecie ile kosztowała mnie ta podróż z Zabrza do Katowic? Prawie 40 zł. To była moja najdroższa podróż w do Katowic, w życiu. Ale też i najbardziej luksusowa - nawet pies miał pod łapkami piękny dywanik :) Potem Miszka miała okazję zobaczyć Katowice, centra handlowe między Katowicami i Sosnowcem, pobiegać po boisku piłkarskim i po parku w Sosnowcu... Jej się pewnie ta podróż bardzo podobała....

Przyjechałam do domu o przyzwoitej porze, i zrobiłam tego króliczka.

A potem siedliśmy z tatą przed telewizorem. Tata mój twierdzi że ogląda tylko westerny, ale w praktyce można z nim obejrzeć wszystko. Nooooo prawie... bo ja na Chucka Norrisa nie potrafię patrzeć, jak Boga kocham. Tym razem też miał być western, ale skończyło się na filmie "Jabłka Adama".

Jabłka Adama © www.filmweb.pl


I o tym filmie właśnie.
Film opowiada historię młodocianego neonazisty Adam który w ramach kary trafia do nietypowego miejsce resocjalizacji - małego, protestanckiego klasztoru w którym zresztą ma już podobne towarzystwo - w tym araba (!) Khalida który siedzi tam po napadach na stacje benzynowe (Khalid kara w ten sposób koncerny naftowe za bałagan na Bliskim Wschodzie ;) ).
Adam od niechcenia obiecuje że upiecze szarlotkę (ma przy okazji dbać o jabłonkę na dziedzińcu z których to jabłek będzie to ciasto).
I potem następuje seria katastrofalnych wydarzeń. W finale Adam zbiera z drzewa 8 jabłek. Jedno od razu kradnie po cichu kolega, pozostałe 7 zjada towarzyszka "w niedoli". Gdy Adam wraca ze szpitala do którego zawiózł ciężko rannego, ale też śmiertelnie chorego pastora, zastaje pustą miskę. Szarlotka przepadła, dramat podobny do tego który przeżywałam na dworcu ;) i wtedy po cichu podchodzi do niego kolega i oddaje mi to jedno jabłko.

I Adam piecze z tego malusieńką szarloteczkę. Jedzie z nią do szpitala i zjada z cudownie ocalałym pastorem (kula odstrzeliła nieoperacyjnego raka - nie napisałam, film jest czarną komedią ;) ), w blasku słoneczka...

Dlatego właśnie, choćby wszystko się waliło na łeb - najważniejsze to upiec tą szarlotkę :D

Z psem do lasu.

Sobota, 11 maja 2013 · Komentarze(2)
Jezu, weszłam WRESZCIE na swojego bloga... Wpisu żadnego od hohoho, zimowa "tapeta". Jezu.....

Z krótkich rzeczy co w międzyczasie.

- cel 9000 km mogę w... łożyć między bajki. Z miesiąc wcześniej naszła mnie refleksja, że żebym ja zrobiła 9 tys. to bym musiała się non stop włóczyć na kolażówce w kierunku góry Św. Anny i z powrotem ;) i po innych dalekich miejscowościach. A ja strasznie, strasznie miałam i mam ochotę w tym roku spróbować mych skrymnych sił w Terenie prze duże T. I wtedy 9 tys. nie wyjeżdżę ni ch...olery

- jak już zrezygnowałam z celu-dystansu - to z impetem w me rowerowe życie wdarło się lenistwo i zabieganie. Wynik tego tragiczny.

- ale udało mi się zrobić jedną rzecz z jakiej jestem dumna. Zorganizowałam sobie tygodniowy wypad majówkowy na Masyw Ślęży. I zdobyłam tam swoją pierwszy w życiu szczyt - Radunię. Opis na pewno dodam - z innymi rzeczami które się po drodze zdarzyły ciężko będzie i pewnie te wycieczki pozostaną w zapomnieniu.

Idę już sobie, bo mnie dopadło poczucie winy i ciężka depresja...........