Jak już wcześniej wspomniałam - zrobiłam z Miszką świąteczny wypad do parku z Lwami.
Park bardzo fajny, choć nawiedzony...
Zaraz za wjazdem znajduje się plac zabaw z karuzelą i domkiem. A ta karuzla - jakby to powiedzieć.... Kręciła się - ale widocznych gołym okiem dzieci na niej nie było..... I nie zmyślam....na dowód załączam filmik
Minęłam nawiedzony plac bez zbędnych przystanków ;) Dalej na szczęście już sama natura i widoczni gołym okiem biegacze.
Dojechałam do urokliwej rzeczki
Gdzie strumyk płynie z wolna © yoasia
Nie zdążyłam się dobrze zatrzymać, jak zobaczyłam tylko ogon mojego psa znikający w dół po pionowej skarpie. Nie wiem jak on to zrobił, bo naprawdę było PIONOWA, ale wleciał do strumyka - wykąpał się porządnie, potem nagle wleciał na tą samą skarpę powrotem do góry - dotarł do 2/3, osunął się razem z kawałkiem tej skarpy, przeleciał jakby nigdy nic parę metrów dalej, pod górę i był z powrotem koło mnie. I wszystko w ciągu 10 sekund....
Kawałek dalej odkryłam hopkownię
Hopkownia © yoasia
Nie miałam przy sobie kasku - więc przejechałam obok, ale następnym razem, będę miała kask.... :D
Słoneczko świeciło z każdym kwadransem coraz mocniej, więc gdy na kolejnym z rozdroży dostrzegłam mała ławeczkę....
Przez następne 15 minut ja gapiłam się na przechylające się pod wpływem [wiatru] drzewa...
Drzewa na wietrze © yoasia
... a mój pies oddawał się swoim obsesjom (pasienie się trawą, tarzanie się w trawie, rozszarpywanie pieńków)
Miszka vs pieniek © yoasia
Na końcowej polance już porządnie walnęłam się na trawie pod pięknym, rozłożystym drzewem
Pejzaż z pozycji horyzontalnej © yoasia
i gapiłam się tym razem na przelewające się pod wpływem [wiatru] chmury
Kwietniowe niebo © yoasia
Wycieczka była wybitnie świąteczna i wypoczynkowa. Jednak będę musiała troszkę się wziąć w garść, bo wzięłam cały tydzień wolnego po weekendzie majowym i oby mi się język nie plątał obok szprych szprychy z braku kondycji, bo sobie krzywdę mogę zrobić....