Najważniejsza jest szarlotka
Ja nawet nie wyjechałam jakoś specjalnie późno z tym moim psiakiem z domu. Nawet miałam parę minut żeby kupić ten bilet (dla psiaka). Ale złożyły się 3 rzeczy: przy kasie jakiś Pan przyspawał się z mega trudną sprawą, ja nie miałam w portfelu ani złotówki a konduktorzy terminali (jeszcze) nie mają. Ja nawet kupiłam ten bilet dla psiaka w ostatniej chwili. Ale jak wpadłam na peron....
... to już go mogłam tylko wyrzucić do kosza.
Śląscy bikerzy doskonale wiedzą jak zakończyło się marzenie o nowoczesnym systemie kolei pasażerskiej Aglomeracji Śląskiej. Nie-śląskim bikerom - wyjaśnię - skończyło się pieprzoną wielką katastrofą.
Następnym pociąg miałam za 2 godziny.... A przecież nie przyjadę robić obiadu po południu. Wiecie ile kosztowała mnie ta podróż z Zabrza do Katowic? Prawie 40 zł. To była moja najdroższa podróż w do Katowic, w życiu. Ale też i najbardziej luksusowa - nawet pies miał pod łapkami piękny dywanik :) Potem Miszka miała okazję zobaczyć Katowice, centra handlowe między Katowicami i Sosnowcem, pobiegać po boisku piłkarskim i po parku w Sosnowcu... Jej się pewnie ta podróż bardzo podobała....
Przyjechałam do domu o przyzwoitej porze, i zrobiłam tego króliczka.
A potem siedliśmy z tatą przed telewizorem. Tata mój twierdzi że ogląda tylko westerny, ale w praktyce można z nim obejrzeć wszystko. Nooooo prawie... bo ja na Chucka Norrisa nie potrafię patrzeć, jak Boga kocham. Tym razem też miał być western, ale skończyło się na filmie "Jabłka Adama".
Jabłka Adama© www.filmweb.pl
I o tym filmie właśnie.
Film opowiada historię młodocianego neonazisty Adam który w ramach kary trafia do nietypowego miejsce resocjalizacji - małego, protestanckiego klasztoru w którym zresztą ma już podobne towarzystwo - w tym araba (!) Khalida który siedzi tam po napadach na stacje benzynowe (Khalid kara w ten sposób koncerny naftowe za bałagan na Bliskim Wschodzie ;) ).
Adam od niechcenia obiecuje że upiecze szarlotkę (ma przy okazji dbać o jabłonkę na dziedzińcu z których to jabłek będzie to ciasto).
I potem następuje seria katastrofalnych wydarzeń. W finale Adam zbiera z drzewa 8 jabłek. Jedno od razu kradnie po cichu kolega, pozostałe 7 zjada towarzyszka "w niedoli". Gdy Adam wraca ze szpitala do którego zawiózł ciężko rannego, ale też śmiertelnie chorego pastora, zastaje pustą miskę. Szarlotka przepadła, dramat podobny do tego który przeżywałam na dworcu ;) i wtedy po cichu podchodzi do niego kolega i oddaje mi to jedno jabłko.
I Adam piecze z tego malusieńką szarloteczkę. Jedzie z nią do szpitala i zjada z cudownie ocalałym pastorem (kula odstrzeliła nieoperacyjnego raka - nie napisałam, film jest czarną komedią ;) ), w blasku słoneczka...
Dlatego właśnie, choćby wszystko się waliło na łeb - najważniejsze to upiec tą szarlotkę :D