Podsumowanie roku 2012

Niedziela, 30 grudnia 2012 · Komentarze(3)
Statystycznie było tak:
Wszystkie kilometry:    3002.05 km
Czas na rowerze:         314:30
Wycieczek:                     174

Z tego co obiecałam sobie na rok 2012 to...

- pojechać na rowerowe wakacje w Góry Sowie - tak na tydzień - zdecydowanie mogę powiedzieć, że się udało. Nie były to co prawda Góry Sowie ale na prawie cały tydzień pojechałam w baaardzo pagórzaste województwo kieleckie do Suchedniowa (wakacje 2012).
Wakacje w Kieleckim © yoasia

Będę wspominać do końca życia chyba - bo wyszły mi rewelacyjnie. I naprawdę, jeśli ktoś ma ochotę czasem pojechać samemu na wakacje, ale ma obawy, że będzie nudno, że sam - nie ma po co. Przekonałam się, że jak człowiek jedzie sam, to WSZYSCY go zagadują i jest naprawdę fajnie :) I ta 100% wolność...
- doremontować Peugeota - zaopatrzyć go w nowe koła i oponki w jaskrawo zielonym kolorze (do kontrastu z ramą) a siebie w czerwone tenisówki (do koloru z kurteczką) i polansikować się po mieście w sezonie wiosenno-letnim :) - nooo Peugeot dostał i nowe kółka i kapitalne (nie tylko w sensie wyglądu) oponki Vittoria; ja niestety tenisówek nie dorwałam - kto by pomyślał, że będzie problem kupić czerwone tenisówki - a jednak.

- zmienić pracę i miejsce zamieszkania - na jakąś lepiej płatną pracę i na jakieś miłe małe mieszkanko w centrum miasta - przyznam że mam już troszkę dość dekadencji mojej ulicy - udało się ale skutki nie do końca takie jak myślałam. Mieszkam teraz w przepięknej kawalerce gdzie prawie nie ma mebli, nie muszę sprzątać przepastnych regałów, odkurzać hektarów wykładzin - jest ekstra. Jakoś tak jednak wyszło że bardzo się zdążyłam z tą dekadencją mojej ulicy zaprzyjaźnić i bardzo mi ich tutaj brakuje (tutaj same Matki Polki i starsze panie, że tak ładnie powiem). A w ostatniej pracy (zmieniałam aż 2 razy) jestem zajeżdżana jak koń wyścigowy (a konie wyścigowe nie żyją długo)

- no i żeby w tym roku być po prostu dziewczyną na rowerze a nie hipermarketową TIRówką ani sfustrowanym pracownikiem ani sfrustrowaną panną "na poszukiwaniach" - nie udało się - nie wiedzieć jakim cudem przewinęło mi się aż 3 chłopów w tym 2-óch w typie katastroficznego tajfuna. Na szczęście przyszli i odeszli... Ale fortuny na zakupach nie straciłam :) Jakoś tak jednak magia małego rowerowego plecaczka dobrze działa i ani razu nie miałam w rękach tego koszmarnego wózka tylko zawsze hasałam sobie jak źrebaczek z małym koszyczkiem pomiędzy biednymi (i chyba trochę wkurzonymi ;) ) TIRówkami.

A z rzeczy niezaplanowanych

- wystartowałam w wyścigach rowerowych - wogóle tego nie planowałam, ja nie wiem nawet jak to wyszło. Pierwszy to był taki spokojniutki 11-km (3x3,5) wyścig MTB po lesie w Gliwicach, drugi to hardcore w Tarnowskich Górach który ledwie przeżyłam (tutaj powyścigowe zdjęcia z trasy) a trzeci to 40 km wyścig MTB cyklu Skandia Lang Maraton, nieco się zmęczyłam, ale miałam gigantyczną satysfakcję.
Skanda Maraton DG © SKTeam

- kupiłam pedały i butki SPD - tydzień przed wakacjami wpadłam do mojego rowerowego i wyjechałam w pedałach SPD i bardzo fajnych butkach (z podeszwą - "skorupą"). Pierwszy raz wywaliłam się już na placyku treningowym przed sklepem. Potem jeszcze trochę tego było, ale nie żałuję, rewelacyjne jeżdżenie
_____________________________________________________________________
A jeśli chodzi o rok 2013 noooo toooo.....

- przejechać 9 tys. km - w tym roku odpoczęłam sobie (za)baaaaaardzo. 10 tys. to było wogóle super, ale niestety dojazdy do K-c zjadają mi dużo czasu, a 9 to też ładna liczba. No więc niestety w tym roku też nie dam rady wyjść za mąż. Ojej.... jaka szkoda...

ojej..... :D :D :D
- zaliczyć 9 maratonków (6 XC i 3 MTB) - po Tarnowskich Górach mam troszkę gęsią skórkę i łatwo mi nie będzie, ale bardzo bym chciała, bo jest to jednak troszkę inne jeżdżenie...
- zmienić jeszcze raz pracę (i to na taką najdalej w Gliwicach/Rudzie Śląskiej), bo koniem wyścigowym to ja chcę być tylko na rowerze.
- wakacje - 2 tyg. takie jak w zeszłym roku - 1-wszy tydzień gdzieś już w górach (chciałabym w okolice Sudetów) a drugi - w tym samym ośrodku w kieleckim (chcę tam zdobyć Łysą Górę i popływać kajakiem po jeziorku)
- rower Full-Suspension piszę to, choć nie przypuszczam żeby udało mi się znaleźć pieniążki na niego w przyszłym roku, ale jak w ogóle nie pomarzę, to się nie spełni na pewno a tak to może jakimś cudem...

A na koniec - chciałam życzyć wszystkim
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO W NOWYM BIKE-ROKU
Najepszego! © www.missionbicycle.com

Komentarze (3)

Nooo... całkiem niezły plan na 2013 rok....

Ps. do pracy w Katowicach zawsze można pojechać rowerem :)

amiga 08:51 poniedziałek, 31 grudnia 2012

Upłakałam się jak przeczytałam to określenie "przemiał" :D
Co do tego z czym się nie zgadzasz... No słyszałam, że kobiety płacą statystycznie mniej mandatów, ale no może coś w tym jest że są też częściej zagadywane - przez kobiety, bo z natury jesteśmy bardzo gadatliwe no i przez facetów, bo jesteśmy kobietami.

9.OOO to zdecydowanie więcej wycieczek i to nie "z pracy - do pracy". Rok temu, w którym to wyjeździłam 6.OOO przeżyłam bardzo dużo fajnych chwil na rowerze, więc pewnie będę miała o czym pisać też :)

yoasia 22:44 niedziela, 30 grudnia 2012

No niezły miałaś przemiał, że tak powiem ;)
Nie dziwne, że na rower i BS zostawało mało czasu..
Plany planami, ale życie lubi wykręcać zaskakujące scenariusze.. ;)

PS. Z jednym zdaniem się nie zgodzę:
"jak człowiek jedzie sam, to WSZYSCY go zagadują i jest naprawdę fajnie"
- nie ogólnie człowiek, tylko kobieta. :)
Wszystkie urlopy i wakacje zawsze spędzałem sam, i nikt nigdy mnie nie zagadywał, no może za wyjątkiem przypadku monocyklowych szaleństw :) ale na pewno nie na zwykłym rowerze.
Wolność - to na pewno, ale to jedyny plus jaki widzę..

Mam nadzieję, że ambitny plan 9.OOO oznaczać będzie także większą aktywność na BS ;)

mors 18:34 niedziela, 30 grudnia 2012
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa amysl

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]