Najpierw jednak pieczołowicie wycięłam nową naklejkę płetwonurka na mój błotnik. Nie można być płetwonurkiem i nie mieć naklejki na swoim pojeździe :) Tamta się już porwała no i ta udała mi się dużo ładniejsza.
Potem dumnie ruszyłam przez moją śnieżna krainę - czyli po polnej drodze - tam gdzie można spotkać bażanty - widziałam dzisiaj aż 3. Mają kryjówkę w krzewach tuż koło tej dróżki, więc następnym razem zaczaję się z aparatem. Najważniejszym celem rajdu zaopatrzeniowego były skarpety narciarskie - na Bytomską Masę Krytyczną. I na gliwicką, jeśli podleczę te moje zatoki, też. Bo niestety znow jestem chora - ale w porównaniu z poprzednim sezonem jesienno-zimowym, to mogę powiedzieć że się hartuję, bo to dopiero 2-gie moje zatoki, a mamy już styczeń :)
Najpierw na masaż kręgosłupa a potem do kina z koleżanką na "Templariusze: Miłość i krew" - film do najlepszych niestety nie należał ale miło było się spotkać w Nowym Roku.
Dojechałam zostawiłam rower i poszłyśmy na miasto od jednego baru do drugiego. Ale największym moim osiągnięciem jest.... i jestem z tego cholernie dumna i uważam to za wyczyn mojego dotychczasowego życia....
WYPICIE PIWA W "CZARNYM DIAMENCIE"
[dla bikerów spoza Zabrza: to najsłynniejsza, najprawdziwsza mordownia w centrum Zabrza] Po prostu tam weszłyśmy (cała, dosłownie cała klientela Diamentu zrobiła głośne "Oo" :D) podeszłyśmy do baru, zamówiłyśmy piwo, pożartowałyśmy z barmanką, spokojnie je wypiłyśmy :D Za plecami słyszałam dialogi typu "a czemu ten telewizor nie gra.... a jak rzucę w niego butelką to zacznie grać?" i tym podobne :D
I jak już weszłam do Czarnego Diamentu, to już sobie chyba w każdej knajpie poradzę :) A jak! Moja koleżanka westchnęła, że jej ojciec był tu kiedyś stałym gościem i wyszło że kontynuuje chlubną tradycję :) Pogadałyśmy dużo o życiu, pośmiałyśmy się - miałam naprawdę kapitalny wieczór na zakończenie Starego Roku.
2 bary później wróciłyśmy do jej domu, wzięłam swojego Jastrzębia i pożeglowałam (oczywiście chodnikami) do domu. A "Czarny Diament" jeszcze odwiedzimy w przyszłym roku - a jak! :D
Przemiły wieczór w doborowym towarzystwie. Po drodze z powrotem poodprowadzałam WSZYSTKICH kolegów (stąd taki dłuższy czas) - fajnie jak czasem kobieta może być gentelmanem ;) - jest już 1:30 i zdecydowanie muszę iść spać, bo jutro zdecydowanie muszę iść do pracy.
Powrót ostrożny z bardzo cenna przesyłką, która nie mogła się zgubić ani pogiąć - kalendarzem 2010 z półnagimi a nawet czasem zupełnie nagimi, przystojnymi, męskimi rugbystami :D I to na tyle przyjemności bo po uruchomieniu komputera na potrzeby tego wpisu okazało się że mój Windows już odmówił współpracy - i zasypuje mnie rozpaczliwymi komunikatami "nie mam miejsca w magazynie na zastosowanie stylu klasyczny" "instalacja gadu-gadu jest nieprawidłowa" - które tak naprawdę oznaczają "PRZEINSTALUJ MNIE!!!".