Czyli obowiązkowe podsumowanie starego roku i postanowienia noworoczne.
Wpisów na moim blogu w 2015 roku nie było praktycznie wcale, postanowień noworocznych (teraz już starorocznych) też nie, czego serdecznie żałuję.
Podsumowując rok 2015:Był to rok pełen i
niedosytów i
niespodzianek.
Jeśli chodzi o większe wyjazdy czyli - majówka, wakacje i wrześniowy wyjazd -
no nie było jakoś specjalnie wysokogórsko.
Na majówkę pojechałam wyjątkowo w niziny - do Sobibóru, na granicy polsko-ukraińsko-białoruskiej.
Tereny piękne - ludzie kapitalni (choć niezłe nerwusy ;) ) -
ogólnie znalazłam tam swój 3-ci dom.Na wakacje pojechałam - i tu rzecz której nie zrobiłam nigdy w życiu - na ponad 2,5 tygodnia.
Przez 19 dni nie było mnie w domu...Najpierw pojechałam w Bieszczady, w okolice Ustrzyk Dolnych.
Pojechałam jakieś 10 lat za późno. Nie jest to już raj dla rowerzystów wysokopiennych. Na drogach ograniczenie do 70-ciu, w praktyce 100 km/h. Szlaki rozryte przez bogatą gospodarkę nadleśnictwa. Odległości pomiędzy szczytami dość spore, pokonywanie ich na rowerze górskim (jeszcze nie daj Boże z pełnym zawieszeniem), pomiędzy autami tnącymi jak pociski - nic specjalnego. Może mając samochód.... Ale to już tak trochę nie to.Potem tydzień znów w Sobiborze,
żeby wjechać własnymi 2 kołami na Ukrainę.
A potem była największa niespodzianka tego roku - zdecydowałam się i kupiłam rower zjazdowy.Podjęłam tą decyzję już po sezonie.Ja nawet nie pamiętam jak to się stało, bo z samym pomysłem nosiłam się już dawno, tylko z powodu cen te rowery były dla mnie zawsze ciężką abstrakcją. Wyszło że będę go miała pod koniec września, więc pośpiesznie zakupiłam cieplejsze spodnie, puchową bluzę
i rozciągnęłam sezon wyjazdowy aż do listopada (normalnie kończyłam na początku września).
Byłam w górach średnio co 2 tygodnie (Beskidy). Ostatni raz byłam 5 dni temu, na powitanie Nowego Roku :). Nawet zaczęłam zabierać psa.
Miałam przez to wszystko trochę problemów, bo nieopatrznie w ramach wiosennych porządków wyrzuciłam znoszone już: lekką zimową kurtkę i zimowe botki. I potem pół zimy chodziłam w butach górskich i w za cienkiej kurtce....
Miałam też okazję pojeździć na ścieżkach górskich w Anglii. Moja firma wysłała mnie na delegację do biura w Londynie - i jeden z tamtejszych kolegów - Polak i rowerzysta - zaprosił mnie do siebie na weekend, pożyczył rower i przewiózł po okolicy. Był to co prawda początek grudnia, ale co tam - było super ! I 12 stopni. I nie padało.
Jeśli zaś chodzi o postanowienia na 2016:1. Zjechać moją prywatną koronę tras zjazdowych
I. Park Rowerowy na Koziej Górze - miałam okazję zjechać tam tylko Twistera i troszkę stary zielony (ten ostatni niestety w deszczu, chwały nie było ;) )
II. Palenica - na Palenicy znajduje się park rowerowy, stopień trudniejszy niż ten na Koziej Górze
III. Czarna Góra w Kotlinie Kłodzkiej - tam już jest pełnoprawna trasa downhillowa, rodem z pucharów Polski.
2. Wykombinować mocne oświetlenie na kask i przejechać Twistera na Koziej Górze ciemną nocą
3. Prowadzić bloga rowerowego - minimum 1-2 wpisy w tygodniu
I to na tyle dzisiaj, bo już 3-cią godzinę siedzę nad tym wpisem.... Późno już, ciemno, spać trzeba.