Zabrze - Sosnowiec
Sobota, 22 maja 2010
· Komentarze(1)
Kategoria Przyjemności, Kilometry moje i Miszki
Pociągiem z Miszką.
Ale ledwie na ten pociąg zdążyłam.
Wyjechałam wcześniej, jak trzeba. Jadę Mikulczycką i widzę w oddali, że spod wiaduktu w okolicach DK 88 jakiś chłopak zbiera rowerzystę z ulicy. Myślę, Boże - ktoś kogoś potrącił? Kiedy dojechałam do tego miejsca - ów "poszkodowany" rowerzysta znów leżał - tym razem na chodniku, wywrócony z nogami przerzuconymi przez koło i pupą na tymże kole. Przestraszyłam się nie na żarty, nogi tak dziwnie ułożone, pytam czy nie ma czegoś połamanego, czy zadzwonić na pogotowie.
No i okazało się iż nie jest to "poszkodowany" rowerzysta tylko KOMPLETNIE ZALANY rowerzysta. Zaczął mnie błagać żebym nigdzie nie dzwoniła, bo do więzienia pójdzie i mamrotać "tak to żech jeszcze nigdy nie mioł". Rowerzyście należałoby do tyłka nakopać że się na ulicę pchał, ale żal mi się tego roweru zrobiło i ściągnęłam chłopa z tych kół - uwierzcie mi, nawet nie był w stanie siąść do pionu, więc równie dobrze mogłam go tak zostawić i nie marnować krytycznie cennego czasu - ale niestety mam miękkie serce i twardą [...] .
Na szczęście potem ludzie naprawdę super uprzejmie schodzili mi na chodniku (że nie musiałam się z tym moim psem zatrzymywać żeby przepuszczać) i udało się.
Ale ledwie na ten pociąg zdążyłam.
Wyjechałam wcześniej, jak trzeba. Jadę Mikulczycką i widzę w oddali, że spod wiaduktu w okolicach DK 88 jakiś chłopak zbiera rowerzystę z ulicy. Myślę, Boże - ktoś kogoś potrącił? Kiedy dojechałam do tego miejsca - ów "poszkodowany" rowerzysta znów leżał - tym razem na chodniku, wywrócony z nogami przerzuconymi przez koło i pupą na tymże kole. Przestraszyłam się nie na żarty, nogi tak dziwnie ułożone, pytam czy nie ma czegoś połamanego, czy zadzwonić na pogotowie.
No i okazało się iż nie jest to "poszkodowany" rowerzysta tylko KOMPLETNIE ZALANY rowerzysta. Zaczął mnie błagać żebym nigdzie nie dzwoniła, bo do więzienia pójdzie i mamrotać "tak to żech jeszcze nigdy nie mioł". Rowerzyście należałoby do tyłka nakopać że się na ulicę pchał, ale żal mi się tego roweru zrobiło i ściągnęłam chłopa z tych kół - uwierzcie mi, nawet nie był w stanie siąść do pionu, więc równie dobrze mogłam go tak zostawić i nie marnować krytycznie cennego czasu - ale niestety mam miękkie serce i twardą [...] .
Na szczęście potem ludzie naprawdę super uprzejmie schodzili mi na chodniku (że nie musiałam się z tym moim psem zatrzymywać żeby przepuszczać) i udało się.