Dzisiaj już nie padało. Dzisiaj LAŁ DESZCZ. W połowie już tak zmokłam, że nastąpiło przepięci i przełączyłam się w tryb wyśmienitego humoru (dodam, że nie mam w Peugecie - ANI JEDNEGO błotnika). Nie sposób się nie uśmiać, naprawdę.
Po drodze do rowerowego po tylni błotnik, to po pierwsze (mocowany na sztycę podsiodłową), po gniazdo na licznik - koniec z żmudnym wyliczaniem kilometrów na google.maps i dętkę zapasową.
Z miłymi urozmaiceniami. Wyjazd do kliniki kardiologicznej w Tychach (rowerem-pociągiem, cudnym Flirt'em-rowerem) w celach konsultacji naukowych.
Ścieżki rowerowe w Tychach - super - przynajmniej te co widziałam. Tylko szkoda że tak padało...
Dzisiaj narwaniec dał mi w kość. Źle ustawiłam wczoraj wieczorem siodełko - za daleko wysunięte do tyłu i za nisko. W trakcie powrotu z pracy kręgosłup już dosłownie PĘKAŁ MI W SZWACH. Miałam serdecznie dosyć, modliłam się, żeby zsiąść już z tego roweru i moje modły zostały wysłuchane - jakieś 1,5 km przed domem złapałam gumę...
Przebijanie się przez całe Zabrze - najpierw M1 - wpłatomat mBanku nieczynny. Potem Lukas Bank - wpłatomat niedostępny dla mojej karty mBanku. Jedynym celem jaki mi się udało osiągnąć było zdobycie niezapominajek. Chociaż tyle ;) A teraz już tylko ciepły polarek, herbatka i "Łzy słońca" z Brucem "Boskim" Willisem. No może jeszcze siodełko podniosę w międzyczasie.
Cel główny: posłuchać ściągniętych 2 płyt Ani Dąbrowskiej. Cel poboczny - przestać siedzieć w domu. Obydwa osiągnięte :)
Zaczęło się od wywiadu w najnowszej "Pani" z Anią Dąbrowską i jej partnerem życiowym - gdzie każde mówi o drugim. I jej partner - Paweł - mówi o niej tak:
"W życiu doprowadziła do końca raptem pięć spraw - wydała 4 płyty i zrobiła prawo jazdy. Jest totalną bałaganiarą. Otworzy jakąś puszkę, zostawi, nie sprzątnie. Włóczki walają się po całym domu, a druty zostawione na kanapie wchodzą w siedzenie"
Upłakałam się ze śmiechu przy tym fragmencie strasznie, bo mam DOKŁADNIE TAK SAMO . No i pomyślałam, że skoro mam tak samo (i na dodatek jestem dokładnie w tym samym wieku) to może bardzo mi przypadnie do serducha jej muzyka. I dzisiaj ściągnęłam jej dwie przedostatnie płyty "Kilka historii na ten sam temat" i "W spodniach czy w sukience". I wzięłam wieczorem mój rower, minimalny osprzęt - czyli telefon-walkman, opaskę odblaskową na ramię i smycz na klucze (coby ich nie zgubić gdy wysuną się z kieszeni). I faktycznie, przypadła mi do serducha ta muzyka niesamowicie. Przejechałam na niej całą Rokitnicę - ze wschodu na zachód.
A to jedna z piosenek, która szczególnie mi się podoba .
Pociągiem do Katowic a potem wzdłuż DTŚki do samego Sosnowca. Najpierw do mamy na obiad i kawę a potem na kręgosłup.
To mój pierwszy tak długi dystans tym rowerem i dałam radę :) Nie przewróciłam się ani razu - aczkolwiek od tej gimnastyki nadwyrężyłam jakiś główny mięsień przy lewym żeberku i schylam się jak pożal się Boże.