szpula z filmem już była - "Spotkanie w Palermo". Film bardzo poważny, z przesłaniem - niestety niemiecki - w finałowej scenie tak się złożyło tło, że nie było wogóle widać napisów...
Niestety okazało się, iż nie dotarła szpula z filmem - poszłyśmy na kawę a potem koleżanka przyznała się, że wzięła ze sobą piersiówkę z winem więc poszłyśmy na spacer po mieście popijając owe wino ze ślicznej stalowej piersiówki, wzbudzając dużo uśmiechów u przechodniów i rozmawiając o tym i o owym.
Przemiły wieczór poza jednym fatalnym wyborem - kawa z czekoladą - o mało mnie to nie zabiło - najpierw z kofeiny potem z pragnienia. Ale dojechałam, odstawiłam rower na tył domu i wparowałam do sklepu po 1,5 litra wody mineralnej. Siadłam na podwórku, golnęłam sobie i odzyskałam siły ;)
Wpisuję w kategorie przyjemności i bardzo się cieszę, że mi się udało tam dojechać i wrócić - ale..... było mi ŹLE, było mi CIEŻKO, MAKABRYCZNIE zmarzły mi stopy i byłam szczęśliwa kiedy wróciłam do Zabrza i zsiadłam z tego cholernego roweru
super wieczór z piwem i nie tylko, graniem na oryginalnych hiszpańskich gitarach, mnóstwem popkornu, komedią "Płonące siodła", horrorem "REC", meczem Lechia Gdańsk - Piast Gliwice w knajpie (to ostatnie troche smutniejsze, bo Piast przegrał)