Do Sosnowca - rowerem - pociągiem - rowerem. Powrót przy jakichś -15. Ale ogólnie b. miła wycieczka - nie zdążyłam zmarznąć, pociągi o dziwo - jak w zegarku. No a masaż kręgosłupa też rewelacja - ogólnie zaczyna się "prostować" , stan mięśni pleców poprawia się - same plusy :)
Tym razem trening z prawdziwego zdarzenia - 2000 m wykonane w przeróżny sposób pod okiem nieustępliwego instruktora. O mało nie umarłam :) Ale było super.
z koleżanką do "Romy" na filmy Tsotsi i Karmel (w ramach małego maratonu "Jeden Dom - Różni Mieszkańcy"). Film Tsotsi kapitalny - koniecznie muszę znaleźć muzykę do niego, Karmel wzruszający. A potem jeszcze na piwo. Super wieczór.
Rowerem tylko w jedną stronę, ponieważ za diabła nie mogłam znaleźć ŻADNYCH rękawiczek (normalnie mam 3 pary), pojechałam bez i z powrotem z miłą chęcią skorzystałam z możliwości podwiezienia do domu (dużym autem, więc rower też się podwiózł ;) ) Wypróbowałam już swój własny automat na przywiezionej butli z tlenem i konsolkę - pouczyłam się nawigacji podwodnej na kompasie - z małymi utrudnieniami bo pod basenem biegną jakieś potężne metalowe rury i w odpowiednich miejscach moja igiełka nagle robiła zwrot o 90 stopni. Ale było super - siedziałam sobie na dnie przez ponad godzinę - i miałam wszystko po prostu gdzieś.