Najpierw do Sosnowca - a tam na przebudowany basen w Parku Żeromskiego. Przebudowa wyszła CUDNIE. Basen ma klimat - a te reflektorki poniżej linii wody na całej długości basenu - rewelacja. I na dodatek 5 zł za wstęp. Potem na masaż kręgosłupa i wyprawa do Siemianowic (na Bytków). Najpierw przebrnęłam przez Borki, bo w tym śniegu się po prostu nie dało jechać. Potem przejechałam przez przedmurze Siemianowic... bardzo klimatyczne przedmurze. I zajechałam na Bytków. Wieczorem powrót na Załęże na Dworzec PKP.
Niestety fatalna dieta ostatnich dni (kluski i chleb z miodem) dala o sobie znać i w połowie treningu nagle doznałam gwałtownego uczucia głodu, 200m później jakby mi nóżki ugięło i musiałam wyskoczyć z wody, zakończyć trening i co sił pognać do McDonalda - żeby się NAJEŚĆ.
Takie życie, w jednym roku spędza się ten dzień z tulipanem w jednej ręce i przystojnym mężczyzną w drugiej, a w innym - na rowerze... 2010 to u mnie ten drugi rok. Ale życzenia walentynkowe złożyłam - a jak! Podpinam rower pod Platanem, klepię w siodełko żeby na mnie czekał i słyszę gromkie zapewnienie "Będzie na oku!". Patrzę a na ławeczce pod obok szklanego wejścia siedzi 3 Artystów popijających walentynkowe piwo. Podziękowałam a potem oprócz czekoladek dla koleżanki, kupiłam tabliczkę Wedlowskiej czekolady, wręczyłam im, podziękowałam z rower i złożyłam życzenia Walentynkowe - a jak! :)
Potem powłóczyłam się z mym jedynym aktualnie "prawdziwym mężczyzną" po takim o to cudnym parku
Na masaż kręgosłupa i kawę u rodziców. Pogoda była piękna - i gdyby mój napęd nie był kupą złomu, to byłaby super wycieczka. Ale już tylko do poniedziałku :)
Wyjechałam rano. Miała być wycieczka na masaż kręgosłupa i kawę u rodziców. Niestety mrozy wielkie i strzeliła trakcja m. Zabrzem a Rudą. Pociągi owszem jeździły do Katowic, ale z Gliwic przez Bytom a pominięciem stacji Zabrze. Gdyby było lato to bym pewnie powalczyła - ale skoro mrozy więc pojechałam do McDonalda na kanapeczkę, herbatę i prawie 2h lekturę nowego Zwierciadła. Gdy wróciłam na dworzec panie znały już więcej szczegółów - przypuszczalny czas naprawy godz. 18-sta :) Wróciłam więc z czystym sumieniem do domu na herbatkę i dalszą lekturę Zwierciadła...
Do koleżanki rowerem-pociągiem-rowerem na kapitalną imprezę z teleturniejem na PlayStation a potem ryczeniem piosenek Abby. W jedną stronę pojechałam przez piękny Park Chorzowski. Była 18-stą więc już ciemno, ale jeszcze trochę ludzi. Przepięknie i magicznie. Choć mroźno, więc zrobiłam tylko jedno zdjęcie.
Powrót dość trudny, bo wyjechałam na pociąg nieco za późno i musiałam grzać ile się dało i przełazić na czerwonym świetle gdzie się tylko dało. Zaliczyłam też pierwszy spektakularny upadek tej zimy - na lodowej koleince, przepięknym szczupakiem na klatę z rozłożonymi rączkami :)
Tytuł wpisu mógłby niestety brzmieć także "7 światów z moim napędem". Jest już masakrycznie zużyty, caaały do wymiany i na dodatek w drodze powrotnej tylnia przerzutka zacięła się na .... 1-nce (w przedniej mam do wyboru pewną 1-kę lub przeskakująca przy silniejszym naciśnięciu 2-jkę).