Rowerem - pociągiem - rowerem, do bardzo klimatycznej kawiarni "Sztygarka". Po drodze zwiedziłam dzielnicę Chorzów Batory (tam jest dworzec PKP) - też bardzo klimatyczna :) Z powrotem nieco (prawie godzinkę) musiałam poczekać na pociąg, ale na peronie na drewnianej skrzyni z piaskiem (bardzo wygodnej skrzyni :) ) ktoś zostawił gazetę, więc poczytałam sobie i czas upłynął mi przyjemnie, choć nieco mroźnie.
UDAŁO SIĘ !!! :D Zaimplementowałam do mojego roweru szosowego kolcowane opony 700x35. A że przy okazji zapomniałam zapasu mięsa i wędlinek od mamy - no jakże by nie wpaść na kawę :)
I pierwsza pół-zimowa przeprawa - na oponach szosowych. Nooo - było. Jazda jeszcze jako tako, ale zsiadanie... po przekroczeniu pewnego kąta przechyłu rower efektownie odjeżdżał na bok.
Wybrałam się do dawno niewidzianej koleżanki do Gliwic. Trasa w tamtą stronę rewelacja - wstąpiłam do Forum, zjadłam "obiad na mieście" (co mi się rzadko zdarza) - pyszne naleśniki, upolowałam kapitalną koszulkę z nietoperkiem-wampirkiem z dużymi oczkami i napisem "I'm watching you", nagadałam się z koleżanką, zjadłam przepyszne ciasto. Wracam z powrotem, godzina grubo po 21 i nagle cały tył roweru przestawił się o dobre parę centymetrów i usłyszałam dochodzące z tyłu głośne "sssssssssss". Czy miałam pomkę? NIE. Byłam w takim miejscu, że w którą stronę nie ruszę to tak samo późno pójdę do domu, autobusów nie wiem dlaczego w stronę Gliwic - mnóstwo, w stronę Zabrza jeden i to do Gliwic-Zajezdni. Wyliczyłam na mapce Google, że do domu mam 7,3 km. Wyjęłam z kieszeni słuchawki to telefonu, załadowałam co trzeba
i POSZŁAM.
Nie napiszę nic więcej, bo nie chcę tego pamiętać - jak już doszłam do M1 i cała adrenalina puściła to dalej o mało nie UMARŁAM po drodze. Ale za to przepięknie wspominam trawkę i krawężnik parkingu M1 - tam udało mi się dojść choć na chwilkę do siebie i schować wywieszony język z powrotem do buzi ;)
Moja pierwsza Masa Krytyczna - i na pewno nie ostatnia. Czyli WRESZCIE się wybrałam. Impreza bardzo sympatyczna, było nas całkiem sporo i kapitalna obstawa policyjna. I to przejeżdżanie na czerwonym..... Jak mustangi :D
Rowerem - pociągiem - rowerem do Sosnowca. Potem na cmentarz w odwiedziny do wujka. Pogoda piękna, wujka nie mogłam znaleźć przez ponad 20 minut, gdyż drewniany krzyż zamienił się w imponujący kilkupoziomowy nagrobek z czarnego marmuru - ale skończyło się szczęśliwie.
PS. Znicz - dwa pięćdziesiąt Chryzantemy - dziesięć złotych Widok korka drogowego (2 wielkie cmentarze - parafialny i komunalny - obok siebie i główna droga między Sosnowcem a Będzinem) z siodełka roweru: bezcenne.
Zebrałam się w całkiem już mroźny wieczór i popędziłam do Multikina na:
Tak oglądając, doszłam do wniosku, że może zacząć od jakiegoś bliższego kraju - a nie od dalekiej Hiszpanii i jutro będę szukać jakiegoś fajnego multimedialnego kursu języka włoskiego... Skoro Javiera Bardema można znaleźć na Bali to kogo dopiero można znaleźć we Włoszech ;)