I do fryzjera i potem do M1 po kosmetyki i farbę do włosów. Zaliczyłam niestety dramatyczną wizytę w Orsay'u z próbami przymierzania falbankowych drapowanych bluzeczek. Jezu jak ja w tym wyglądałam........
Ale za to kolor farby do włosów "Orzech laskowy" bardzo ślicznie mi wyszedł.
Dziś przywiozłam odebrany w pracy od kuriera mój nowy gadżecik rowerowy - prześliczną mp3kę Apple (IPod Shuffle). Prześliczną, malusią, którą można zapiąć na klipsik w dowolnym miejscu i nie muszę już upychać plączących się kabli w kieszeni kurtki.
Zamiast pół godziny, jechałam do pracy godzinę. Z wielkim sentymentem wspominałam tego dnia niedawne mrozy. Z wielkim, bo przez ten śnieg przeżyłam po drodze istny horror. Z powrotem załadowałam rower do wielkiego busa marki Peugeot mojego znajomego i wróciłam przez ten śnieżny Mordor autem.
Chciałam pojechać na zakupy do M1 ale jak zapuściłam się w tamte okolice, to w ogóle cudem dojechałam do domu.... Miszka będzie jadła nie Brita ani Purinę tylko Pedigree a ja nie krewetki czy mandarynki tylko biały twarożek i jabłka ;)
Każdemu kto tu przypadkiem zajrzy - wszystkiego najlepszego, dużo miłości i wieeelkiej strzały Amorka w kole :)
Uwielbiam to Święto! U.W.I.E.L.B.I.A.M. Nawet jeśli niby "teoretycznie" nie mam akurat z kim świętować - bo to jest Święto Miłości, a jak mówi pewna stara mądra piosenka.... Love is in the air, everywhere I look around...
.
Po drodze do pracy upolowałam na stacji BP miłosnego pączka do biurowej kawy.
W pracy wymieniłam się z dwoma moimi bardzo dobrymi kolegami życzeniami "dużo miłości w życiu" a jednemu 40-letniemu (skąd inąd całkiem całkiem ;) ) kawalerowi prychającemu że to "amerykańskie święto" pożyczyłam z całego serca żeby go Amorek tak w dupę kopnął, z całej siły, żeby miał siniaka do 14 lutego następnego roku.
Z pracy pojechałam do serwisu - z pączkami i też złożyłam życzenia, bo jako że właściwie nie wychodzę z domu bez rowera, moi serwisanci zajmują w moim życiu baaardzo ważne miejsce ;) Miałam kupić owijkę a stałam się posiadaczką nowych kół do Peugeota - z odbiorem przy pierwszej wiosennej lub przedwiosennej odwilży :) Która już niedługo, bo gdy jechałam były już -2°C :D
Lukałam co godzinkę w pracy na stronkę pogodową i temperatura rosła bardzo gwałtownie po 1.5°. Mam już 31 lat, więc ledwie to przeżyłam: bolał mnie łeb, było mi cholernie gorąco - dopiero wieczorem doszłam do siebie z lampką wina ;)