Nie wiem JAKIM CUDEM obudziłam się rano z nadwyrężonym mięśniem grzbietowym stopy. Jeden mały głupi mięsień a chodzę jak okulawiona klacz. Na rowerze wogóle mi to nie dokucza ale jak mam przejść głupie 3 kroki o własnych nogach.....
Obiecałam przyjaciółce w ramach odreagowania wizytę w Gliwicach na dyskotece - ona sobie pewnie potańczy a u mnie skończy się to chyba ciężkim upojeniem alkoholowym.
No chyba że jutro JAKIMŚ CUDEM obudzę się bez śladu tej dziwnej "kontuzji".
Najpierw z pracy do pracy - rano znów w 5° mrozie, potem na minutkę do domu, zdążyłam tylko wrzucić do buzi garść bakalii (jeśli jakaś kobieta twierdzi że żyła komunią, to ja nie wyżyję na słynnych chińskich jagodach Goji ? ) i potem ....
Pojechałam przecinką przez PGR Nowy Dwór. O jakże to było niemądre...... Przecinka była jednym wielkim błotowiskiem. Nóżki mam silne, więc przejechałam, ale wpadłam do M1 pomiędzy tych wyświętnionych niedzielnych zakupowiczów=spacerowiczów cała w grudkach błota.......
Strasznie mi szkoda Justyny Kowalczyk. Wczorajszy dzień był masakrycznie pechowy no a dzisiaj Marit w sprincie klasycznym była naprawdę, naprawdę dobra. No i ma już 78 punktów straty....
A mnie też jak zwykle po pierwszym dniu na kolażówce, bolą kolaną. Za każdym razem kiedy wsiądę po długiej przerwie, to zamiast spokojnie, to sobie wrzucę na najwyższe przełożenia coby sobie przykicić. I potem cierpię.
Rano przez pół godziny szukałam we mgle szpitala specjalistycznego, gdzie jest 24h laboratorium analityczne. Potem przez 10 minut szukałam samego laboratorium w przepastnych piwnicach :)