(poniedziałek - wtorek) Rutyna okrutna. Ale za to został przyjęty na konferencję naukową MÓJ WŁASNY artykuł naukowy, którego nie pisałam pod dyktando jakiegoś profesora tylko SAMA z koleżanką. I to po angielsku. Szczęście wielkie i pierwsze koty za płoty, bo pierwszy mój artykuł dostał recenzje STRASZLIWE. Więc chociaż rutynowo to jakoś tak milej mi się jeździło :)
Z racji tego, że przeniosłam się do nowego banku, wykupiłam sobie do konta dostępne tam ubezpieczenie "Bezpieczny rowerzysta". Nie tylko NNW ale i OC :D Więc teraz mogę SZALEĆ DO WOLI. A jak mnie w pracy któryś z dyrektorów wpieprzy (za przeproszeniem oczywiście) to mu niby przypadkiem poobrywam lusterka kierownicą. A co!
Autentycznie cały. Jak wyjechałam do pracy o 7-dmej rano, tak wpadłam potem wypuścić psa i pogadać chwilę z kotem potem na pociąg do Sosnowca, tam najpierw do rodziców, potem na kręgosłup, potem na pociąg i jak wróciłam to była 21:30.
Wróciłam, wypuściłam psa, pogadałam chwilę z kotem i po prostu padłam.
Po drodze z powrotem do koleżanki na chwilkę, gdzie zostałam z dobrego serca nakarmiona przepysznym obiadem (fasolką po - cytuję - "kretyńsku" ;) ). Są na świecie dobrzy ludzie i moja koleżanka Sabina bez wątpienia do nich należy :)
Przepiękna podróż do pracy przez lodowy ocean. Inaczej nie da się określić chodników w 100% pokrytych lodową taflą. Wszystkich chodników. I przejść też. Ale mój Peugeot i moje oponki spisują się w takich sytuacjach po prostu PRZEPIĘKNIE. Naprawdę. Mój rower pokazał dzisiaj cały swój kunszt i hart ducha - nie wpadł w poślizg A.N.I. R.A.Z.U. i przez najcięższe lodowe bałwany przepływał jak po asfalcie.
... w wiele innych miejsc. Przepustka do przychodni - tam miałam niezbyt budującą okazję obejrzeć apogeum ludzkiej zimowej niechęci i zmierzłości. Nie neguję, że w służbie zdrowia jest kupę absurdów, ale Pani (i o zgrozo młoda 40-latka), która już do przychodni nie należy ale przychodzi bo, cytuję, "źle się poczuła, wyszła z pracy, wzięła kartę i przyszła do przychodni !!!" (jak można było wywnioskować Pani tak sobie chodzi po przychodniach POZ gdzie jej się zechce nie bacząc na prawne skutki w postaci przenoszenia deklaracji ;) ) i starszy Pan(ewidentnie na emeryturze) który przyszedł się zarejestrować o 12-stej (!) "przecież po receptę, bo mu się leki skończyły!!!" (tak jakby nie widać było, że się kończą i nie można było zadbać o to choć parę dni wcześniej) - no to też są absurdy tylko niestety po tej drugiej stronie.