Tak jak sobie obiecałam w nagrodę zrobiłam sobie 2 dni przerwy od roweru. Po pierwszym dniu byłam zachwycona - autobusik, ciepełko. Drugiego dnia przyjechał rzęch który miał duuuży problem z ruszaniem pod górkę a na przedostatnim przystanku na ulicy Piłsudzkiego o mało nie skasował nas TIR (kierowca chyba nie włączył kierunkowskazu przy stawaniu przy przystanku, a że nie ma tam zatoczek, więc po prostu sobie stanął i potem usłyszałam gigantyczną syrenę i w oknie na centymetry ujrzałam pędzącego TIRa).
I dzisiaj już pojechałam z powrotem rowerem ;)
Po drodze wpadłam do serwisu, bo na mrozie pękła mi trącana bucikiem linka hamulcowa - mój serwisant nie tylko wymienił mi tą linkę ale ogólnie przez 40 minut uzdrawiał CAŁY rower. Za co mu jestem BARDZO WDZIĘCZNA.
Spóźnione ale szczere podsumowanie i moje noworoczne okołorowerowe postanowienia.
Statystycznie było tak: Wszystkie kilometry: 6149.38 km Czas na rowerze: 439:52 Wycieczek: 285
Najeździłam się w tym sezonie jak najprawdziwszy stachanowiec. Nie umiem robić dużych dystansów, więc musiałam jeździć często. W sezonie około letnim było po prostu tak, że w tygodniu od godzin rannych do popołudniowych byłam w pracy, a w weekendy od godzin rannych do popołudniowych - na rowerze. I tak tydzień w tydzień.
Ciężka, systematyczna rowerowa praca ;) przetkana kilkoma perełkami w postaci: - moich rowerowych wakacji - prawie przez tydzień - dzień w dzień włóczyłam się w różne kierunki Polski południowej - przemiłych wizyt w towarzystwie koleżanek nowoodkrytej knajpie u Marcela w Łabędach - błędowska pustynną eskapadą z której jestem dumna jak wszyscy diabli - mas krytycznych zabrzańskich i gliwickich z towarzystkimi after-partami.
Na pamiątkę tego 2011 roku nowy awatarek. Bo rowerowo był to dla mnie duuży przełom.
Jeśli chodzi o postanowienia jakie miałam na 2011 to jak to z postanowieniami bywa - spełniły się połowicznie.... - kupić drugi rower - górski, żeby móc znów pojeździć na hałdach (na których walczyłam z Feltem w 2009 roku, no i z psem też - udało się - stałam się posiadaczką rasowego Mbike Reneged'a zwanego Pepe (Miszka nabiegała się w tym roku że hej) - zrobić w tym roku okrągłe 5 tysięcy km, co wypada o 1000 więcej niż w tym roku, ale cuda się zdarzają, więc może ten też się zdaży - oj zrobiłam i to nawet 6 tys. i wygrałam po raz 3-ci z rzędu z kolegą zakład o większy roczny przebieg :D - spotkać jakiegoś fajnego rowerzystę - spotkać "z wzajemnością", rzecz jasna - i się spełniło i się nie spełniło - nie spotkałam "jedynego" rowerzysty - ale spotkałam WIELU rowerzystów - zaczęłam regularnie jeździć na masy krytyczne i na after-party i poznałam bliżej wiele super bikerek i bikerów :) - wziąć udział w zimowym maratonku - jakimkolwiek, skromniutkim, na rowerze który sobie kupię - no nie wzięłam (zima jaka była każdy wie i ciężko było wziąć ;)) - wziąć udział w przejeździe przez Pustynię Błędowską - w ramach imprezy "Pustynne Miraże" = to taki mój mały Rajd Dakar - pustynia zaliczona - ale nie można powiedzieć że zdobyta... - w imprezie udziału nie wzięłam (przegapiłam), na pustyni o mało nie umarłam ;) - spróbuję w przyszłym roku...
- pojechać na rowerowe wakacje w Góry Sowie - tak na tydzień - doremontować Peugeota - zaopatrzyć go w nowe koła i oponki w jaskrawo zielonym kolorze (do kontrastu z ramą) a siebie w czerwone tenisówki (do koloru z kurteczką) i polansikować się po mieście w sezonie wiosenno-letnim :) - zmienić pracę i miejsce zamieszkania - na jakąś lepiej płatną pracę i na jakieś miłe małe mieszkanko w centrum miasta - przyznam że mam już troszkę dość dekadencji mojej ulicy - no i żeby w tym roku być po prostu dziewczyną na rowerze a nie hipermarketową TIRówką ani sfustrowanym pracownikiem ani sfrustrowaną panną "na poszukiwaniach"
I na koniec muzyka pod którą upływa mi początek roku 2012 i oby w takim klimacie upłynął mi cały :D
No i przejździłam ten arktyczny tydzień :) W nagrodę chyba kupię sobie bilet autobusowy na kilka dni... Bo jak Mateczke Rossije kocham, tych Rossijskich wyżów mam s.e.r.d.e.c.z.n.i.e. d.o.ś.ć.
Niezbyt bogate mi te wpisy ostatnio wychodzą - ale powiem szczerze - ten mróz spowalnia mi funkcje życiowe i troszkę taka przygłupiona chodzę. Taka intelektualno-życiowa hibernacja...
W te wielkie (i coraz większe mrozy). Znalazłam wczoraj kapitalną stronkę amatorskiej stacji meteorologicznej w Zabrzu (na Helence) wyświetlającą pomiary w trybie online i dzięki temu mogę sobie - na pamiątkę - wklejać temperaturki przy jakich jeździłam (rano i po południu).