I do fryzjera i potem do M1 po kosmetyki i farbę do włosów. Zaliczyłam niestety dramatyczną wizytę w Orsay'u z próbami przymierzania falbankowych drapowanych bluzeczek. Jezu jak ja w tym wyglądałam........
Ale za to kolor farby do włosów "Orzech laskowy" bardzo ślicznie mi wyszedł.
Dziś przywiozłam odebrany w pracy od kuriera mój nowy gadżecik rowerowy - prześliczną mp3kę Apple (IPod Shuffle). Prześliczną, malusią, którą można zapiąć na klipsik w dowolnym miejscu i nie muszę już upychać plączących się kabli w kieszeni kurtki.
Na kawę i na wymianę książek - wymieniłam się na Dziewczynę z tatuażem czyli pierwszy tom Millenium Stiega Larssona. Czyta się SUPER. Film był nieco ponury, natomiast książka tak ładnie opisuje dosłownie WSZYSTKO, że jeśli tylko człowiek ma dobrą (bardzo dobrą ;) ) pamięć to świat Michaela Bloomkvista i Lisbeth Salander pozostawia fajne i bogate wrażenia.
Nie mogłabym też nie wspomnieć o sobotnim biegu na 10 km w Szklarskiej Porębie....
źródło: www.eurosport.pl Jeden z najwspanialszych biegów Justyny - ale i najgorsza transmisja - dostawałam WYLEWU będąc zmuszona oglądać przez pół transmisji przepychanki kibiców z ochroniarzami i tego małego kretyna...
Zamiast pół godziny, jechałam do pracy godzinę. Z wielkim sentymentem wspominałam tego dnia niedawne mrozy. Z wielkim, bo przez ten śnieg przeżyłam po drodze istny horror. Z powrotem załadowałam rower do wielkiego busa marki Peugeot mojego znajomego i wróciłam przez ten śnieżny Mordor autem.
Chciałam pojechać na zakupy do M1 ale jak zapuściłam się w tamte okolice, to w ogóle cudem dojechałam do domu.... Miszka będzie jadła nie Brita ani Purinę tylko Pedigree a ja nie krewetki czy mandarynki tylko biały twarożek i jabłka ;)
Każdemu kto tu przypadkiem zajrzy - wszystkiego najlepszego, dużo miłości i wieeelkiej strzały Amorka w kole :)
Uwielbiam to Święto! U.W.I.E.L.B.I.A.M. Nawet jeśli niby "teoretycznie" nie mam akurat z kim świętować - bo to jest Święto Miłości, a jak mówi pewna stara mądra piosenka.... Love is in the air, everywhere I look around...
.
Po drodze do pracy upolowałam na stacji BP miłosnego pączka do biurowej kawy.
W pracy wymieniłam się z dwoma moimi bardzo dobrymi kolegami życzeniami "dużo miłości w życiu" a jednemu 40-letniemu (skąd inąd całkiem całkiem ;) ) kawalerowi prychającemu że to "amerykańskie święto" pożyczyłam z całego serca żeby go Amorek tak w dupę kopnął, z całej siły, żeby miał siniaka do 14 lutego następnego roku.
Z pracy pojechałam do serwisu - z pączkami i też złożyłam życzenia, bo jako że właściwie nie wychodzę z domu bez rowera, moi serwisanci zajmują w moim życiu baaardzo ważne miejsce ;) Miałam kupić owijkę a stałam się posiadaczką nowych kół do Peugeota - z odbiorem przy pierwszej wiosennej lub przedwiosennej odwilży :) Która już niedługo, bo gdy jechałam były już -2°C :D
Lukałam co godzinkę w pracy na stronkę pogodową i temperatura rosła bardzo gwałtownie po 1.5°. Mam już 31 lat, więc ledwie to przeżyłam: bolał mnie łeb, było mi cholernie gorąco - dopiero wieczorem doszłam do siebie z lampką wina ;)
Cytując pewnego bikera... Dzień zwyczajny dzień zimowy... wokół biało, mrozek zdrowy...
Słońce dziś było piękne, to ostatni z tych mroźnych dni, ja miałam coś do załatwienia w M1 więc zrobiłam sobie trip po lesie.
Ślicznie było i tyle. Przekonałam się iż pola koło PGR Nowy Dwór zimą zamieniły się w trasę treningową dla narciarzy biegowych. Wreszcie, po 2 latach kibicowania narciarce biegowej pani Kowalczyk mogłam na żywo usłyszeć te charakterystyczne biegowe "szurnięcia"
Nie dość że było ślicznie, to jeszcze jechało się idealnie - śnieg był ubity, zmrożony, rewelacja. Gdy wyjechałam z lasu na ulicę miałam piękny widok na chłopaka-kierowcę siusiającego na środku chodnika. Normalnie zawsze się wkurzałam nieziemsko na coś takiego, ale po obejrzeniu wczoraj wieczorem filmu "Gang dzikich wieprzy" już wiem, że to nie jest nonszalancja tylko prawdziwy problem, który dotyka mężczyzn w coraz młodszym wieku..................
Więc tylko cmoknęłam parę razy, uśmiechnęłam się i pojechałam dalej :D