A na koniec w przesympatycznym towarzystwie rundka po technicznej A4 :)
I na pamiątkę - ja i Peugeot odświętnie razem z fotką Peugeotowego motylka przy kierownicy - motylka który utrzymał się na niej nawet przy prędkości 40 km na godzinę - taki mocarz ;) )
Trawnik miał trawę o wysokości jakichś 1,5 metra. Spotkałyśmy się w 3 kobitki, ja cięłam tą półtorametrową trawę piłą do drewna jak maczetą, koleżanka atakowała resztę kosiarką a jej córa zabezpieczała grabkami zaplecze i dokonywała wykaszarką końcowych postrzyżyn. Zdjęć PRZED/PO niestety nie mam - ale wyczyn był naprawdę wielki więc zasłużyłam na duże, pyszne piwo.
Zdzwoniłam się z Sabiną i pojechałyśmy posiedzieć w Chudowie. Suuuuuper się siedziało :)
Kolejna równie liczna Masa w Zabrzu i ognisko na hałdzie - z wyjątkową atrakcją - nocną wspinaczką na hałdę i podziwianiem świateł WSZYSTKICH okolicznych miast.
Najpierw pojechałam do pracy. Potem byłam umówiona u gastrologa, potem miałam wpaść do domu, zjeść obiad, wypuścić psa, pogadać z kotem i pojechać pociągiem do Parku Chorzowskiego spotkać się z koleżanką.
Rano nie mogłam znaleźć skierowania - ale widziałam już akcję z podpisywaniem oświadczenia iż "jeśli w ciągu 7 dni nie doniesie się skierowania, zostanie się obciążonym kosztami wizyty". No ale okazało się, że moja przychodnia jest INNA. Grubo INNA. Ani możliwości podpisania oświadczenia, ani przesunięcia wizyty - usłyszałam tylko pytanie czy zdążę wrócić do domu zabrać skierowanie i przyjechać do 17-stej.
Zacisnęłam zęby, obiecałam w myślach iż osobiście załatwię tej przychodni pogadankę z kontrolą Narodowego Funduszu Zdrowia i wyprułam do Mikulczyc. Odnalazłam skierowanie w 10 minut, zmieniłam rower i zdążyłam nawet na 16:30. Wpadam na piętro przed salę - tylko 2 pacjentów przede mną, myślę - BOSKO.
W ciągu następnej GODZINY czekania miałam ochotę powywracać wszystkie kwiaty i powybijać okna. Do koleżanki nie mogłam zadzwonić, bo telefon zostawiłam... w pracy. Wypadłam od gastrologa o 17:50 i wyprułam do pracy błagać portiera o otworzenie drzwi i wydanie klucza żeby zabrać z pokoju telefon i poinformować moją koleżankę iż mimo że umówiłyśmy się na 18-stą, to ja nawet nie dałam rady wyjechać z Zabrza... Potem już na totalnym głodzie i oparach sił i rozumu wpadłam do knajpy "Iluzją" gdzie szklanka piwa i talerz żarcia nieco ukoiły moje skołatane nerwy.
Zahaczyłam o M1 i wyruszyłam z powrotem do centrum do Apteki Magicznej (jest tam chyba najtaniej w całym Zabrzu) wykupić leki bo moje zarzucanie żołądkowo-przełykowe dokuczało mi już strasznie.
Dotarłam do domu o 20:30 usiadłam na wersalce potem odruchem bezwarunkowym zwinęłam poduszkę i kocyk i po 15 minutach spałam jak suseł. Gdyby moja gastrolog widziała, że za kolację służą mi resztki chipsów...
Gdy jechałam rano do Czechowic odebrałam w środku pól telefon od koleżanki z pytaniem, czy nie mam ochoty pojechać na piwo do Chudowa. Odparłam, że niestety... ...mogę zajechać po nią dopiero dopiero o 17-stej a nie o 15 jak proponowała ;)
Wypiłyśmy piwo a nawet prawie 2, pogadałyśmy, przejechałyśmy przez las i groblę wędkarską, w domu byłam tuż przed 22...Jednym słowem - łajdaczenie się w najprzedniejszym wydaniu :D