W trakcie powrotu - śnieżyca i zimowy horror. Z pracy jechałam równo godzinę, szalik miałam caaały oblepiony śniegiem, oczy załzawione. Naprawdę, czułam się jak Rambo ;)
sl: 75.53, 6:32 Po poprzedniej wycieczce odstawiłam psa do domu, wypiłam szybką ciepłą herbatkę i pojechałam po zaopatrzenie. Jak wróciłam byłam tak skonana, że zrobiłam ylkto ryż z jabłkami, walnęłam się na wersalkę, włączyłam film o zwierzątkach i utknęłam na 2 godziny ;)
Jak sobie obiecałam, wzięłam psiaka i pojechałam na koniec ulicy, jedną ulicę dalej gdzie miały być jeziorka. I były ! I to jakie - okazało się że są zamarznięte. Mój pies wleciał na nie od razu - ja najpierw weszłam, potem postawiłam rower, potem przejechałam kawałeczek.... Potem z radości wyjechałam swoje imię na śniegu (tam gdzie leży rower - jest środek ostatniej literki A, I mi trochę krzywo wyszlo ;) )
Musiałam tylko uważać na niby-zamarznięte przeręble zrobione przez rybaków. Było BOSKO, latałam z moim psem po tym jeziorze w te i we wte, śmiałam się jak dziecko na całe gardło - a moje kolcowane oponki naprawdę pokazały na co je stać. I w trakcie pisania tego wszystkiego zdałam sobie sprawę, że ja jeszcze nigdy w życiu wcześniej nie postawiłam nogi na zamarzniętym jeziorze...
Założyłam profil w lipcu 2009 i zbiegło się to z przeprowadzką z centrum do sąsiedniej dzielnicy Zabrza. Droga do pracy z 3.5 km zmieniła się w 13.5 i to był dla mnie naprawdę duży wysiłek. W zimowe pra-początki - parę razy dostałam koszmarnie w kość przez pogodę.... Ubranie sportowych półbucików gdy niby jest ciepło ale pada śnieg z deszczem.... i inne podobne ekscesy. Był to też dla mnie ogromny trening cierpliwości rowerowej w przebijaniu się przez centrum, ale też dużo ludzkiej, "pieszej" życzliwości (moja droga wiedzie przez b. ruchliwy wiadukt nad parkiem - a jeżdżę po chodnikach - więc mam tam do dyspozycji wąski "chodnik" z barierkami z obydwu stron).
Pozdrawiam też serdecznie zabrzańskich policjantów i strażników miejskich którzy wykazywali wyrozumiałość i nie zatrzymywali się aby wlepić mi mandat.
I pozdrawiam też panów z mojej ulicy, którzy swobodnie żeglując wieczorami do domu zatrzymywali się na konwersacje przeplatane ciepłymi słowami uznania, które naprawdę dodają sił na późnowieczorną jazdę z prawie 2 godzinnym treningiem nurkowym w środku.
A statystycznie sprawę ujmując: Wszystkie kilometry: 2719.60 km Czas na rowerze: 198:09 h Wycieczek: 200
Jeśli zaś chodzi o postanowienia w 2010 r. to chciałabym:
- znaleźć czas i siły, żeby więcej pojeździć dla przyjemności - zwłaszcza w ramach kategorii "Moje Zabrze" - czyli obfotografowywania miasta - dokonać jednorazowego dystansu 100 km (choćby na zasadzie kółek po lesie) - pojeździć więcej z moim psem - on to uwielbia ale niestety wyrósł i zaczął się niczym najzacieklejszy terrier bić z psami "dla sportu", więc muszę wykombinować i kaganiec i lekko rozciągającą się linkę
- założyć wymarzony hamulec tarczowy-hydrauliczny na tył i przerzutki które dobrze pracują pod obciążeniem - żebym łatwo wyciągała te moje 28" z dołów, zasp, błota - o tak, błota przede wszystkim - raz utknęłam i co tu dużo mówić - zwaliłam się na bok razem z rowerem jak na kreskówce
sl: 65.6, 5:45:29 Udało mi się wreszcie wypatrzyć naprawdę śliczny, zgrabny, mały plecaczek rowerowy na miasto. Pod kolor roweru. Taki odpowiednik damskiej torebki - marzyłam o takim od 3 lat.
Plecaczek ma też wyciąganą z dołu siatkę na kask która bardzo dobrze się nada także na przewożenie torby z zakupami :)
Tytuł wpisu mógłby niestety brzmieć także "7 światów z moim napędem". Jest już masakrycznie zużyty, caaały do wymiany i na dodatek w drodze powrotnej tylnia przerzutka zacięła się na .... 1-nce (w przedniej mam do wyboru pewną 1-kę lub przeskakująca przy silniejszym naciśnięciu 2-jkę).