Niestety okazało się, iż nie dotarła szpula z filmem - poszłyśmy na kawę a potem koleżanka przyznała się, że wzięła ze sobą piersiówkę z winem więc poszłyśmy na spacer po mieście popijając owe wino ze ślicznej stalowej piersiówki, wzbudzając dużo uśmiechów u przechodniów i rozmawiając o tym i o owym.
Dzień wymarzony na robienie zdjęć i na rower. Jeździłam w samym polarku, obfotogorafowałam Mikulczyce, odkryłam na jednej z ulic kolegę z pracy - a co najważniejsze - znalazłam ten legendarny klub nocny "Czerwony Kapturek"!
Przemiły wieczór poza jednym fatalnym wyborem - kawa z czekoladą - o mało mnie to nie zabiło - najpierw z kofeiny potem z pragnienia. Ale dojechałam, odstawiłam rower na tył domu i wparowałam do sklepu po 1,5 litra wody mineralnej. Siadłam na podwórku, golnęłam sobie i odzyskałam siły ;)
Z pracy nie do domu a na Helenkę w celu załatwienia swoich bizniesow i powrót do domu. Miałam przyjemność jechać ścieżką rowerową Mikulczyce - Rokitnica - i daję jej 10 punktów - i trzymam kciuki coby pociągnęli ją aż do samej Helenki. Wracałam nią przed godziną 18, więc było już ciemno - i PIĘKNIE - niebo po lewej i prawej aż po horyzont, gdzieś w dali światełka Gliwic - nawet światełka blachosmrodów bardzo ładnie wyglądały m. drzewami. Naprawdę miło się jechało PS> Podziękowania wielkie i ukłony dla mojego kolegi z pracy Krzysia za cudowne uzdrowienie przedniej lampki rowerowej.
Bardzo pechowy wyjazd. Zaczęło się ładnie, zdążyłam na pociąg, pozałatwiałam co trzeba na Sosnowcu i jechałam na masaż kręgosłupa wtedy - złapałam gumę (drzazgą po butelce od piwa). I wtedy zaczęło się pasmo nieszczęść
1. próbowałam naprawić dętkę na rześkim powietrzu - wyjątkowo nie mogłam znaleźć miejsca uszkodzenia - co trwało i trwało - w końcu znalazłam i zalepiłam (jedyną posiadaną łatką) wsiadłam na rower i powietrze poszło jak burza (potem się okazało, że zbyt szybko i niedokładnie przykleiłam łatkę). Więc ruszyłam z buta, ciągnąc mojego rumaka, kląc ile wlezie. Spóźniłam się 30 minut (masaż trwa 60)
Zawlokłam się z mym okulawionym rumakiem na dworzec i tam: 2. Chciałam coś zjeść i wpakowałam się do baru gdzie dostałam za 3.90 zł koszmarnego hotdoga - sama bułka, parówka i morze keczupu. I nic więcej.
3. Odwołany pociąg - okazało że z racji remontów pociąg jest za ponad godzinę - jedyne ławeczki na dworcu w ramach walki z bezdomnymi to te na peronach. Więc "Gazeta Wyborcza" w rękę i na peron. Czytało się fajnie, gazeta była ciekawa, tylko pod koniec trzęsło mnie z zimna jak wszyscy diabli.
Dojechałam do Zabrza o godzinie o której otwarty jest już tylko Real i Platan a tam: 4. W Platanie brak dętek z wentylem presta - ino auto i jakiś dunlop - więc znów wzięłam swojego okulawionego rumaka i poszliśmy razem już nie tylko w rześkim jesiennym powietrzu ale i w deszczu na Mikulczyce.