Poniedziałek - piątek W środę wracałam już ciemną nocą i spadł pierwszy śnieg - było naprawdę przeuroczo. W czwartek rano klęłam na to białe cholerstwo ile wlezie ;)
No i czas już się przyzwyczaić do dużo niższych temperatur...
Co mi zaszkodziło - czy ten rower czy te lody pistacjowe, nie wiem - diagnoza stara i dobrze znana - ostre zapalenie zatok przynosowych. I tydzień laby od pracy. Tzn. intensywnego leczenia :) A tak na serio- to jestem zdruzgotana i nie wiem co ze sobą zrobię...
W trakcie przedzierania się przez las na Maciejowie przysięgłam sobie pudełko lodów pistacjowych w nagrodę. No i wybrałam się po te lody.
Ale jak pechowy weekend, to pechowy - tuż przed kasą koszyk wywinął mi koziołka i na podłogę wyleciał płyn do prania Persil, pękła plastikowa nakrętka i płyn za prawie 20 zł rozlał się na podłogę. Trafiłam na dodatek na wyjątkowo zmierzłą kasjerkę - ale na szczęście mogłam sobie wziąć nowy. Na ostatnim zakręcie przekrzywiony słup z trawnika zrzucił mnie z roweru na betonowy, twardy chodnik.
Jestem już w domu - nie wyjdę nawet śmieci wyrzucić, tylko będę jeść lody pistacjowe. W trakcie sporządzania wpisów wyłamałam zaślepkę do karty pamięci w telefonie...
Jak 2 tygodnie temu plastikowe okulary spadły niewinnie na kafelki i pękły na pół oglądam świat z punktu widzenia "krecika". Ale już niedługo KONIEC. Wyjechałam po 9-tej do Gliwic, zaparkowałam przed salonem optyka. Badanie wzroku wykazało pogorszenie tylko jednego oka i tylko o 0.25. Wybrałam oprawki i za tydzień świat stanie się wyraźniejszy ;)
Plus masa miłych rzeczy po drodze: - ochroniarz z budowy A1 który mnie zaprosił na kawę, - przepięknie uśmiechnięty chłopak z budowy schodów pod Forum który bardzo chciał porozmawiać o tym, że "fajnie się musi jeździć takim rowerkiem", - kierowca z którym się spotkaliśmy na ulicy - każde z nas po swojej stronie miało zaparkowane auto i przepuszczaliśmy się od ucha do ucha :D - i park/las w Gliwicach...