Tyle mogę powiedzieć na temat dzisiejszego dnia. W pracy dostałam od koleżanki maila n/t gliwickiej Nocy Świętojańskiej z Gwiazdami. Festyn pod gołym niebem, na Placu Krakowskim, wstęp WOLNY i chyba na początku o 20:00 koncert Maćka Maleńczuka z grupą Psychodancing.
Mam wielki sentyment do tych barowych ballad - koją moje łajdackie serce :)
A pojutrze jadę na 12:00 prezentację Harley'i do Chudowa (Harley-Davidson Demo Track Tour) - porobić zdjęcia i po ludzku sie pozachywać :D - to będą naprawdę piękne 2 dni...
Chromoląc nadgarstek - jakimkolwiek rowerem nie jeżdżę, to i tak mnie pobolewa. Więc wzięłam Peugeota i pięknie zasunęłam do pracy. I dzisiaj w tej pracy życie postawiło mnie przed ścianą - w mojej pracy porobiło się już tak, że osiągnęłam punkt krytyczny, taki, po którym człowiek już wie, że po prostu szuka innej pracy.
Jest mi przykro, przepracowałam tam 6,5 roku - była to moja pierwsza pełnoetatowa praca, przyzwyczaiłam się bardzo, zżyłam się, włożyłam sporo serca. Nie wiem co teraz będzie, gdzie w końcu wyląduję, przeraża mnie to jak wszyscy diabli.
I dlatego dedykuję wszystkim pracującym kobietom tą piosenkę. Lada moment sama będę taką Natalią w Bruklinie...
Najpierw pojechałam do pracy. Potem byłam umówiona u gastrologa, potem miałam wpaść do domu, zjeść obiad, wypuścić psa, pogadać z kotem i pojechać pociągiem do Parku Chorzowskiego spotkać się z koleżanką.
Rano nie mogłam znaleźć skierowania - ale widziałam już akcję z podpisywaniem oświadczenia iż "jeśli w ciągu 7 dni nie doniesie się skierowania, zostanie się obciążonym kosztami wizyty". No ale okazało się, że moja przychodnia jest INNA. Grubo INNA. Ani możliwości podpisania oświadczenia, ani przesunięcia wizyty - usłyszałam tylko pytanie czy zdążę wrócić do domu zabrać skierowanie i przyjechać do 17-stej.
Zacisnęłam zęby, obiecałam w myślach iż osobiście załatwię tej przychodni pogadankę z kontrolą Narodowego Funduszu Zdrowia i wyprułam do Mikulczyc. Odnalazłam skierowanie w 10 minut, zmieniłam rower i zdążyłam nawet na 16:30. Wpadam na piętro przed salę - tylko 2 pacjentów przede mną, myślę - BOSKO.
W ciągu następnej GODZINY czekania miałam ochotę powywracać wszystkie kwiaty i powybijać okna. Do koleżanki nie mogłam zadzwonić, bo telefon zostawiłam... w pracy. Wypadłam od gastrologa o 17:50 i wyprułam do pracy błagać portiera o otworzenie drzwi i wydanie klucza żeby zabrać z pokoju telefon i poinformować moją koleżankę iż mimo że umówiłyśmy się na 18-stą, to ja nawet nie dałam rady wyjechać z Zabrza... Potem już na totalnym głodzie i oparach sił i rozumu wpadłam do knajpy "Iluzją" gdzie szklanka piwa i talerz żarcia nieco ukoiły moje skołatane nerwy.
Zahaczyłam o M1 i wyruszyłam z powrotem do centrum do Apteki Magicznej (jest tam chyba najtaniej w całym Zabrzu) wykupić leki bo moje zarzucanie żołądkowo-przełykowe dokuczało mi już strasznie.
Dotarłam do domu o 20:30 usiadłam na wersalce potem odruchem bezwarunkowym zwinęłam poduszkę i kocyk i po 15 minutach spałam jak suseł. Gdyby moja gastrolog widziała, że za kolację służą mi resztki chipsów...