Oj, naprawdę dobre opony - Schwalbe CX Pro - kupiłam Peugeot'owi na zimę, naprawdę. W wtorek był ślisko jak nie wiem (mokry, zmarznięty chodnik i na to cienka warstwa śniegu) i naprawdę, elegancko się rower zachowywał... A oponki fajne, wąziutkie = tylko 30 mm. Choć trzeba przyznać że mają jedną wadę - brakuje - nie wiem jak to nazwać - "brzegów", czyli linii klocków na "rogu" opony, przez co ma mały poślizg przy zsiadaniu. Ale ogólnie opona lepi się do podłoża nawet na dość sporych (i oczywiście śliskich jak to zimą) nachyleniach.
Chyba nie miał zdjęcia, portretu, a więc - mój Peugeot w "bucikach"
Dziś odebrałam w nowo-odwiedzonym sklepie mbike na Francuskiej w Katowicach neoprenowe ochraniacze na butki. WRESZCIE. Nacierpiałam się strasznie i już cierpieć nie będę. Ochraniacze są piękne (Shimano Tarmac) - wyglądają prawie jak normalne buty.
Trzymam też kciuki żeby Panom udało się sprowadzić gdzieś z województwa dolnośląskiego bezprzewodowy licznik Cateye'a za który nie zapłacę nawet 100 zł. Bardzo podstawowe funkcje, ale cena bajeczna. Pan mnie ostrzegał, że ten licznik mógł stać na wystawie, że tam będzie jakaś ryska, a ja mu na to, że jeśli kupie BEZPRZEWODOWY licznik CATEYE, za TAKĄ cene, to mi ŻADNA ryska nie będzie przeszkadzać...
Dziś też zobaczyłam kask moich marzeń.... W takim to bym jeździła...
Taki rowerowy dzień :) Teraz do łóżeczka z gazetką, bo jutro weekend i ciężka orka przez leśne drogi i połacie mojego lenistwa.
Dziś drugi dzień nowego Roku. Taki normalny, dupiaty w zdrowy sposób dzień.
Walczyłam z facetem który w pracy chciał mi wejść na głowę, walczyłam z brakiem na rynku fajnego i niedrogiego licznika bezprzewodowego, walczyłam o ochroniacze neoprenowe.
W styczniowym Zwierciadle był wywiad z nieziemsko przystojnym wrocławskim muzykiem. A jak widzę nieziemsko przystojnego muzyka to nie wiedzieć czemu od razu chcę kupić jakąś jego płytę. Ale tym razem nie żałowałam - oj nie.
Dzisiejszemu dupiatemu dniu - z dedykacja :)
.
Chłopię nie dość że przystojne, inteligentne, to jeszcze ma NIESAMOWITY balansik. Od 3 dni go UWIELBIAM. I skasuję każdy negatywny komentarz choćby nie wiem jak obiektywny ;)
Nie miałam urlop już. Ostatni dzień wykorzystałam awaryjnie jak mamunia złamała rękę i trafiła do szpitala.
A więc w ten jakże cudny dzień wstałam... ... o 4-tej rano. Zabrałam psa, o 5 rano siedziałam na stacji czekając na pociąg, wysiadłam z niego w Sosnowcu, odwiozłam psa do rodziców, pojechałam z powrotem na dworzec, wysiadłam w Katowicach, pojechałam do pracy i wróciłam prawie na Wigilię.
Bywa i tak czasem w życiu. Ale najważniejsze że nie padłam. Na Wigilię mieliśmy gościa w postaci brata mojej mamy i było bardzo sympatycznie i wesoło.
Szukając świątecznego obrazka trafiłam tak, że lepiej nie można :)
Kolejny, doszczętnie podły listopadowy dzień. Najpodlejszy chyba ze wszystkich, bo zimno jak na Grenlandii, aż do kości, szaro, ponuro i jeszcze raz zimno. Po prostu PODLE.
I kolejny z kojących, przeuroczych, radosnych listopadowych widoczków