Nie wiem JAKIM CUDEM obudziłam się rano z nadwyrężonym mięśniem grzbietowym stopy. Jeden mały głupi mięsień a chodzę jak okulawiona klacz. Na rowerze wogóle mi to nie dokucza ale jak mam przejść głupie 3 kroki o własnych nogach.....
Obiecałam przyjaciółce w ramach odreagowania wizytę w Gliwicach na dyskotece - ona sobie pewnie potańczy a u mnie skończy się to chyba ciężkim upojeniem alkoholowym.
No chyba że jutro JAKIMŚ CUDEM obudzę się bez śladu tej dziwnej "kontuzji".
Spóźnione ale szczere - wszystkim bikerkom - WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO! Dużo małych i wielkich kobiecych radości na caaały Rok i wycieczek z takimi rowerzystami.....
_______________________________________________________________________ Dziś usłyszałam od pewnego mężczyzny w Katowicach sakramentalne....
Zatrudniam Panią.
Udało się - znalazłam pracę. Nowego szefa już mam, w przyszłym tygodniu będę się musiała ładnie pożegnać ze starym, nie powiem że nie będę chlipać po kątach z sentymentu za starą pracę, ale czas na zmianę.
Potem pociągiem dotarłam na Rynek w Gliwicach na spotkanie z koleżankami z okazji Dnia Kobiet, przeszłam hektar ulicą Daszyńskiego do klimatycznego baru sałatkowego na zasłużoną ucztę z kurczaka i kiełków ;) i gigantyczną herbatę z miodem i sokiem malinowym. Z powrotem podjechałam z koleżanką autkiem, wypakowałam Peugeota i w tym śniegu, na tych gładziutkich cieniutkich oponkach dojechałam cało do domu :)
W pierwszej wersji życzeń był przesłodziutko wyglądający Krzysiu Rutkowski z goździkami Ale potem znalazłam zdjęcie samego Lance Armstronga
No i po rozmowie udało się odkryć inne oponki w zielonym kolorze, niekoniecznie zwijane ale zdecydowanie lepszej firmy i za zdecydowanie niższą cene - Vittoria Rubino. Potem wpadłam na zakupy do Platana na zakupy i gdy wróciłam do domu, zrobiłam sobie w nagrodę zjadłam królewski obiad - paluszki surimi w sosie pietruszkowo-kucharkowym z sałatą lodową w sosie śmietanowo-cukrowo-rosyjsko musztardowym uwieńczony jak wisienką na torcie, cytrynowym Reddsikiem.
Jutro już do pracy pojadę kolażówką a dziś idę spać w trybie natychmiastowym. Nawet mój chomiś na pulpicie już zasnął........
Najpierw z pracy do pracy - rano znów w 5° mrozie, potem na minutkę do domu, zdążyłam tylko wrzucić do buzi garść bakalii (jeśli jakaś kobieta twierdzi że żyła komunią, to ja nie wyżyję na słynnych chińskich jagodach Goji ? ) i potem ....
Pojechałam przecinką przez PGR Nowy Dwór. O jakże to było niemądre...... Przecinka była jednym wielkim błotowiskiem. Nóżki mam silne, więc przejechałam, ale wpadłam do M1 pomiędzy tych wyświętnionych niedzielnych zakupowiczów=spacerowiczów cała w grudkach błota.......
Strasznie mi szkoda Justyny Kowalczyk. Wczorajszy dzień był masakrycznie pechowy no a dzisiaj Marit w sprincie klasycznym była naprawdę, naprawdę dobra. No i ma już 78 punktów straty....
A mnie też jak zwykle po pierwszym dniu na kolażówce, bolą kolaną. Za każdym razem kiedy wsiądę po długiej przerwie, to zamiast spokojnie, to sobie wrzucę na najwyższe przełożenia coby sobie przykicić. I potem cierpię.