Miał być przejazd do wodopoju i z powrotem - niestety na skutek wczesnowiosennych awarii wodopój był nieczynny więc zapuściłam się z moim psem w las. Miało być główną ścieżką i z powrotem - ale jakoś tak bardzo mnie pokusiła jedna boczna. Miała być jedna boczna a przejechałam z przygodami caaały las na Maciejowie za moim psem przewodnikiem - który na szczęście w drodze powrotnej (nigdy się tak głęboko nie zapuściłam) leciał po nosie i trafiliśmy bez problemu.
Ja byłam szczęśliwa, mój pies też - ubłociliśmy się po same uszy, kosiliśmy z rozpędu wieeelkie kałuże i jeden strumyk - tego niestety przy dwukrotnych próbach skosić mi się nie udało - za każdym razem zostawałam tylnym kołem w środku i cudem butami na brzegu (no, prawie na brzegu).
Bardzo ważnym elementem wycieczki było błądzenie po Gliwicach. Przejechałam cały las - do samej góry i widzę z daleka dom. Podjeżdżam - patrzę na mosiężne literki - ul. Leśna. Szczęście wielkie wybuchło, bo leśna to ulica która prowadzi do samych Mikulczyc - prawie na moją ulicę. Pojechaliśmy więc, potem zaczęło się robić dziwnie, ul. Leśna skończyła się w polach, przejechałam te pola i znalazłam się..... w Gliwicach na osiedlu Żerniki... Wielkie szczęście zamieniło się w powrót przez cały las, znów przez te same kałuże, błota (już nie były takie piękne...). Po przestudiowaniu mapy okazało się że na samej górze lasu jest ścieżka "w poprzek" z której z jednej strony wylatuje ul. Leśna na Gliwice, a z drugiej strony - Leśna na Zabrze. Wystarczyło zabrać choć jedną kartkę z mapą, ale jak to mówią "jak się nie ma w głowie to się ma w nogach..."
Załączone zdjęcia nie są niestety szczytem kunsztu fotograficznego, ale miałam tylko aparat w telefonie i to jeszcze w podłym "zastępczym" Samsungu. Epilogiem wycieczki była prawie godzinne czyszczenia roweru...
Co ja będę pisać. Telefon pochodził 2 dni i znów się zepsuł - tym razem po prostu przestał cokolwiek wyświetlać. 2 ostatnie zdania napisane przez pana z serwisu brzmiały "Telefon po powrotach z serwisu po kilku dniach psuje się. Klienta prosi o wymianę aparatu na nowy".
Na kawę do rodziców i masaż kręgosłupa. Kpina a nie pogoda - co tu dużo mówić - na każdym, nawet najlżejszym zakręcie byłam o krok od poślizgu i wyłożenia się na ziemi.