Przeprowadziłam małą rewolucję w tym roku i nie przesiedziałam u rodziców całych świąt - tylko przyjechałam na śniadanie i obiad. Rewolucja przyniosła wynik pozytywny - było bardzo miło :)
Na baranka z ciasta, i składniki do przygotowania jajek stuletnich (przepis). Święta widać wszędzie, co rusz słychać życzenia, ludzie pod sklepem krzyczą żeby nie zapinać roweru, będzie pilnowany, tylko sprzedawczynie umordowane, na ostatnich nogach.
Zdjęcie nieświąteczne, ale psiara jestem więc i ten widok ciepło chwycił mnie za serducho.
Wsiadłam w pociąg aby dotrzeć do koleżanki do Siemianowic. Wczoraj pogoda była piękna, więc miałyśmy w planach porządną wyprawę (30 km w jedną stronę ponoć) nad jezioro Chechło. Jak jechałam na dworzec, jeszcze nie padało. Potem rozpętała się śnieżyca - to zdjęcie zrobiony gdy pociąg stał w szczerym polu a ja byłam między jedną zdrowaśką a drugą, coby chociaż przestało tak walić tym śniegiem, bo mam z dworca do koleżanki jakieś 7 km - niby nie dużo ale wystarczy żeby zmoknąć do reszty.
Zdrowaśki pomogły, gdy dojechałam już tylko nieznacznie padało i gdy opuściłam drogi Załęża i wpakowałam się do Parku Chorzowskiego zrobiło się naprawdę miło...
Prawie wiosennie, ale zimno jak wszyscy diabli, więc u koleżanki przypięłam rower do kaloryfera na korytarzu (niech mu też będzie ciepło ;) ) i zaległam na kanapie i tam przesiedziałam do końca - a z powrotem z wdzięcznością skorzystałam z oferty odwiezienia samochodem.
Najpierw do Sosnowca na masaż kręgosłupa. Pogoda miała być fatalna - a była naprawdę całkiem, całkiem - deszczyk drobniutki i aż miły, całkiem ciepło. Po masażu ruszyłam już w 100 % rowerem do Katowic - trasa praktycznie cały czas wzdłuż drogi ekspresowej - tuż pod Katowicami - czysta przyjemność piękny, szeroki chodnik z pasem dla rowerów. Oczywiście zajechałam pod IKEĘ (jakbym mogła nie ;) ) gdzie zaopatrzyłam się w: - pocztówki z kwiatami - małe antyramy na pocztówki do postawienia na biurku - a szczególnie na jedną która podbiła moje serce i uważam że jest naprawdę mądra, życiowa i naj naj :)
Dojechałam do Katowic do Spodka na wystawę psów rasowych gdzie nabyłam frisbee dla mojego psa i zajechałam na dworzec. Przeżyłam tam małą grozę gdyż peron był niemożebnie napakowany policjantami w stroju bojowym (ale za to sam kwiat policji, taki że eeeeech! :D ). Gorąco mi się zrobiło (nieznoszę "kibiców", po prostu nienawidzę tego tępego i nabuzowanego bydła), podeszłam i z naprawdę wielkimi oczami zapytałam czy "Panowie przy okazji pociągu do Gliwic?" no i okazało się że na szczęście nie i zajechałam spokojnie do domu.
I sfotografowałam też kolejną ulicę do mojej kolekcji - Plac Dworcowy:
Biblioteka - w poszukiwaniu Andrzeja Stasiuka. Żarówki do korytarza - celowo piszę w liczbie mnogiej, choć żarówka potrzebna była jedna - a jedną teatralnie spuściłam na ziemię tuż przed punktem informacyjnym gdzie chciałam sprawdzić czy dobra.... Fryzjer - niestety pechowo jakoś trafiłam i nazajutrz grzałam na poprawkę bo wyszło... nie za bardzo. Herbata i koleżanki z usługą naprawiania laptopa gratis :)