Do pracy

Wtorek, 25 maja 2010 · Komentarze(3)
Akcji dzień drugi.

Dziś niestety zdarzył mi się paskudny upadek. Jechałam po BARDZO nierównym asfaltowym chodniku na wprost stadionu no i wyszło - osiadałam na kierownicy, pewnie trochę źle, pewnie na dodatek była dziura i Peugeot zawinął mi się jak rasowy gepard za zwierzyną w lewo a ja na prawo - przytarłam lekko na szczęście główką i cała siła poszła na bark i łokieć. Ubiór eleganckie spodenki POWYŻEJ kolana i koszulka na krótki rękaw, więc jak się można domyśleć - przyjechałam do pracy zakrwawiona jak nie wiem.

Zagoń rower do roboty! ©

Wyprawa do Dąbrowy Górniczej

Niedziela, 23 maja 2010 · Komentarze(0)
Korzystając z tego, że jestem w Sosnowcu - wybrałam się do koleżanki a potem wspólnie na Pogorię.
W trakcie jazdy do Dąbrowy zdarzyła mi się pierwsza porządna wywrotka na kolarce.

Pojechałyśmy razem na Pogorię IV - koleżance należą się słowa uznania - pierwszy raz w tym roku na rowerze i od razu 15 km w nogach :) I odważyła się przejechać kawałek kolarką, mimo że od zawsze jeździła na górskich.

Zabrze - Sosnowiec

Sobota, 22 maja 2010 · Komentarze(1)
Pociągiem z Miszką.
Ale ledwie na ten pociąg zdążyłam.
Wyjechałam wcześniej, jak trzeba. Jadę Mikulczycką i widzę w oddali, że spod wiaduktu w okolicach DK 88 jakiś chłopak zbiera rowerzystę z ulicy. Myślę, Boże - ktoś kogoś potrącił? Kiedy dojechałam do tego miejsca - ów "poszkodowany" rowerzysta znów leżał - tym razem na chodniku, wywrócony z nogami przerzuconymi przez koło i pupą na tymże kole. Przestraszyłam się nie na żarty, nogi tak dziwnie ułożone, pytam czy nie ma czegoś połamanego, czy zadzwonić na pogotowie.

No i okazało się iż nie jest to "poszkodowany" rowerzysta tylko KOMPLETNIE ZALANY rowerzysta. Zaczął mnie błagać żebym nigdzie nie dzwoniła, bo do więzienia pójdzie i mamrotać "tak to żech jeszcze nigdy nie mioł". Rowerzyście należałoby do tyłka nakopać że się na ulicę pchał, ale żal mi się tego roweru zrobiło i ściągnęłam chłopa z tych kół - uwierzcie mi, nawet nie był w stanie siąść do pionu, więc równie dobrze mogłam go tak zostawić i nie marnować krytycznie cennego czasu - ale niestety mam miękkie serce i twardą [...] .

Na szczęście potem ludzie naprawdę super uprzejmie schodzili mi na chodniku (że nie musiałam się z tym moim psem zatrzymywać żeby przepuszczać) i udało się.

Konferencja kardiologiczna - Multikino

Piątek, 21 maja 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Przyjemności
Spóźniona byłam, autobus Bóg wie o której, więc wzięłam mą kolareczkę i w profesjonalnym rynsztunku pomknęłam na taką szkoleniową konferencję - warsztaty kardiologiczne z transmisjami z operacji cewnikowania serca na żywo, przepyszną kawą i ciasteczkami na stoiskach firmowych.

Po akcesoria malarskie

Wtorek, 18 maja 2010 · Komentarze(0)
Skorzystałam z okazji, iż pada tylko deszcz konwekcyjny a nie wielkoskalowy (czego to się człowiek nie nauczy studiując prognozę pogody), ruszyłam do Praktikera.
Otóż na czas wielkich ulew zawiesiłam jeżdżenie do pracy i zabrałam się za malowanie pokoi. Do malowania ścian za półkami potrzebny mi był mniejszy wałek a i taśma papierowa też.
Bardzo fajny wałek i taśmę nabyłam - niestety gdy wychodziłam z Praktikera padał już deszcze wielkoskalowy i zmokłam jak pies ;-)

Deszczowe piekło

Niedziela, 16 maja 2010 · Komentarze(5)
Kategoria Przyjemności
Bardzo chciałam się z tymi koleżankami moimi kochanymi spotkać w Katowicach, więc zacisnęłam zęby (autobusy z Mikulczyc do centrum jak jeżdżą w weekendy, każdy wie ;) ) i wsiadłam. W jedną stronę na dworzec - jeszcze było znośnie.

Spotkanie było super - uśmiałyśmy się z mnóstwa rzeczy ile wlezie, umówiłyśmy się na rowery na Pogorię IV, może nawet uda się nam na wakacje pojechać w góry we wrześniu.

Ale droga powrotna - HORROR. Do deszczu doszedł paskudny wiatr. Na dworcu - Meksyk - pociągi odwołane z powodu podtopień, o innych ani widu ani słychu - mój był opóźniony o jakies 15 minut. W przedziale bagażowym - młody chłopak z dziewczyną, TOTALNY MARGINES i DNO, które cale 25 minut katowało nas wszystkich wulgarnymi przyśpiewkami z komórek. Przedział był pełny, ale nikt się nie odezwał - ja też niestety nie.
To są jedne z tych chwil kiedy autentycznie żałuję, że nie jestem doświadczonym w bojach Dresikiem, bo by było w przedziale miło, cicho i spokojnie.
Ktokolwiek wie, jak sobie w takich sytuacjach radzić - proszę o radę. Naprawdę.

No ale już na szczęście jestem w domu.