Po drodze z powrotem do koleżanki na chwilkę, gdzie zostałam z dobrego serca nakarmiona przepysznym obiadem (fasolką po - cytuję - "kretyńsku" ;) ). Są na świecie dobrzy ludzie i moja koleżanka Sabina bez wątpienia do nich należy :)
Króciutko, tak żeby rowerek poczuł przedwiośnie. Zima była piękną, śnieżna, pokazała co potrafi, więc w zasadzie to styczeń mógłby być już taki "na granicy", luty - ciapa - a 1 marca....
PS> Niestety drogi które wyłoniły się spod śniegu..... w życiu nie widziałam takich zniszczeń - Hermisza która miała piękny asfalt jest teraz totalnie popękana w drobną siateczkę. Nie wiem czy to ten śnieg, temperaturę czy te pługi, czy wszystko razem - ale wyglądało to koszmarnie.
Po ciężkim dniu w pracy i porażce na polu naukowym zebrałam resztki sił, żeby pojechać do Kościoła Św. Anny na koncert kolęd i pastorałek w wykonaniu zespołu Śląsk. Ledwie się trzymałam na rowerze, ale warto było: kościół przepięknie przyozdobiony (tu muszę uznać wyższość śląskich kościołów jeśli chodzi o dbałość o dekoracje, naprawdę). No i te nasze nieco smutnawe kolędy w takim wykonaniu naprawdę nabierają uroku.
Przepiękna podróż do pracy przez lodowy ocean. Inaczej nie da się określić chodników w 100% pokrytych lodową taflą. Wszystkich chodników. I przejść też. Ale mój Peugeot i moje oponki spisują się w takich sytuacjach po prostu PRZEPIĘKNIE. Naprawdę. Mój rower pokazał dzisiaj cały swój kunszt i hart ducha - nie wpadł w poślizg A.N.I. R.A.Z.U. i przez najcięższe lodowe bałwany przepływał jak po asfalcie.
... w wiele innych miejsc. Przepustka do przychodni - tam miałam niezbyt budującą okazję obejrzeć apogeum ludzkiej zimowej niechęci i zmierzłości. Nie neguję, że w służbie zdrowia jest kupę absurdów, ale Pani (i o zgrozo młoda 40-latka), która już do przychodni nie należy ale przychodzi bo, cytuję, "źle się poczuła, wyszła z pracy, wzięła kartę i przyszła do przychodni !!!" (jak można było wywnioskować Pani tak sobie chodzi po przychodniach POZ gdzie jej się zechce nie bacząc na prawne skutki w postaci przenoszenia deklaracji ;) ) i starszy Pan(ewidentnie na emeryturze) który przyszedł się zarejestrować o 12-stej (!) "przecież po receptę, bo mu się leki skończyły!!!" (tak jakby nie widać było, że się kończą i nie można było zadbać o to choć parę dni wcześniej) - no to też są absurdy tylko niestety po tej drugiej stronie.
Na peronie miałam okazję zobaczyć na własne oczy legendarne przyjazdy TLK na które, cytuję kolej,"mimo że się ludzi prosi, żeby przekładali podróże na inne terminy to oni i tak wybierają te najbardziej przeładowane połączenia" (sic!). Do tych ludzi przyjechał totalnie załadowany (łącznie z korytarzami) pociąg z 3-4 wagonami drugiej klasy i chyba 1-dnym pierwszej...
Po jakichś 15 minutach UPYCHANIA się po możliwych kątach wagonów reszta osób z jak najbardziej zasłużonej wściekłości po prostu stała tak nie pozwalając pociągowi ruszyć: