Polowanie na obiad, Politykę i najważniejsze - damskie sportowe kalesonki Crivit w Lidlu (oficjalnie damskie funkcyjne spodnie narciarskie) na zimę. Wyglądają całkiem fajne, na kolankach faktycznie troszkę ocieplają - zobaczymy jak będzie zimą :)
Pogoda była piękna, więc reset mi się całkiem udał :)
Ale zanim to wizyta w sklepie za prezentem, potem wizyta u dentysty - wyszłam z pięknie zrobioną trójeczką - NIC nie widać :)
I potem pociągiem do Szopienic, w pięknym ciepełku dotarłam do Sosnowca. U mamy super, pogadaliśmy, tradycyjnie podroczyłam się z ojcem o mniejszości seksualne w życiu publicznym ;) i wieczorkiem pojechałam.
I wtedy wydarzył się dramat.
Mam dużo ciepłych uczuć wobec Kolei Śląski, mimo że nie mają w elfach ani jednego uchwytu na rowery, wszystkim opowiadam że pociągi super, że m. Gliwicami a Częstochową jeżdżą już tylko same nowe i jest super.
I stoję sobie na dworcu, wybija 21:07 a na peron wjeżdża pociąg z najgorszych koszmarów rowerzysty - cholerna przedziałówka, z cholernymi wąskimi ręcznie otwieranymi drzwiami, wąskimi schodami (dowiedziałam się potem od zaprzyjaźnionego ratownika medycznego, że on w swojej karierze 3 razy przyjeżdżał do wypadków spadnięcia pod pociąg z tytułu tych cholernych schodów). Nie wierzyłam własnym oczom.
Wsiadłam na początku (musiałam kupić bilet) i resztę podróży (ok 50 minut) spędziłam na kawałku podłogi, w obskurnym, obdrapanym korytarzu z brudnymi szybami, koło kibla
Niby pojechałam kupić parasolkę ale tak naprawdę to chciałam się powłóczyć. Parasolki nie było fajnej za to przywiozłam z biblioteki książkę "Kapuściński non-ficton" i rzeczy na całkiem przyzwoity obiad.
Jezu - skanowałam na urządzeniu wielofunkcyjnym HP PhotoSmart 2 kartki 1,5 godziny... Nie mogłam się po tym napić z koleżanką wina. Nie dało się :) I byłam w domu o 23. Ale urlop mam - wolno mi! :)