Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2011

Dystans całkowity:485.07 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:36:31
Średnia prędkość:12.69 km/h
Liczba aktywności:28
Średnio na aktywność:17.32 km i 1h 21m
Więcej statystyk

Zjeździki i podjaździki

Niedziela, 13 marca 2011 · Komentarze(6)
Dzisiaj dla odmiany wzięłam Pepe i pojechałam w bardzo sentymentalne miejsce - tam gdzie ćwiczyłam pierwszy ostrzejszy zjazd terenowy. Robiłam to na trekingowym Felcie, bałam się jak cholera i byłam święcie przekonana, że jakbym miała rower górski, to byłoby o wiele lepiej i nie bałabym się ani troszkę. Dziś przekonałam się, że to były płonne nadzieje. Co tu kryć - znów bałam się jak cholera. Ale udało mi się :D Najpierw tylko kawałek, potem połowę (część A), potem drugą (część B), potem całość. Całość pierwszy raz, potem drugi, potem trzeci....

Zjazd 1 część A © yoasia


Zjazd 1 część B © yoasia

A potem pojechałam dalej w hałdy na całego :) Byłam tylko ja i jeden quadowiec :)
Był i taki zjazd, który pokonałam z marszu...
Zjazd 2 - u podnóża hałd © yoasia

I były takie "wałki" czyli ostro pod górkę i od razu z górki (na jednym przyznam się za każdą próbą "zacinałam" na szczycie ;) )
Terenowy wałek © yoasia


I na końcu jeszcze odwiedziłam zjazd łagodny ale długi na którym zawsze ścigałam się z psem :) Szału nie było bo spowalniały mnie tony grząskiego błota ale co tam :)
Zjazd 3 - długi, leśny © yoasia

A alias Pepe na Renegade'a wziął się stąd iż gdy już się z nim w miarę dogadałam i przestał mi się kojarzyć z krnabrnym bydlakiem, to z racji specyficznego siodełka zaczął kojarzyć mi się ze skunksikiem. A że jestem fanką skunksików a jednego w szczególności...

... to Renegade stał się Pepe'm ;)

Rozgrzewka

Sobota, 12 marca 2011 · Komentarze(10)
Kiedyś muszę zacząć starać się o te 5 tysięcy więc postanowiłam zacząć.
Wybierałam się jak sójka za morze, pół godziny zastanawiałam się jak się ubrać drugie pół się ubierałam, trzecie pół dopasowywałam kąt kierownicy i wysokość siodełka. Czwarte pół szukałam licznika - którego brak zawalił całą moją idee rozgrzewki więc wymyśliłam, że po prostu pojadę spokojniutko przez półtorej godziny na północny zachód i po 1,5 godziny zacznę wracać (i wpadnę na obiad do baru "Na rozdrożu").

Pogoda była śliczna, ubrałam spodnie przez kolanko i cienkie rajstopki (moje kolana wyglądają już po prostu "specyficznie" więc jedna blizna więcej nie zrobi różnicy :D), mam nadzieję że się choć troszkę opaliłam ;) i pooojechałam.

Po drodze pouśmiechałam się z napotkanymi rowerzystami, oprócz rowerzystów na kolarkach - jak Bozie kocham - WSZYSCY mieli okulary przeciwsłoneczne, zacięty wyraz twarzy i wzrok wbity do przodu. Mam nadzieję, że mnie się tak nie zrobi...

Dojechałam do wsi Łubie Dolne...
Finał podróży © yoasia

...gdzie dopadły mnie 2 dzikie bestie (ledwie uszłam z życiem na szczęście jedna bestia się nawet oswoiła...
Oswojona bestia © yoasia

... Gdy ruszyłam z powrotem psiaki znów dopadł drapieżny instynkt, ale byłam szybsza :P

A na końcu ja dopadłam jedzenie w baru "Na rozdrożu" - zjadłam talerz flaczków, talerz frytek i wypiłam 2 Coca-Cole.
Bar "Na rozdrożu" © yoasia

Uwielbiam tą knajpę - jest żywcem wyjęty z "Thelmy i Louise" albo "Brokeback Mountain". Stoi przy krzyżówce z której drogi ciągną się po horyzont a wokół rozciągają się pola - m. in. olbrzymie połacie rzepaku.

W domu przeliczyłam drogę na mapie google i wyszło 42 km - jak na mnie i jak na pierwszy raz po zimie - SUPER.

Do pracy przez Sosnowiec

Piątek, 11 marca 2011 · Komentarze(0)
Ano dokładnie przez Sosnowiec. A dokładnie przez Urząd Miejski w Sosnowcu, gdzie czekał na mnie nowy dowód osobisty.
Wyparowałam z domu o 6:10, o 6:34 wsiadłam do pociągu do Sosnowca z którego wysiadłam o 7:20. Wpadłam do Urzędu odebrałam dowód i o 7:47 siedziałam znów w pociągu do Zabrza i ostatecznie na 9:00 wpadłam do pracy.

W Urzędzie w Sosnowcu wspaniały klimat w wielometrowej kolejce do kasy.
- "Gdyby Pan szedł na wojnie z Berlina do Berlina to miałby pan prawo stać pierwszy!!!" - "Nooo - mój ojciec też zginał na wojnie..."
Od Pani wydającej dowody dowiedziałam się, że często muszą wzywać Straż Miejską do tej KOLEJKI...

Do serwisu z Peugeotem

Poniedziałek, 7 marca 2011 · Komentarze(0)
W celu reanimacji po zimie i z nowymi hamulcami.
Ja się sama ledwie wyreanimowałam po grypie z infekcją żołądka (na szczęście bez infekcji jelit). Było strasznie, mój żołądek po prostu stanął i przestał trawić, 3 dni jadłam rosół i sucharki z mlekiem. Horror. Dziś był pierwszy dzień kiedy mogłam coś normalnego zjeść i NIE bolał mnie od tego brzuszek.