Wycieczka, która się nie odbyła a powinna...
Jak jechałam do niej, oczywiście zaczęło kropić. Ale jak już wyjechałyśmy tym autem - nagle pogoda się zmieniła w mgnieniu oka. I już zaczęłam żałować, że nie pojechałam tam sama rowerem.
Potem był piknik lotniczy i PRZEPIĘKNE akrobacje samolotów. Naprawdę, stałam jak wryta - to była jedna z najwspanialszych rzeczy jakie w życiu widziałam.
Potem był koncert zespołu Afromental. Nie słyszałam, nie widziałam w życiu, coś mi się obiło na Pudelku o rudowłosej wokalistce. A zespół Afromental okazał się być bandą chłopów (bardzo rasowych chłopów) z 2-ma wokalistami - niesamowicie pozytywnie nastawionymi do życia, gadającymi ze sceny co im ślina na język przyniesie - ale za to jak! I już sobie zupełnie tego nie wyobrażałam, że po TAKICH lotach i TAKIEJ muzyce ja mam nagle wsiąść grzecznie i siedzieć na siedzeniu w samochodzie, a nie sunąć nocą przez miasta...
I jak ostatnio BARDZO nie miała serca do tego mojego roweru, to nagle mi go cholernie zabrakło. A więc wnioski są 2.
1. Rower to jednak ZAWSZE coś więcej niż 2 kółka, nawet jak pada deszcz.
2. Trzeba wierzyć, że ZAWSZE kiedyś po burzy przychodzi słońce.
I tym, pierwszym od 2 dni a może i nawet 2 tygodni, optymistycznym akcentem... :D