Wsiadłam na rower
Czwartek, 22 listopada 2012
· Komentarze(1)
Kategoria Przyjemności
Tak jak sobie obiecałam :)
I tak jak przypuszczałam zaplułam się i zacharczałam się (prawie) na śmierć.
Pojechałam do M1 - umówiłam się tam z kolegą - żeby kupić pleksę na moje biurko. I wywieźć niedobitki ze starego mieszkania.
Po co pleksa na biurko? Historia była taka, iż schodząc pierwszy do piwnicy w nowym mieszkaniu zobaczyłam tam śliczny podręczny drewniany stół. Przykryty potężną warstwą brudu, ale poczułam że jak go wezmę wyczyszczę, będzie pięknym biurkiem.
Parę tygodni później wtargałam go przez całe piętro do mieszkania i po umyciu okazało się... że się grubo pomyliłam.
Stoliczek był... trudny. O ile nóżki rokowały nadzieję, bo było to faktycznie drewno, mocno przybrudzone, ale do wyszlifowania i pomalowania, o tyle blat... Blat był zwykłą płytą paździerzową oklejoną taką koszmarną niby-sklejką taki charakterystyczny, PRLowski wzorek - biało szarą niby-kratkę. Nie wiem jak opisać mój dramat. Uratowało go tylko to, że był ciężki jak cholera i nie miałam siły już go znosić na dół.
Parę dni później, gdy ochłonęłam z tego dramatu, przewinęły mi się jeszcze raz przez ręce egzemplarze Red Bulletin, które z żalem wyrzucałam, bo zdjęcia tam są PRZEPIĘKNE. Naprawdę śliczne :) Napracowałam się dobre 3 godziny a może i 4, potem już brakowało tylko pleksy.
I gdy przywiozłam pleksę, trudny stół wygląda teraz tak...
I tak jak przypuszczałam zaplułam się i zacharczałam się (prawie) na śmierć.
Pojechałam do M1 - umówiłam się tam z kolegą - żeby kupić pleksę na moje biurko. I wywieźć niedobitki ze starego mieszkania.
Po co pleksa na biurko? Historia była taka, iż schodząc pierwszy do piwnicy w nowym mieszkaniu zobaczyłam tam śliczny podręczny drewniany stół. Przykryty potężną warstwą brudu, ale poczułam że jak go wezmę wyczyszczę, będzie pięknym biurkiem.
Parę tygodni później wtargałam go przez całe piętro do mieszkania i po umyciu okazało się... że się grubo pomyliłam.
Stoliczek był... trudny. O ile nóżki rokowały nadzieję, bo było to faktycznie drewno, mocno przybrudzone, ale do wyszlifowania i pomalowania, o tyle blat... Blat był zwykłą płytą paździerzową oklejoną taką koszmarną niby-sklejką taki charakterystyczny, PRLowski wzorek - biało szarą niby-kratkę. Nie wiem jak opisać mój dramat. Uratowało go tylko to, że był ciężki jak cholera i nie miałam siły już go znosić na dół.
Parę dni później, gdy ochłonęłam z tego dramatu, przewinęły mi się jeszcze raz przez ręce egzemplarze Red Bulletin, które z żalem wyrzucałam, bo zdjęcia tam są PRZEPIĘKNE. Naprawdę śliczne :) Napracowałam się dobre 3 godziny a może i 4, potem już brakowało tylko pleksy.
I gdy przywiozłam pleksę, trudny stół wygląda teraz tak...
Moje xtremalne biureczko© yoasia