Lasy w Reptach
Piątek, 12 sierpnia 2011
· Komentarze(0)
Kategoria Wyprawy małe i duże, Rowerowe wakacje 2011
Wakacji dzień 2.
Miałam wstać wcześnie rano, dojechać aż do Radzionkowa, zjechać trasę maratonu na Księżej Górze, odwiedzić jezioro Świerklaniec, wrócić i zdążyć na Masę Krytyczną.
Niestety lenistwo urlopowe dopada każdego. Wstałam o 9-tej, o 11-stej zamiast gnać przez pola siedziałam przed telewizorem i chichotałam oglądając "Bulionerów" (choć normalnie w ogóle ich nie oglądam). No i musiałam skorygować trasę i to ostro. Ale i tak było fajnie. Pojechałam do Rept do parku-lasu wokół sztolni Czarnego Pstrąga.
Gdy przejechałam przez pola za Grzybowicami, nie wiedzieć jak i kiedy niebo zrobiło się prawie bezchmurne i odczuwalna temperatura podniosła się chyba o 10 stopni. Musiałam przebrać się w zapasową koszulkę (którą wzięłam na Masę) a bluzę... Jak że w przyrodzie nic nie ginie, postanowiłam zwinąć bluzę w kosteczkę, schować pomiędzy gałęziami krzewu-drzewa i zabrać jak będę wracać z powrotem :)
Po drodze przewinęłam się przez pola za Wieszową
i znów spotkałam znanego myszołowa. Już mnie na 100% poznał, bo zrobił nade mną całkiem blisko parę kółek i coś tam nawet gadał do mnie po ptasiemu :)
Potem były górki-dołki na których nawet umierałam mniej niż ostatnio i park-las w Reptach. Zamiast zwiedzać szyby powłóczyłam się po nim ile wlezie i to bynajmniej nie na oficjalnych ścieżkach. PIĘKNY JEST.
Włóczyłam się po nim na wszystkie strony przez ponad godzinę, trochę się w pewnym momencie pogubiłam i dzięki temu mogłam na własne oczy zobaczyć legendarne Górnośląskie Centrum Rehabilitacji w Reptach. Potem troszkę popytałam i udało mi się wrócić. Czas mi się kończył więc popędziłam z powrotem już bardziej cywilizowanymi (czasem aż ZA BARDZO - przez 3-4 km jechałam główną 78 - brrrrr) i wpadłam do Iluzji na jedzenie i kawę (zabierając po drodze z powrotem rzeczoną bluzę :) ).
Tam dałam się źle zapamiętać rodzicom dwóch małych bachorków. Nie przeszkadza mi jak bachorki latają po całym dziedzińcu knajpy (knajpy, nie placu zabaw) łącznie z łapaniem mojego krzesła. Ale przeszkadza mi jak Tatuś bez pytania dotyka mojego roweru i próbuje go wkomponować w siatkę - "bo się przewróci" i przeszkadza mi jak buduje tamę z krzeseł przez wszystkie stoliki, że do własnego roweru muszę przeciskać się po krzakach.
No i strasznie mi było żal jednej dziewczyny która z nimi przyszła - ewidentnie samotna siostra jednej z matek. Oni (2 pary) gadali non stop o pierdołach związanych z bachorkami, ona siedziała i nie mówiła ani słowa. Jakbym miała okazję zamienić z nią dwa słowa, to bym jej poradziła, żeby pieprznęła ten wózek, wzięła rower i pojechała sobie choćby do najbliższego rowu albo zupełnie innej knajpy i na własny rachunek wypiła piwo - smakowało by jej 200 razy bardziej. A niejeden facet na pewno by do niej zagadał :)
Miałam wstać wcześnie rano, dojechać aż do Radzionkowa, zjechać trasę maratonu na Księżej Górze, odwiedzić jezioro Świerklaniec, wrócić i zdążyć na Masę Krytyczną.
Niestety lenistwo urlopowe dopada każdego. Wstałam o 9-tej, o 11-stej zamiast gnać przez pola siedziałam przed telewizorem i chichotałam oglądając "Bulionerów" (choć normalnie w ogóle ich nie oglądam). No i musiałam skorygować trasę i to ostro. Ale i tak było fajnie. Pojechałam do Rept do parku-lasu wokół sztolni Czarnego Pstrąga.
Gdy przejechałam przez pola za Grzybowicami, nie wiedzieć jak i kiedy niebo zrobiło się prawie bezchmurne i odczuwalna temperatura podniosła się chyba o 10 stopni. Musiałam przebrać się w zapasową koszulkę (którą wzięłam na Masę) a bluzę... Jak że w przyrodzie nic nie ginie, postanowiłam zwinąć bluzę w kosteczkę, schować pomiędzy gałęziami krzewu-drzewa i zabrać jak będę wracać z powrotem :)
Schowek na zbędną bluzę© yoasia
Po drodze przewinęłam się przez pola za Wieszową
Sierpniowe Pola za Wieszową© yoasia
i znów spotkałam znanego myszołowa. Już mnie na 100% poznał, bo zrobił nade mną całkiem blisko parę kółek i coś tam nawet gadał do mnie po ptasiemu :)
Potem były górki-dołki na których nawet umierałam mniej niż ostatnio i park-las w Reptach. Zamiast zwiedzać szyby powłóczyłam się po nim ile wlezie i to bynajmniej nie na oficjalnych ścieżkach. PIĘKNY JEST.
Las wokół Sztolni Czarnego Pstrąga-1© yoasia
Las wokół Sztolni Czarnego Pstrąga© yoasia
Las wokół Sztolni Czarnego Pstrąga - 2© yoasia
Włóczyłam się po nim na wszystkie strony przez ponad godzinę, trochę się w pewnym momencie pogubiłam i dzięki temu mogłam na własne oczy zobaczyć legendarne Górnośląskie Centrum Rehabilitacji w Reptach. Potem troszkę popytałam i udało mi się wrócić. Czas mi się kończył więc popędziłam z powrotem już bardziej cywilizowanymi (czasem aż ZA BARDZO - przez 3-4 km jechałam główną 78 - brrrrr) i wpadłam do Iluzji na jedzenie i kawę (zabierając po drodze z powrotem rzeczoną bluzę :) ).
Tam dałam się źle zapamiętać rodzicom dwóch małych bachorków. Nie przeszkadza mi jak bachorki latają po całym dziedzińcu knajpy (knajpy, nie placu zabaw) łącznie z łapaniem mojego krzesła. Ale przeszkadza mi jak Tatuś bez pytania dotyka mojego roweru i próbuje go wkomponować w siatkę - "bo się przewróci" i przeszkadza mi jak buduje tamę z krzeseł przez wszystkie stoliki, że do własnego roweru muszę przeciskać się po krzakach.
No i strasznie mi było żal jednej dziewczyny która z nimi przyszła - ewidentnie samotna siostra jednej z matek. Oni (2 pary) gadali non stop o pierdołach związanych z bachorkami, ona siedziała i nie mówiła ani słowa. Jakbym miała okazję zamienić z nią dwa słowa, to bym jej poradziła, żeby pieprznęła ten wózek, wzięła rower i pojechała sobie choćby do najbliższego rowu albo zupełnie innej knajpy i na własny rachunek wypiła piwo - smakowało by jej 200 razy bardziej. A niejeden facet na pewno by do niej zagadał :)