Dzieki i wzajemnie :)
siwy-zgr 22:36 poniedziałek, 23 listopada 2009
Mojego Felta tak uszczęśliwiły, jak stał pod McDonaldem - okazało się że dosłownie nad stojakiem parę metrów nad ziemią jest wystaje ze ściany kilka ozdobnych prętów i na każdym - ale to na każdym gołębia pupa. W życiu tak szybko nie odpinałam roweru :)
yoasia 22:19 poniedziałek, 23 listopada 2009
Marcin, ja cię przepraszam, ale muszę już iść spać - nie dosypiam ostatnio i mam cienie pod oczami jakby mi ktoś za przeproszeniem przylał. Miłych snów ci życzę :)
Nie wiem :) Na pewno nie wygląda ładnie ;)
siwy-zgr 21:55 poniedziałek, 23 listopada 2009
O cholera - to jeszcze gorzej, bo chyba to kolor lakieru wyżera, czy jakoś tak, prawda?
yoasia 21:54 poniedziałek, 23 listopada 2009
hahahaha :))))))))))))) Dobre, udało Ci się to o gołębiach :) U nas nie tyle okna co samochody na parkingu :)
siwy-zgr 21:50 poniedziałek, 23 listopada 2009
Oj można by można - o samej zwierzynie - mrówkach, myszach akrobatach włażących przez wentylację aż na 10 piętro, piwniczno/zsypowych menelach-szczurkach, gołębiach które wiadomo co robią przede wszystkim. Ja miałam czasem wrażenie że one chyba nic nie robią w życiu poza obsrywaniem okien - a latają tylko po to, żeby się przenieść i obesrać kolejne.
yoasia 21:48 poniedziałek, 23 listopada 2009
A cholera nie pamiętam, ale chyba tak. One przeważnie w rejonach parapetu się znajdowały, ale zdarzało się, że zapędzały się w różne dziwne miejsca :) Na temat mieszkania w blokach to by można było książkę napisać :)
siwy-zgr 21:44 poniedziałek, 23 listopada 2009
Myśmy mieli walkę z góry przegraną, bo one po prostu w naszym bloku mieszkały - pewnie w tych nieszczęsnych szczelinach między płytami. Na szczęście faraonki są małe i dość pokojowe, więc nie gryzły i łaziły w swoich konkretnych miejscach, bez takiego chaosu o którym piszesz. Dało się w miarę koegzystowac ;) Tylko każde zostawione na wierzchu jedzenie po paru godzinach przepadało bezpowrotnie...
yoasia 21:41 poniedziałek, 23 listopada 2009
A te twoje, to pewnie były te czarne dzikusy?
hehehe :) nie męczysz mnie, to po 1, a po 2 mrówki owszem, mieliśmy z nimi problemy i chyba mamy co roku, ale to na balkonie głównie. Jednego roku właziły mi notorycznie przez otwarte okno do pokoju albo też przez jakieś pęknięcia dziwne. To szło zwariować :) To nie tak, że to było kilka mrówek w skali pokoju. Były ich setki, a nawet tysiące ;-) Mogłem z 15 minut chodzić po pokoju i zgniatać je palcem, by za kolejne pół godziny powtarzać akcję :)
siwy-zgr 21:34 poniedziałek, 23 listopada 2009
Obiecuję, że nie będę cię już zamęczać - ale powiedz mitylko - mrówki faraonki łażące wbrew prawom grawitacji równiutko w połowie ściany jak w wojsku jedna za drugą 24/h na dobę, też miałeś?
yoasia 21:29 poniedziałek, 23 listopada 2009
Wiesz co, nie tylko u mnie tak leciało (parter). U sąsiadów z wyższych pięter też. Chyba się zorientowali o co chodzi i zakleili to.
siwy-zgr 21:22 poniedziałek, 23 listopada 2009
A od razu wpadli o co chodzi, czy najpierw chcieli ściany kuć w poszukiwaniu rur ? ;)
yoasia 21:17 poniedziałek, 23 listopada 2009
Generalnie od srodka tez nic nie bylo widac bo to gdzies sobie po tym łączeniu spływało i dopiero "wylewało" na ścianę nieco poniżej sufitu :)
siwy-zgr 21:15 poniedziałek, 23 listopada 2009
Wiem jakie - chodzi o łączenia między płytami? No - ale masz racje - pewnie były mniejsze i nie wyglądało to tak cudnie jak to u mojej koleżanki.
yoasia 21:11 poniedziałek, 23 listopada 2009
Nie noooo, to nie były dziury na wylot :) Tzn. były na wylot, ale nie jakieś dziurska wielkości piłki od golfa tylko mniejsze, pęknięcia itp. Chyba mnie źle zrozumialas. Wiesz jaka jest woda - wszędzie się dostanie. Gdzieś była mała szparka, potem nieco rozsadziło i poszło już więcej do środka.
siwy-zgr 21:07 poniedziałek, 23 listopada 2009
No i ona właśnie miała taką dziurę w ścianie "na wylot" zalepioną smołą.
yoasia 21:05 poniedziałek, 23 listopada 2009
Matko jedyna :) Ja chyba coś takiego widziałam u koleżanki w małej miejscowości pod Gliwicami w takim starym domu (wybudowanym w latach 50-tych dla PGRowskich VIP-ów) - pomagałam jej remontować korytarz - jeśli można to nazwać remontem - raczej to było "pomalować i oby nie spadło na głowę". Ja oberwałam prądem z otwartych kabli przy malowaniu ścian - a koleżance sypał się sufit na głowę jak tylko go dotknęła pędzlem z farbą.
yoasia 21:04 poniedziałek, 23 listopada 2009
No i udało nam się też wyrąbać sporą dziurę przy drewnianej framudze drzwi wejściowych na klatkę - bo się okazało że przy budowie "troszkę" kradli cegły i w niektórych miejscach był po prostu piach z czymś tam.
Dziury na łączeniach są smołą zaklejane. Gdzieś ta smoła puściła i woda się przedarła czyniąc to co wyżej opisałem. A jak naprawili? Zalepili smołą :) Teraz już jest cały blok styropianem obłożony i otynkowany więc nic takiego nie będzie miało miejsca....Kieeedyś to były czasy ;)
siwy-zgr 20:58 poniedziałek, 23 listopada 2009
O mój boże... Mieszkałam w bloku jakieś 24 lata - ale czegoś takiego z płytami to nie przeżyłam... A w jaki sposób to potem "naprawiali"?
yoasia 20:50 poniedziałek, 23 listopada 2009
A cieknącą wodę miałem pare lat temu jak podczas roztopów woda dostała się między płyty bloku i jak znowu mróz ściął to porozsadzało i zaczęła nam woda lecieć w mieszkaniu po ścianie. Musiałem panele w rogu pokoju podnosić i opierać na czymś żeby mi nie spuchły. Cuda się dzieją czasami :)
siwy-zgr 20:44 poniedziałek, 23 listopada 2009
hehehehehe :) Ci ludzie mają dar do takich tekstów :) Jestem ciekaw czy oni w ogóle czasami myślą co mówią czy nie... :) Tak, ocieplali, ale zrobili to całkiem dobrze. Jest ciepło mimo iż nie odkręcamy kaloryferów. A termometr już był stary i skala mu wyblakła ;)
siwy-zgr 20:41 poniedziałek, 23 listopada 2009
Oooo - pewnie ocieplali? Ja przeżyłam taki remont - jeszcze jak mieszkałam w innym miejscu w Zabrzu - wymianę dachu w zeszłym roku - ale to była tragedia. Ktoś się chyba połasił na to, że za wymianę dachu (papa) zimą mniej zapłaci i się zgodził. Zdjęli papę położyli Bóg wie co - ja mieszkałam tuż pod strychem, więc zapłaciłam za ogrzewanie majątek. A jak oni to zdejmowali.... jak nie daj Boże wychyliłeś się w nieodpowiednim momencie przez okno, to mogłeś oberwać sporym kawałkiem. Kawałki papy wisiały na drzewach, nawet jeden na antenie satelitarnej.
yoasia 20:38 poniedziałek, 23 listopada 2009
Finał tej wirtuozerii odbył się, gdy przyszły roztopy, a artyści pozdejmowali w piątek na weekend rynny. I zalała nam mieszkania. Wodą po prostu ciekła ciurkiem po ścianie strychu - jak w jaskini ;) Pamiętam jak dziś kiedy w poniedziałek zobaczyłam artystów na placu budowy i biegnę z wielkimi oczami, że cóż oni nawyprawiali, mamy z sąsiadką mieszkania zalane - na to artysta uspokającym tonem krzyczy do mnie "ale, pani.... to wszystkim na ostatnich piętrach zalało!"
Dzisiaj słońca było dość dużo, ale temperatury realnej nie znam. Remontowali nam blok i przy tej okazji zdjęli nam termometr zza okna i chwilowo jestem bez :)
siwy-zgr 20:28 poniedziałek, 23 listopada 2009
Dzięki :) A tak na poważnie, to u was też jest tak słonecznie (czyli kilknanaście stopni i pełne słońce)?
yoasia 20:26 poniedziałek, 23 listopada 2009
Sprawdzałem prognozę i nie zapowiadali opadu rowerowego więc powinnaś być bezpieczna :)
siwy-zgr 20:23 poniedziałek, 23 listopada 2009
No ja w tą sobotę jadę ponurkować na rzeczony Zakrzówek - ciepło pewnie już nie będzie, ale marzyłabym żeby chociaż takie słońce świeciło... I żeby mi żaden rower na głowę nie spadł... ;)
yoasia 20:21 poniedziałek, 23 listopada 2009
Teoretycznie tak, a praktycznie to ona dawno nie nurkowała. W każdym razie na pewno jest to fajna sprawa.
siwy-zgr 20:17 poniedziałek, 23 listopada 2009
Aaaaa - czyli ma stopień P2 pewnie CMAS - no to masz PRAWDZIWEGO płetwonurka w rodzinie :) a nie jakiegoś tam rekreacyjnego... Zrobić P2 na naszych polskich jeziorach - czyli w rzeczonych ciemnościach, to naprawdę dużo.
yoasia 20:12 poniedziałek, 23 listopada 2009
Pytałem się - siostra ma drugi stopień czyli nurkowanie do 40m i w ciemnościach jeśli dobrze zapamiętałem. Też nurkowała w Zakrzówku i też uczęszczała do Krakena.
siwy-zgr 18:50 poniedziałek, 23 listopada 2009
Swój kiedyś w nerwach zostawię ;)
yoasia 12:59 piątek, 20 listopada 2009
Fajnie :) Weź tam jakiś stery rower wrzuć bo akcent informatyczny już jest :)
siwy-zgr 12:36 piątek, 20 listopada 2009
A tak Zakrzówek wygląda pod wodą:
yoasia 12:28 piątek, 20 listopada 2009
http://www.kraken.pl/galeria/Zakrzwekpodwod/index.html
ten ratownik może być równie bezmyślny.... No - ale już nic nie mówie, bo ty przecież faktycznie nie masz z tym nic wspólnego
yoasia 12:20 piątek, 20 listopada 2009
Domyślam się no i właśnie na wspomnianych przeze mnie filmikach widać jakie to piękna miejscówka.
siwy-zgr 11:50 piątek, 20 listopada 2009
Rozumiem Twoje obawy, ale chyba nie są bandą bezmyślnych dzieciorów. W komentarzach widać, że nawet ratownika tam mieli. Nie wiem jak długo szukałaś, ale jak poszukasz dłużej to nawet filmiki na youtubie są.
siwy-zgr 11:48 piątek, 20 listopada 2009
ogólnie często się nurkuje właśnie przy ściankach kamieniołomu, bo tam są często rybki poukrywane i bardzo ładnie takie ściany pod wodą wyglądaja :)
yoasia 11:48 piątek, 20 listopada 2009
Przepraszam :) ale ja tam nurkuję i bardzo mnie to przeraziło :)
yoasia 11:47 piątek, 20 listopada 2009
ok, ok, ale nie krzycz na mnie ;) mnie sie tylko podoba impreza sama w sobie, a w szczegoly sie nie zaglebialem :)
siwy-zgr 11:46 piątek, 20 listopada 2009
nadzorem - a dokładniej - dzierżawią cały Zakrzówek
yoasia 11:46 piątek, 20 listopada 2009
Dobra słuchaj - status zalewu Zakrzówek jest taki, że jest to akwen wykupiony częściowo przez prywatnych właścicieli, częściowo przez miasto - całość pod nadzorem Centrum Nurkowego Kraken - jest ogrodzony - i jeśli oni robią to bez porozumienia to to jest KRYMINAŁ.
yoasia 11:44 piątek, 20 listopada 2009
Nie wiem, ale chyba nie. Przecież to chyba nie jest na tyle duży obiekt żeby będą nurkiem nie widzieć, że coś się tam dzieje albo będąc rowerzystami/ludźmi ( ;) ) nie widzieć, że ktoś nurkuje?
siwy-zgr 11:39 piątek, 20 listopada 2009
O boże - znam ten klif - mam nadzieję że to jest bardzo oficjalnie robione łącznie z zamknięciem obiektu dla płetwonurków - matko - dostać takim rowerem w głowę albo takim rowerzystą.... To jest legalne czy nie?
yoasia 11:37 piątek, 20 listopada 2009
Hmm wydaje mi sie, ze dosc dlugo trwal.Spytam sie jej bo bede sie z nia widzial w weekend :) PS.A zakrzówek faktycznie świetne miejsce :) Poszukaj sobie w necie "zakrzówek dirt jam" :) Zawody w skakaniu na rowerach do wosy - bomba :D
siwy-zgr 11:28 piątek, 20 listopada 2009
A kojarzysz ile trwały jej kurs? W sensie {ok 2 tygodni z wyjazdem || parę miesięcy z nurkowaniami w trybie weekendowym} czy raczej kilka dni?
yoasia 11:20 piątek, 20 listopada 2009
Spoko, zastosowałem starą dobrą metodę ctrl+c, ctrl+v :)
siwy-zgr 11:13 piątek, 20 listopada 2009
Co do stopni to wiem, ze są jakies, ale nie znam przedziałów. Moja siostra tez chyba ma ten podstawowy, a moze jakis drugi tez.Nie wiem dokladnie. Wiem,ze uczyla sie u jakichs dosc znanych w Polsce kolesi,w Warszawie.
Co do Twojego egzaminu to strasznie traumatyczne przezycia mialas ;) Dobrze,ze finał był z happy endem :)
ćwiczenie wstawiania URLi
yoasia 11:08 piątek, 20 listopada 2009
http://www.akpkalmar.pl/galerie/oboz_lipiec_2008/images/HPIM3834.jpg
http://www.akpkalmar.pl/galerie/oboz_lipiec_2008/images/HPIM3849.jpg
A ładne niedenerwujące się kobiety czekają miesiącami na swoje konsolki do nurkowania.
yoasia 11:03 piątek, 20 listopada 2009
Wiesz co - 3 lata temu w wakacje zrobiłam kurs. Robiłam go i nurkuję w naszych jeziorkach i kamieniołomach (pod Krakowem jest piękny "Zakrzówek") i pewnie z czasem wybiorę się gdzieś za granicę.
Początki miałam strasznie ciężkie - byłam najgorsza na kursie, uszkodziłam sobie ucho ("źle" zrozumiałam wytłumaczenie jak wyrównywać ciśnienie w zatokach) egzamin robiłam nie ze wszystkimi, ale po kursie. Na samym egzaminie jak wpadłam do tej wody i zdołałam się ubrać, to się z nerwów i stresu poryczałam i przez łzy wyszlochałam do instruktora że ja w ogóle ostatni raz do wody wchodzę i nigdy więcej.
A potem jakoś tak się uparłam i zaczęło mi to powoli, powoli coraz lepiej wychodzić - i się okazało, że z mojego kursu, to tylko ja nurkuję regularnie. Mam już troszkę tych nurków za sobą, nawet w nocy - pod lodem jeszcze nie. Maksymalna głębokość na jakiej przy moim stopniu (bo są stopnie nurkowe) to 20 metrów.
A tak wyglądam pod wodą :)
http://www.akpkalmar.pl/galerie/oboz_lipiec_2008/images/HPIM3834.jpg
http://www.akpkalmar.pl/galerie/oboz_lipiec_2008/images/HPIM3849.jpg
Aaaaahh to allegro ;) Nie denerwuj sie, bo nerwy szkodza urodzie :) PS.Od dawna nurkujesz? Moja siostra sie tym tez interesowala, ale raczej tak bardzo rekreacyjnie.
siwy-zgr 10:37 piątek, 20 listopada 2009
No te są faktycznie najładniejsze. I gratuluję błotników - b. ciekawie wyglądają. Ja mam takie crossowe - ale wąskie.
yoasia 09:43 piątek, 20 listopada 2009
Ja jestem dzisiaj trochę wściekła, bo kupiłam konsolę do nurkowania przez Allegro, czekałam na nią tydzień i okazało się, że brata sprzedawcy, który miał to wysłać (sam sprzedawca jest za granicą) - gardełko zabolało i stwierdził że moja przesyłka (za która już zapłaciłam) może poczekać, bo on się źle czuje! Psia krew! Najchętniej to bym się sama po tą konsolę do nurkowania zgłosiła.... Z oddziałem Hunów !!!
Przesłuchałem i tylko niektóre piosenki mi się podobają. Głównie te, które zawierają wszelkie wariacje motywu przewodniego. Aczkolwiek muzyka jako taka wydaje się bardzo dobra. Może po seansie filmu bardziej mi podejdzie.
siwy-zgr 22:54 czwartek, 19 listopada 2009
Mam juz caly soundtrack. Przeslucham go i pozniej napisze co sadze :)
siwy-zgr 14:22 czwartek, 19 listopada 2009
Świetna ? Ja mam wszystkie - nawet najdrobniejsze kosteczki mego układu szkieletowego osobno - jak tego słucham :)
yoasia 09:43 czwartek, 19 listopada 2009
Ściągnę sobie na początek tego Jana Kaczmarka.
Dobra, film już się ściąga, a muzyczka faktycznie jest świetna.
siwy-zgr 09:36 czwartek, 19 listopada 2009
A co do muzyki ogólniej to słucham różnych soundtracków. Ja Ci polecam muzykę z filmu Rescue Dawn skomponowaną przez Klausa Badelta. Polecam również muzykę z filmu Finding Neverland popełnioną przez naszego rodaka Jana Kaczmarka. Jak będziesz chciała więcej to powiedz :P
To ściągnij i obejrzyj koniecznie - jeśli porusza ci serducho taka muzyka jak ta z "Pianisty" to film na pewno ci się będzie podobał. Jest kapitalny i wręcz kipi namiętnościami
yoasia 09:29 czwartek, 19 listopada 2009
( ten palec był odrąbany nie tylko przez odwiedzanie fortepianu ale i mężczyzny, który się tym jej fortepianem zaopiekował).
Zaryzykowałabym stwierdzenie, że to film mojego życia - oglądałam go już jakieś 20 razy, naprawdę....
A ścieżka dźwiękowa - można się rozpłynąć :) - tu masz dla przykładu utwór - taki w sumie główny motyw filmu...
http://jablonka89.wrzuta.pl/audio/6WGMUEH1mBd/the_heart_asks_pleasure_first_the_promise
Fortepian (The Piano) 1993 r. Jane Campion
(jak nie znajdziesz, to daj znać, to ci nawet mogę pocztą wysłać, bo mam płytkę DVD ;))
hehehe :) Nie, niestety nie oglądałem, ale mam doświadczenie z nieodpowiednimi kobietami w moim życiu więc wiem czym to pachnie ;)
siwy-zgr 08:53 czwartek, 19 listopada 2009
Ja myślę, że to jest najlepsze miejsce - bo jak dam np. na gratka.pl i odpowie mi mężczyzna, który owszem kobietą by się zajął ale do rowerów sentymentu nie ma - to będzie jak w tym filmie "Fortepian" Jane Campion - oglądałeś ?
yoasia 08:51 czwartek, 19 listopada 2009
Strasznie się działo - nieodpowiedni mężczyzna wziął za żonę kobietę - tyle że nie z rowerem, tylko z fortepianem - i co? Kobietę zabrał do domu, a fortepian zostawił na plaży. W finale filmu z wściekłości odrąbał jej palec i zagroził że za każdą następną ucieczkę do fortepianu utnie jej kolejny.... Ja za coś takiego dziękuję.
Masz trochę racji...W takim razie musisz dać ogłoszenie do innych mediów ;)
siwy-zgr 08:43 czwartek, 19 listopada 2009
Eeee - nie chcę żyć w żadnym rezerwacie - Indianie amerykańscy nie wyszli na tym najlepiej. Zdecydowanie wystarczą dobre ręce.
yoasia 08:36 czwartek, 19 listopada 2009
hehehe :) Powinnaś się udać do jakiegoś rezerwatu, pod specjalną opiekę, a nie ogłoszenie wystawiać ;)
siwy-zgr 08:27 czwartek, 19 listopada 2009
Hmmmm.... w takim razie, skoro ja i mój rower jestem egzemplarzem cennego i zagrożonego gatunku, to ja chyba wystawię ogłoszenie:
yoasia 08:08 czwartek, 19 listopada 2009
_________________________________________________________
ODDAM SIĘ W DOBRE RĘCE.
kobieta (rocznik 1981) i jej rower (rocznik 2007)
__________________________________________________________
heh, Wy to macie dobrze :) kobieta z rowerem to gatunek zagrożony i niesłychanie rzadko spotykany. dlatego jak byście wpadły do serwisu to, idę o skrzynkę zimnego piwa, że zostałybyście obsłużone bez kolejki i nawet po godzinach pracy ;)
siwy-zgr 23:12 środa, 18 listopada 2009
Właściwie - to jakby tak spojrzeć z boku, to nawet nie psioczą tak bardzo a wręcz b. często wykazują się żelaznym spokojem...
yoasia 21:29 środa, 18 listopada 2009
Żeby tylko tak łagodniej psioczyli.... Ale poza tym są naprawdę kapitalni - prawdziwe Harry-Potterki :)
yoasia 21:27 środa, 18 listopada 2009
Pozdrawiam :)
Pewnie!! a jak widzą, dziewczynę (często tak mam) z rowerem - to od razu spieszą z pomocą! Wiele razy mi skórę uratowali, zawsze przykręcą odpowiednią śrubę o której bym akurat nie pomyślała:D
kuguar 21:24 środa, 18 listopada 2009
Pozdrower!!!!
eeech dzięki za pocieszenie - czyli mówisz, że ogólnie tacy po prostu są z natury?
yoasia 21:13 środa, 18 listopada 2009
pozdrawiam i życzę dużo cierpliwości do Jastrzębia!!!
kuguar 21:01 środa, 18 listopada 2009
Panowie z serwisów rowerowych są zawsze w dechę:D trochę popsioczą, ale jak przyjdzie co do czego to i tak działają cuda:)
kuguar 21:00 środa, 18 listopada 2009