Kotlina kłodzka - odc 3
Środa, 16 lipca 2014
· Komentarze(0)
Kategoria Rowerowe wakacje 2014
Przełęcz Puchaczówka.
Było ciężko. Ogólnie dzień zapowiadał się CIEPŁO, więc zarzekałam się sobie samej że wyjadę 9:30 - 10:00. Ale jak to mówią - Cygan za towarzystwo dał się powiesić, więc do 11-stej chodziłam po wszystkich miejscach domu z Malwiną i Asia i toczyłyśmy mniej i bardziej poważne rozmowy. Potem naprawdę już już miałam wyjeżdżać, tylko założyć drugie oczka i w drogę. I wtedy jednak soczewka spadła mi w łazience, nad zlewem, z palca i wsiąkła jak kamień w wodę.........
Żebyście mnie widzieli jak przez 1,5 godziny rozkręcałam zlew, płukałam go ile wlezie, nawet specjalnie wrzuciłam do kratki drugą soczewkę żeby się przekonać czy one na pewno się "wylewają" razem z wodą z drugiej strony. Wyszło że się powinny wylewać. No więc skręciłam zlew i koniec końców znalazłam oczko jak się wysypało spomiędzy włókien dywanika. Zaczynało mi już podsychać, więc znów nerwowa akcja ratunkowa w płynie, udana na szczęście.
I wyjechałam o 12:40.
Jezu jak ja się męczyłam w tym upale po drodze. Chryste Panie. Najpierw dobrych 10 kilometrów przez miasto (włączając pomyłkowy zjazd na rondzie). Potem ścieżka rowerowa przez odkryte pola, paskudną, nie do końca wydeptaną "ścieżką". Szlak ten - jak się potem w lesie okazało - w ogóle nie miał klasy ścieżki rowerowej i resztę tej męki słodziła mi sadystyczna wizja rodziny z małymi dziećmi która tam hipotetycznie mogła wjechać. Wyobrażałam sobie jak te dzieci płaczą, spadają z rowerów, a gdy chcą odpocząć to - tak jak mnie - gryzą je końskie muchy. Sadyzm wielki jak moje cierpienia.
Ale na szczęście potem się skończyły. Wjechałam na końcową, już asfaltową serpentynę o konkretnym nachyleniu. Po drodze na szczęście była restauracja z wodą mineralną z lodówki. Na koniec było już naprawdę konkretne nachylenie i upragniony koniec - przełęcz Puchaczówka
Naprawdę piękny koniec
Przełęcz Puchaczówka © yoasia - widok na zachód
Przełęcz Puchaczówka © yoasia - widok na wschód
A to widok na Czarną Górę - Górę Downhillowców.
Czarna Góra z przełęczy Puchaczówka © yoasia
Znajduje się tam trasa na której organizowane są puchary Polski w DH. I kolejka linową z wagonikami do przewozu rowerów.
Potem już miałam tylko końcowy podjazd na szczyt Pasiecznik (883 m n.p.m.) - który był, przy tych poprzednich męczarniach, naprawdę wielką ulgą
Wjazd na Pasiecznik © yoasia
A potem to już TYLKO z górki - i to dobre kilka kilometrów górskim szlakiem
Z-górki-na-pazurki z Pasiecznika © yoasia
Z możliwością (pod koniec) obejrzenia pewnych rzeczy w całości - jak rozległego górskiego kamieniołomu.
Kamieniołom w Stroniu Śląskim © yoasia
I fotka zrobiona "przy okazji" pokazująca w jak zatłoczonym i przeludnionym miejscu spędzałam wakacje :D
Stary Gierałtów © yoasia
Było ciężko. Ogólnie dzień zapowiadał się CIEPŁO, więc zarzekałam się sobie samej że wyjadę 9:30 - 10:00. Ale jak to mówią - Cygan za towarzystwo dał się powiesić, więc do 11-stej chodziłam po wszystkich miejscach domu z Malwiną i Asia i toczyłyśmy mniej i bardziej poważne rozmowy. Potem naprawdę już już miałam wyjeżdżać, tylko założyć drugie oczka i w drogę. I wtedy jednak soczewka spadła mi w łazience, nad zlewem, z palca i wsiąkła jak kamień w wodę.........
Kiedyś jeździłam bez okularów i źle nie było. Wadę mam taką dość dość, astygmatyzm o sile około -2
na obu oczętach, ale co tam. Ale jak zaczęłam nosić soczewki to się okropnie przyzwyczaiłam do tego,
że dobrze widzę z daleka szlaki na drzewach, że dobrze rozpoznaję topografię kamoli i korzeniz przyzwoitym
wyprzedzeniem.
na obu oczętach, ale co tam. Ale jak zaczęłam nosić soczewki to się okropnie przyzwyczaiłam do tego,
że dobrze widzę z daleka szlaki na drzewach, że dobrze rozpoznaję topografię kamoli i korzeniz przyzwoitym
wyprzedzeniem.
Żebyście mnie widzieli jak przez 1,5 godziny rozkręcałam zlew, płukałam go ile wlezie, nawet specjalnie wrzuciłam do kratki drugą soczewkę żeby się przekonać czy one na pewno się "wylewają" razem z wodą z drugiej strony. Wyszło że się powinny wylewać. No więc skręciłam zlew i koniec końców znalazłam oczko jak się wysypało spomiędzy włókien dywanika. Zaczynało mi już podsychać, więc znów nerwowa akcja ratunkowa w płynie, udana na szczęście.
I wyjechałam o 12:40.
Jezu jak ja się męczyłam w tym upale po drodze. Chryste Panie. Najpierw dobrych 10 kilometrów przez miasto (włączając pomyłkowy zjazd na rondzie). Potem ścieżka rowerowa przez odkryte pola, paskudną, nie do końca wydeptaną "ścieżką". Szlak ten - jak się potem w lesie okazało - w ogóle nie miał klasy ścieżki rowerowej i resztę tej męki słodziła mi sadystyczna wizja rodziny z małymi dziećmi która tam hipotetycznie mogła wjechać. Wyobrażałam sobie jak te dzieci płaczą, spadają z rowerów, a gdy chcą odpocząć to - tak jak mnie - gryzą je końskie muchy. Sadyzm wielki jak moje cierpienia.
Ale na szczęście potem się skończyły. Wjechałam na końcową, już asfaltową serpentynę o konkretnym nachyleniu. Po drodze na szczęście była restauracja z wodą mineralną z lodówki. Na koniec było już naprawdę konkretne nachylenie i upragniony koniec - przełęcz Puchaczówka
Naprawdę piękny koniec
Przełęcz Puchaczówka © yoasia - widok na zachód
Przełęcz Puchaczówka © yoasia - widok na wschód
A to widok na Czarną Górę - Górę Downhillowców.
Czarna Góra z przełęczy Puchaczówka © yoasia
Znajduje się tam trasa na której organizowane są puchary Polski w DH. I kolejka linową z wagonikami do przewozu rowerów.
Potem już miałam tylko końcowy podjazd na szczyt Pasiecznik (883 m n.p.m.) - który był, przy tych poprzednich męczarniach, naprawdę wielką ulgą
Wjazd na Pasiecznik © yoasia
A potem to już TYLKO z górki - i to dobre kilka kilometrów górskim szlakiem
Z-górki-na-pazurki z Pasiecznika © yoasia
Z możliwością (pod koniec) obejrzenia pewnych rzeczy w całości - jak rozległego górskiego kamieniołomu.
Kamieniołom w Stroniu Śląskim © yoasia
W tutejszych górach wydobywa się sporo kamienia i przy okazji kamieni szlachetnych.
Po zjeździe do Stronia wparzyłam do małego - ale bardzo bogatego Muzeum Minerałów
i nabyłam kolejną bransoletkę do mojej pamiątkowej kolekcji. Bransoletkę z kulek
sokolego oka - nieprzezroczystej odmiany brunatnego kwarcu z włóknistym wrostkami
nieutlenionego krossytu :)
A po ludzku rzecz ujmując - jak się na nie patrzy, to tak jakby w środku tańczy taki niebieski pasek.
Pamiątkowa bransoletka © yoasia
Po zjeździe do Stronia wparzyłam do małego - ale bardzo bogatego Muzeum Minerałów
i nabyłam kolejną bransoletkę do mojej pamiątkowej kolekcji. Bransoletkę z kulek
sokolego oka - nieprzezroczystej odmiany brunatnego kwarcu z włóknistym wrostkami
nieutlenionego krossytu :)
A po ludzku rzecz ujmując - jak się na nie patrzy, to tak jakby w środku tańczy taki niebieski pasek.
Pamiątkowa bransoletka © yoasia
I fotka zrobiona "przy okazji" pokazująca w jak zatłoczonym i przeludnionym miejscu spędzałam wakacje :D
Stary Gierałtów © yoasia